XXXIV | „Złamanego serca nie da się ponownie skleić."

92 10 5
                                    

-Miley, jesteś tutaj? - usłyszałam cichy szept, który prawdopodobnie dobiegał zza ścian. Nie byłam w stanie stwierdzić, do kogo należał. Ciężko było otworzyć mi oczy, a głowa bolała mnie tak cholernie mocno, że to niczego nie ułatwiało.

Podniosłam swoje spojrzenie w górę, a moim oczom ukazało się obskurne pomieszczenie. Cholera, wciąż tutaj jestem. W dalszym ciągu przechodzę ten koszmar, z którego tak bardzo chciałabym się obudzić.

Całe moje ciało przeszywał ból, którego nigdy w życiu, nikomu nie życzę. Nawet nasz największy wróg, nie powinien przechodzić tego, co ja przechodziłam kilka godzin temu, sama nie wiem dokładnie ile. Godziny tutaj zamieniają się w dni, a ja zaczęłam tracić rachubę czasu.

Światło znajdujące się w pomieszczeniu raziło moje spuchnięte od płaczu oczu. Chciałam się stąd wydostać, jednak nie było to możliwe. Obecnie moje ciało przywiązane było do drewnianego krzesła, które swoją drogą było cholernie niewygodne. Kolejny już raz szarpnęłam rękoma, a jedyne co poczułam, to okropny ból wywołany sznurami wbijającymi się w moją skórę. Przez ten cały czas wydawało mi się, że jestem sama. Na to też wskazywało puste pomieszczenie, w którym znajdowałam się jedynie ja i kurz unoszący się w powietrzu.

W pokoju umieszczone były drzwi które pokryła rdza. Westchnęłam cicho i zamknęłam na chwilę swoje oczy, chcąc wymyślić sposób w jaki mogłabym się uwolnić.

Mój błogi spokój został przerwany przez hałas po drugiej stronie pokoju. Szybko uniosłam głowę w górę, a wtedy dotarł do mnie wystrzał z pistoletu, oraz czyjeś kroki. Moje serce momentalnie zaczęło bić szybciej. Czy się bałam? Jak cholera.

W tej chwili marzyłam tylko o tym, by Zayn znów mnie przytulił. Kochałam gdy to robił, był tak delikatny w stosunku do mnie. Może ciężko to sobie wyobrazić, ale tak właśnie było.

Metalowe, dość ciężkie drzwi zaskrzypiały, a ja zapomniałam jak się oddycha. Zza nich wyłoniła się damska postać. Dobrze wiedziałam kim była, a jej głos jedynie mnie w tym upewnił.

-Zee, mam nadzieję, że twoja decyzja w końcu została podjęta. Czas wybrać. Ona czy nasza córka.

Nie mogłam w to uwierzyć. Veronica stała w tym samym pomieszczeniu, a przy jej ramieniu stał Zayn. Jego wzrok był mętny. Nie patrzył na mnie. Robił wszystko by tylko nie spojrzeć w moje oczy. Chciałam żeby to zrobił, chciałam, żeby mnie przytulił i żeby powiedział, że wszystko będzie okej.

-Puścisz ją i Sophie. Taka była umowa.-Warknął w jej stronę i zacisnął swoje pięści. Zupełnie nic z tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam o jakiej pieprzone umowie mówił Zayn i co robił z Veronica.

-Zayn? O czym ty mówisz?- Zapytałam drżącym głosem. Skakałam spojrzeniami z niego na moją oprawczynie.

-Zostawię Was na chwilę.- Veronica spojrzała na mnie z cholernie szerokim uśmiechem. O co do jasnej cholery w tym wszystkim chodziło. O czym mówił Zayn?

-Możesz mi wyjaśnić o co chodzi?- zapytałam cicho.

Malik przez chwilę stał pod jedną ze ścian. Patrzył w podłogę, wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Jego oczy były cholernie ciemne, nie było w nich widać żadnego uczucia.

-Będziesz wolna, ale musisz obiecać mi, że zajmiesz się Sophie. Ona Cię potrzebuje.- w końcu uniósł w górę swoje spojrzenie. Jego twarz wyglądała na cholernie zmęczona, oczy były chyba smutne. Sama nie potrafiłam określić jego uczuć, z jednej strony był zimny i zdystansowany, a z drugiej strony wykładał jak wulkan pełen emocji, które ledwo trzymały się kupy.

||Just Protect My Daughter|| Zayn Malik~Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz