Rozdział 22

281 13 2
                                    

Uczta odbyła się w odbudowanej Wielkiej Sali i tylko dzięki wielkiemu wysiłkowi wielu osób wyglądała ona dokładnie tak samo jak przed bitwą. Cztery długie stoły były już zajęte i pierwszoroczniacy zostali już przydzieleni do swoich domów, a w pomieszczeniu panował okropny gwar.

Minerwa McGonagall po swoim przemówieniu usiadła na miejscu dyrektora i powoli sunęła wzrokiem po wszystkich zebranych w Wielkiej Sali. Miała cichą nadzieję, że taki stan beztroski będzie tutaj panować już zawsze i nic ani nikt jej nie zakłóci. Była naprawdę szczęśliwa, że uczniowie będący w szkole w zeszłym roku, byli teraz szczęśliwi i roześmiani, choć doskonale wiedziała, że zapewne wielu z nich nadal walczy ze swoimi demonami.

*

Hermiona rozluźniła się całkowicie, kiedy usiadła przy stole Gryffindoru, a teraz prowadziła ożywione rozmowy z innymi osobami, których nie widziała ani w zeszłe wakacje, ani w zeszłym roku szkolnym. Była tak zaabsorbowana innymi ludźmi, że nie zdawała sobie sprawy z tej jednej osoby całkowicie zaabsorbowanej właśnie nią.

-Przestaniesz w końcu?- usłyszał przy swoim uchu.

-Ale o co ci chodzi?- zapytał niewinnie Draco, odwracając się w stronę Blaise'a.

-Cały czas się na nią patrzysz.- Zabini dobitnie stwierdził fakt.

-Na nikogo się nie patrzę.- odpowiedź Draco była ofensywna.

- Ta, a ja jestem puszkiem pigmejskim.- Zabini powiedział z persyflażem w głosie.- Przecież za chwilę i tak będziesz z nią sam na sam w dormitorium, więc się napatrzysz.- dodał już znacznie ciszej, żeby nikt ich nie usłyszał, ale wszyscy byli zajęci swoimi rozmowami.

-Wiem.- powiedział trochę nieobecnym głosem głosem.

-Serio Draco? Ze wszystkich dziewczyn ze szkoły akurat ona? Mugolaczka?- zapytał się Blaise, a arystokrata spojrzał się na niego.

-Taka ironia losu.- odpowiedział z uśmiechem na ustach, nie było sensu kłamać Zabiniemu, on zawsze potrafił go rozgryźć. Po chwili brunet wyciągnął różdżkę i rzucił Muffliato. Lepiej nie ryzykować rozsiewania plotek po szkole już pierwszego dnia.

-Twoja matka wie?

-Nie.- padła sucha odpowiedź.

-Powiesz jej?- Blaise dalej drążył temat.

-Na razie nie ma o czym.- w głosie Draco rozbrzmiewała gorycz.

-A masz nadzieję, że będzie?- tego pytania blondyn się nie spodziewał.

-Mam, ale sam nie wiem.- czarnoskóry przyjaciel patrzył na niego zachęcając do dalszej rozmowy.- Czasami mam wrażenie, że ona coś do mnie czuje, przyłapuję ją na tym, jak się na mnie patrzy, a czasami... czasami jest jak dzisiaj, kompletnie mnie ignoruje.- blondyn był rozgoryczony.

-No proszę, nadworny łamacz niewieścich serc sam teraz wiem, jak to jest.- zaśmiał się Blaise, ale Draco nawet nie odpowiedział na tę zaczepkę. W sumie po co, skoro to była prawda?- Słuchaj, daj jej trochę czasu. I włącz ten swój szarmancki charakterek przy którym każda padała ci do stóp i będzie po sprawie.

-Nie sądzę, żeby to pomogło. Wydaje mi się, że to by ją tylko zniechęciło.

-No mój przyjacielu. W takim razie będziesz musiał wykazać się inwencją twórczą. Ale wydaje mi się, że za niedługo powinno ci się udać.- Zabini puścił oczko w stronę blondyna.

-To znaczy?- szybko zapytał się Malfoy.

-Słuchaj, widziałem was tylko chwilę w księgarni wtedy na Pokątnej i przyglądałem się wam się na peronie, ale między wami coś jest. To się da wyczuć, jak ktoś przebywa w waszym towarzystwie. Więc walcz dzielny rycerzu!- Blaise zaśmiał się w głos i przy okazji uniósł rękę, jakby trzymał w niej szablę.

Alternatywą jest AzkabanWhere stories live. Discover now