Rozdział 7

448 18 2
                                    

Przez kolejne trzy doby ich dni wyglądały tak samo. Obydwoje wstawali rano, wspólnie jedli śniadanie, wychodzili z domu, a wieczorem wracali i rozmawiali siedząc na kanapie. Przez trzy tygodnie całkowicie przyzwyczaili do obecności tej drugiej osoby i chyba w jakiś sposób lubili przebywać w swoim towarzystwie. 

W czwartek rano, kiedy Hermiona była już w Hogwarcie, Draco szykował się do wyjścia do pani Stones, której tym razem miał pomóc w zakupach, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Na początku stwierdził, że nie będzie otwierać, ale kiedy dzwonek stał się natarczywy zszedł na dół, żeby otworzyć. Przed nim stał szatyn średniego wzrostu i mierzył go wzrokiem.

-Tak?- zapytał się Draco, odwzajemniając sposób patrzenia.

-Szukam Hermiony Granger. Mieszka pod tym adresem.

-Hermiona niestety wyszła.

-A ty co tutaj robisz?- zapytał groźnie, a Draco poczuł, jak podnosi mu się ciśnienie.

-Mieszkam tutaj tymczasowo.- powiedział teraz jawnie patrząc się na chłopaka z niechęcią.

-Czy możesz przekazać Mionie,-Mionie!?- że przyjechał Adam? Będzie wiedzieć o kogo chodzi.

-Jasne.- odpowiedział i zatrzasnął chłopakowi drwi przed nosem układając usta w triumfalny uśmiech. Usłyszał jeszcze przekleństwo i oddalające się kroki. Pół godziny później wyszedł z domu.

Kiedy wrócił około czwartej był wyczerpany, bo okazało się, że pani Stones zabrała go chyba w każdy zakątek Londynu. A to warzywka tutaj, a owocki tam. A jeszcze pieczywo to najlepsze tylko 8 kilometrów dalej. Merlinie, nawet nie widział, że starsi ludzie przeznaczają tyle czasu na zakupy. Wszedł do domu, w którym unosił się zapach jedzenia i dopiero teraz poczuł, jaki był głodny. Zrobiło mu się miło, że wracając czuje, że ktoś gotuje. U niego nie było czegoś takiego; skrzaty gotowały w kuchni w innym skrzydle i podawały gotowe potrawy na stół w jadalni. Tutaj było inaczej i pasowało to do tego miejsca. Takie naturalne. Tak chyba pachnie prawdziwy dom. Zrobił głęboki wdech i krzyknął z przedpokoju.

-Jestem już!

-Ok! Za jakieś dwadzieścia minut obiad!

-To dobrze, jestem okropnie głodny.- powiedział już normalnie, gdy wszedł do kuchni.- Jak było dzisiaj?- zapytał szczerze zainteresowany, jak idą prace naprawcze przy odbudowie zamku.

-Powiem ci, że dzisiaj było naprawdę ciężko. Nadal tkwimy w wieży Gryffindoru. Chyba oberwaliśmy najbardziej.- uśmiechnęła się.

-Podejrzewam, że lochy są praktycznie nietknięte.

-No, coś tam było do zrobienia, ale z tego co wiem, wszystko zostało zrobione w jeden dzień.

-No to rzeczywiście niewiele.- powiedział, zaglądając się jej przez ramię.- Co robisz?

-Już nic, czekam na ziemniaki; kotlety już zrobione, a surówka jest w lodówce.

-Ok, to ja lecę wziąć prysznic. Zaraz będę.- powiedział i już miał wychodzić z kuchni, gdy przypomniała mu się sytuacja z rana.- A, zapomniałbym. Dzisiaj był tutaj jakiś chłopak. Powiedział, że nazywa się Adam i prosił, żebym ci przekazał, że wrócił i że będziesz wiedzieć o kogo chodzi.

-Adam wrócił?- krzyknęła szczęśliwa, a Draco poczuł nagły przypływ złości na tak żywiołową reakcję.- Muszę do niego zadzwonić.- wyszła do salonu i chwyciła za słuchawkę, a Draco poszedł na górę.

Kiedy stał już pod prysznicem, a ciepła woda spływała po nim strumieniami, pozwolił błądzić swoim myślom, w których cały czas widział uśmiechniętą Hermionę. Gdzieś z tyłu głowy, przez chwilę, pojawiła się myśl, że dziewczyna wyglądała naprawdę ładnie. Szkoda, że musiała się tak cieszyć na wieść o tym bucu. Jakoś w tym momencie, nie przeszkadzał mu fakt, że w ogóle nie znał chłopaka, ale już wiedział, że go nie lubił. W końcu otrząsnął się ze swoich myśli. Zszedł na dół i usłyszał jeszcze końcówkę konwersacji. Akurat się żegnali.

Alternatywą jest AzkabanWhere stories live. Discover now