Trzeci pierniczek

555 52 318
                                    

3 grudnia


W ciągu ostatnich dwóch tygodni odbyły się jeszcze dwa spotkania GD, każde w inny dzień, ponieważ nie udało im się wspólnie ustalić jednego konkretnego ze wzgląd na treningi quidditcha.

Cynthia coraz lepiej sobie radziła z zaklęciem rozbrajającym, redukującym oraz spowalniającym. Jej towarzyszem przy każdym spotkaniu pozostawał Neville. Szybko złapali ze sobą kontakt, choć Cynthia w dalszym ciągu wstydziła się każdej rozmowy, którą z nim przeprowadzała, ale wiedziała, że była to kwestia czasu. Musiała się przyzwyczaić do nowego kolegi. 

Nawet zajęcia z Umbridge stały się jakby przyjemniejsze, gdy z tyłu głowy miała kolejne spotkanie GD i satysfakcję z robienia czegoś, czego zarówno ona, jak i ministerstwo, bało się najbardziej. 

— Nie wierzę, że ta szurnięta landryna znowu się do ciebie przyczepiła! — prychnęła z frustracją Ginny Weasley, kiedy wyszły wspólnie z klasy obrony przed czarną magią.

Kompletnie niezrażona Cynthia lekko wzruszyła ramionami. 

— A ty nic na co? — nie dowierzała Ginny. — Tak nie może być! 

— Przestań, Ginny. Naprawdę mnie to nie obchodzi, na tych lekcjach może nawet mną zamiatać podłogę — oznajmiła cicho Cynthia i z niewielkim zdenerwowaniem poprawiła na ramieniu torbę. — Spotkania GD wszystko rekompensują. 

Spojrzała w oczy najmłodszej Weasley, aby dodać rzetelności swoim słowom, ale nawet wówczas dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. 

— Nienawidzę jej — burknęła i skręciła u boku Puchonki w prawe rozwidlenie korytarza. — Mam nadzieję, że dopadnie ją jakiś hipogryf, albo coś, i przestanie nas uczyć...

— Ginny! — zaśmiała się Cynthia, ale Gryfonka nie wyglądała na zniechęconą. 

— Poważnie — rzekła z zrozpaczoną miną. — Nie wytrzymam z nią jeszcze dłużej niż tydzień... Uch, teraz mamy osobno... — wymamrotała Ginny, spojrzawszy na swój plan. — No nie! Transmutacja ze Ślizgonami! Ale pech... A ty, co teraz masz?

— Eliksiry... — wybełkotała ze zmartwieniem. 

— Niezbyt dobrze... — Ginny się skrzywiła, ale zaraz później położyła swoją dłoń na ramieniu przyjaciółki. — Poradzisz sobie, wiem, że trudno w to uwierzyć, kiedy ma się lekcje ze Snape'em, ale wbrew wszystkiemu sobie poradzisz. 

Cynthia odpowiedziała jedynie fałszywym uśmiechem i ruszyła w stronę lochów powolnym krokiem. Ona nie była taka pewna co do tej kwestii. Nie radziła sobie zbytnio z eliksirami, co profesor Snape zdawał się wykorzystywać, aby ośmieszyć ją przed całą klasą, krytykując stworzony wywar. 

Promienie słońca przenikały przez wielkie okna i opadały niczym łuki na lśniącą w ich blasku podłogę, kiedy Cynthia przyśpieszyła kroku, gdyż zorientowała się, że jeśli w dalszym ciągu będzie się tak ociągała, to dostanie już na początku długie kazanie.

Ze zdenerwowaniem otworzyła pudełeczko pierniczków. Zaczęła w nim grzebać, aby wyciągnąć tego z uroczym kształtem renifera, gdy na kogoś wpadła. Pisnęła, a z zaskoczenia całe pudełko rąbnęło z hukiem na podłogę. 

Z mieszaniną strachu i smutku przyjrzała się leżącym w rozsypce pierniczkom, które teraz nie przypominały z wyglądu żadnego racjonalnego kształtu, ponieważ się połamały. 

— Przepraszam — rzuciła cicho, nawet nie spojrzawszy, z kim się zderzyła. Uklękła, aby pozbierać swoją rozsypkę.

— To ja przepraszam... Znowu na kogoś wpadłem... Jestem beznadziejny...

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz