Siedemnasty pierniczek

305 35 199
                                    

17 grudnia

#17dzieńWritemas


W dzień Bożego Narodzenia Cynthia obudziła się z nie tak świetnym humorem, jak sobie wyobrażała. Bardzo cieszyła się, że nareszcie nastał tak długo wyczekiwany przez dziewczynę dzień, do którego odliczała przez cały dni dni w kalendarzu, ale okoliczności nie były zbyt optymistyczne.

Dowiedziała się, że tata Ginny trafił w ciężkim stanie do szpitala Świętego Munga. Nie wiedziała zbyt wiele o tym, ponieważ wszystko było jeszcze świeże, ale Ginny poinformowała ją o wszystkim w liście. Z tego, co wyczytała, Gryfonka była roztrzęsiona, więc Cynthia włożyła wiele starań w słowa pocieszenia. Jakoś lepiej jej się to wszystko pisało, niż mówiło. Gdyby miała pocieszyć przyjaciółkę słownie, to na pewno powiedziałaby coś głupiego, a tak to miała więcej czasu i mniej presji, aby wymyślić całą odpowiedź.

Trochę się martwiła o stan Artura, choć nigdy nie miała raczej okazji poznać go lepiej, osobiście. Zdarzyło się raz, na początku trzeciego roku, kiedy oczekiwała na peronie 9 i 3/4 na Ginny, z którą się umówiła, aby znaleźć wspólnie przedział w Ekspresie Hogwart. Nie rozmawiali jednak zbyt wiele, jedynie Ginny krótko ich sobie przedstawiła, tak samo jak z Molly. 

Dla Cynthii to był naprawdę niezręczny moment przez jej nieśmiałość. Stała tam jak kołek i jedynie się głupio uśmiechała, bez przerwy przytakując. Jedyne, co wykrztusiła, to jej imię i nazwisko. Pomimo że, teoretycznie, trwało to niezwykle krótko, to Cynthia odebrała odwrotne wrażenie. Zdążyła przez te kilka minut spalić się ze wstydu i niezręczności przynajmniej sześć razy.

W każdym razie martwiła się o stan Artura, w końcu był to tata jej przyjaciółki. Cała rodzina Weasleyów i Don Dotson, która była najlepszą przyjaciółką bliźniaków oraz, właściwie, niemalże przynależała do ich rodziny odkąd zaprzyjaźniła się z Fredem i George'em, czyli już na pierwszym roku, teraz znajdowała się najpewniej w szpitalu, w same Boże Narodzenie... 

Z westchnięciem spojrzała na kupkę prezentów w rogu jej łóżka. Po krótkiej chwili uklękła na podłodze i zaczęła je rozpakowywać. Dziwnie się czuła, gdy przebywała w dormitorium zupełnie sama. Amanda i Connie zdążyły już wyjechać na tegoroczne święta do swoich domów. 

Pierwszy pakunek zawierał drobny upominek od rodziców w postaci mugolskiego czasopisma, książki, również mugolskiego autora, masy słodyczy, oraz bardzo ciepłą, typowo zimową bluzę z kożuchem. Dopadła też obszernego listu, przy którym się popłakała, gdy przeczytała, że rodzice za nią tęsknią. Natychmiast im odpisała. 

Od Justyna dostała książkę i zestaw piór, o które go prosiła, od Hanny i Ernesta po standardowych słodyczach i drobiazgach, jak na przykład zawieszki w świątecznych kształtach, od Luny zabawne, różowe okulary, które podobnież miały umożliwiać dostrzeganie nargli. Cynthia nałożyła je na siebie i rozejrzała się z uwagą po dormitorium, ale nic nie przyuważyła. Wtedy sobie przypomniała o tym, jak Luna mówiła coś o lubieniu przez te stworzenia jemioł.

Dostała również prezent od Ginny, którym była książka „Sekrety niezwykłych zwierząt" znanego magizoologa — Deona Marsha, o której zakupie myślała już od długiego czasu. Cóż, Ginny ją wyprzedziła. 

To były już wszystkie prezenty. Wstała więc i otrzepała spodnie z resztek papieru prezentowego, a następnie zeszła szybko po schodach i powędrowała w stronę Wielkiej Sali, aby zjeść śniadanie. Po drodze natknęła się na Justyna, z którym też zasiadła przy okrągłym stole. Z niesmakiem spojrzała na Umbridge, która w ten dzień świąt wydawała się być jeszcze bardziej denerwująca, o ile to było w ogóle możliwe. 

Zaraz po śniadaniu, kiedy zamierzała zanieś swój i Justyna list do sowiarni, aby jak najprędzej je wysłać, dogonił Cynthię Neville. 

— Mam! — wykrzyczał, a zaskoczona tym Cynthia zmierzyła chłopaka wzrokiem.

Wyglądał bardzo zabawnie i jak siedem nieszczęść w jednej osobie — od stóp do głów cały w mące, z czapką przekrzywioną na głowie oraz z jednym rękawem bluzy podciągniętym pod nadgarstek.

— Co się stało? — zapytała zagubiona Cynthia. 

— Mam! — powtórzył i wcisnął jej w dłonie małą tackę pełną pierników. — Nie miałem zbyt wielu możliwości, przez to, że poznaliśmy się dosyć późno... — zaczął szybko tłumaczyć. — Więc postanowiłem, że sam przygotuję dla ciebie pierniki... Ale oczywiście musiało się coś stać! Najpierw mąka, którą ściągałem z półki, cała wysypała się prosto na mnie, później przypaliłem te pierniki, więc były do wyrzucenia, dlaczego nie przyszedłem na śniadanie... Ale mam! Udało mi się! Zrobiłem je! Jako twój prezent świąteczny! — wykrzyczał ze szczęściem Neville i westchnął z ulgą, że udało mu się wykonać to zadanie.

— Naprawdę? — wyszeptała. — Zrobiłeś dla mnie... pierniki?

— Wiem, że to nie to samo, co jakiś inny, fajniejszy prezent... — zaczął się tłumaczyć zawstydzony Neville, ale Cynthia mu natychmiast przerwała:

— Co ty opowiadasz, to najlepszy prezent, jaki mogłabym dostać — powiedziała, szczerze wzruszona i, jeszcze zanim Neville zdążyłby cokolwiek zrobić, wpadła mu w objęcia. 

Nie zważała na to, że cały był umorusany w mące. Cynthia była naprawdę wzruszona tym, że tak się dla niej poświęcił. Nie spodziewała się, że dostanie jakikolwiek od Neville'a prezent, nawet na niego nie liczyła. 

— Twój też mi się spodobał — wydusił zaczerwieniony Neville, kiedy Cynthia się od niego odsunęła i wskazał na swoją głowę. — Sama zrobiłaś tę czapkę?

— Zgadza się. Może tę będziesz nosił — zaśmiała się. 

— Na pewno. Widzisz? Nawet mam ją w zamku — powiedział z uśmiechem. — Och... Teraz ty też jesteś cała w mące...

Cynthia machnęła niedbale dłonią i przetarła policzki. 

— Jeszcze tutaj... — Neville podszedł i, niewiele myśląc, strącił mąkę z nosa dziewczyny. 

Puchonka otworzyła szerzej oczy i nie potrafiła ani drgnąć, a zamiast tego wpatrywała się dziwnie w Neville'a, który szybko się opamiętał o cofnął o kilka kroków. Zaczerwienił się jeszcze bardziej i odwrócił wzrok.

— Przepraszam... — wykrztusił, patrząc w swoje buty.

— Nic nie szkodzi! — wypaliła Cynthia i z powrotem się do niego przybliżyła. Teraz to ona wyciągnęła dłonią i starła z policzka, a następnie czoła Neville'a mąkę. — Teraz... ty też jesteś czysty... — wyszeptała z uśmiechem.

Wpatrywali się w siebie przez chwilę w ciszy, stojąc tak blisko siebie, że stykali się butami. Cynthia uznała, że zakłopotany Neville wyglądał naprawdę uroczo. Chociaż chłopak nie miał już ani grama mąki na twarzy, to Cynthia nabrała nagłej ochoty, aby ponownie go dotknąć. Nie wiedziała, skąd się wziął ten pomysł i też nie miała odwagi, aby to zrobić, dlatego odchrząknęła i się odsunęła. 

— Wesołych świąt — powiedziała cicho Cynthia. Spojrzała Neville'owi prosto w oczy.

— Wesołych świąt. 


7 dni do świąt

Równy tydzień, kto by pomyślał? Uch, ten rozdział może zawierać trochę literówek, bo był strasznie na szybko pisany — część przed korkami, część po, a mój mózg po korkach z matmy to jak mózg Umbridge — nie istnieje. 

W każdym razie mam nadzieję, że wyszedł mimo wszystko okej. I, rany... Jeszcze tylko 6 rozdziałów przed nami! Tylko 6! Ja już tak chcę zakończyć ten Writemas i zająć się zaniedbanymi fanfiction! Już się normalnie nie mogę doczekać 24 grudnia.

Lecimy z tym! Uda mi się! Trzymajcie kciuki, hah ♥

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz