Dwudziesty pierwszy pierniczek

319 36 215
                                    

21 grudnia

#21dzieńWritemas


To, że Neville się zmienił, było zwykłym niedomówieniem.

On stał się zupełnie innym człowiek. To tak, jakby niczym wąż zrzucił swoją poprzednią skórę. Zaczął być coraz bardziej milczący. Pogrążał się w wielu refleksjach, znikał spojrzeniem, ukrywał się za kotarą nieobecnego wzroku. Myślał tak, jak myślą poeci, ale z tym wyjątkiem, że...

W jego oczach widniała determinacja. Determinacja walki.

Cynthia wiedziała już po jednym spojrzeniu, że wieść o ucieczce Bellatriks wstrząsnęła nim jeszcze bardziej aniżeli przypuszczała. Starała się więc go wspierać. Aby czuł, że nie był sam, bo w końcu miał ją i nigdy nie miała pozwolić na to, aby czuł, że było inaczej.

Obserwowała z dumą, że na zebraniach GD radził sobie coraz lepiej. Poczynił zdumiewające, nawet dla samego Harry'ego, postępy. Tylko Hermionie udawało się szybciej nauczyć zaklęć od niego, ale czy był w końcu ktoś, kto wyprzedziłby samą Hermionę?

Nigdy nie napomknął choćby słówkiem o Bellatriks czy swoich rodzicach, choć musiał widzieć te co poniektóre spojrzenia, które padały na niego zwłaszcza w czasie ćwiczeń gwardii. Znosił je dzielnie, ignorował, skupiając się na nowopoznanych zaklęciach.

Jednocześnie Cynthia, która coraz więcej czasu spędzała z Neville'em pod przykrywką, że potrzebował wsparcia, zaczęła rozumieć, że stał się dla niej znacznie ważniejszy, niż kiedykolwiek śmiałaby przypuszczać.

Nie potrafiła jeszcze tego zidentyfikować, choć siedziała godzinami i pochłaniała się myślom, które buzowały w głowie Puchonki jak w kociołku w czasie warzenia eliksiru.

A skoro mowa już o eliksirach, warto zauważyć, że Cynthia tak bardzo skupiała się na tym, co zaczynała czuć do Neville'a, że już dwa razy zdążyła wysadzić kociołek w czasie zajęć z profesorem Snape'em, który nie był z tego zbyt zadowolony. Właściwie to był wściekły, choć sama Cynthia, w głębi siebie oczywiście bardzo zakłopotana i skruszona, na zewnątrz w ogóle się tym nie przejmowała przez to, że miała zbyt wiele innych spraw na głowie.

Jedną z nich był, oczywiście, Neville, ale drugą Eleina, która potrzebowała teraz masy uwagi i wsparcia.

Sprzed kilkoma dniami dostała w liście wiadomość, że jej rodzice się rozwodzili. W liście! I to tak zupełnie nagle. Wcześniej, jak mówiła Eleina, przed wyjazdem do Hogwartu na czwarty rok, wszystko było zupełnie w porządku, aż teraz sowa doręczyła jej informację, że się rozwodzili.

— Kłócili się od zawsze — tłumaczyła Eleina. — Nie pamiętam, aby w domu kiedykolwiek było inaczej. Odbierałam to za normalne. To, że wrzeszczeli na siebie, kiedy próbowałam spać. Wykłócali się z byle powodu. Matka raz miała pretensje, że tata nie przestawił wazonu tam, gdzie mu wskazała. Ale byłam do tego przyzwyczajona. W końcu wytrzymali ze sobą tyle lat. Nie sądziłam, że... Że się nagle rozwiodą.

Eleina była twarda jedynie na zewnątrz. Gdy się ją poznało, można było dostrzec, że była naprawdę wrażliwa i uczuciowa. Bardzo przeżywała informacje o rozwodzie. Widziała, że wiele on zmieni.

— Będę musiała wybrać — rzekła chłodno pewnego wieczoru, kiedy siedziała wraz z Cynthią na zimnych schodach i bawiła się palcami — to znaczy z kim chcę zamieszkać. Albo tata, albo mama. To nie jest trudne, zawsze miałam lepsze relacje z tatą, ale nie chcę jednocześnie stracić kontaktu przez to z mamą...

— Na pewno zrozumie — wyszeptała pocieszająco Cynthia. — I na pewno nie stracisz z nią kontaktu. Przecież jesteś jej córką. Nawet jeśli nie chce dłużej być z twoim tatą, to na pewno nie w myśli jej, żeby odrzucić ciebie.

— Nie znasz jej. — Eleina pociągnęła nosem i wytarła szmatką oczy, które od płaczu miała już zaczerwienione. — Ona jest taka jak ja. Strasznie wybuchowawa i unosi się dumą. Nie zdziwię się, jeśli wyjdzie z kraju i więcej nawet do mnie nie napiszę, gdy wybiorę tatę. Pieprzone rozwody! — Z wściekłością rzuciła szmatkę o schody, a Cynthia jedynie się do niej przysunęła i przytuliła z boku.

Czas jednak mijał, tak samo jak czasem przemijają uczucia. Wypalają się jak ostatnie płomienia w kominku, czy gasnące za sprawką powiewu powietrza świeczki. Nawet Eleina ze swoim ciętym językiem i bezpośredniością nie mogłaby zmusić swoich rodziców do miłości, której nie było już od dobrych lat.

Każdy czar, rzucony raz, czy powtórzony jeszcze choćby z dziesięć, kiedyś w końcu pryska.

U Cynthii jednak dopiero się pojawiał. Każdy ranek, popołudnie czy wieczór spędzony z Neville'em coraz bardziej ich do siebie przybliżało. Po zakończeniu ferii siedzieli razem w bibliotece i powrócili do wspólnej nauki, podczas której znowu rozmowy zdarzały się odbiegać na inne tory.

— Chciałbym robić coś z zielarstwem — odpowiedział na pytanie postawione przez Cynthię Neville w kwestii swojej przyszłości. — Jeszcze przed nami dwa lata, ale... Tak, myślę, że to byłoby dla mnie najodpowiedniejsze, a ty?

— Nie wiem, w tym problem — westchnęła Cynthia i ugryzła jednego z lukrowych pierników. — Najlepiej to... nic.

— Nic? — Neville się uśmiechnął, nakreślając na swoim wypracowaniu z transmutacji kolejne zdanie.

Cynthia tymczasem mu się bez przerwy przypatrywała. Nie potrafiła się skupić na własnym zadaniu, na własnej nauce, gdy przed nią siedział. Z dziwnym powodów każdy jego najmniejszy ruch ją dekoncertował. Znacznie bardziej wolała na Neville'a patrzeć, niż się uczyć.

— Sama nie wiem... Wszystko wydaje się być takie nieodpowiednie — wyjaśniała, wbijając w Neville intensywny wzrok.

— Nie ma zupełnie nic, co chciałabyś robić?

— Może... — Cynthia się zastanowiła. — Uczyć w Hogwarcie? Uwielbiam to miejsce. Mogłabym się zająć opieką nad magicznymi stworzeniami, w końcu uwielbiam ten przedmiot.

— Tak jak ja zielarstwo — wyznał po chwili i uniósł wzrok znad swojego pergaminu. Spojrzał na Cynthię, której pod wpływem jego spojrzenia zrobiło się gorąco.

— Moglibyśmy razem zostać nauczycielami — wypaliła, a pod wpływem wzroku Neville'a się zarumieniła. — Chyba by było fajnie... No wiesz, znowu być razem w Hogwarcie... Tylko tym razem jako nauczyciele...

— Też tak uważam — powiedział cicho i szybko Neville.

Popatrzyli po sobie, tonąc w spojrzeniach drugiej osoby i nagłej radości, która ich ogarnęła. Zwłaszcza ostatnio Cynthia była jeszcze pełniejsza energii i optymizmu. Od zawsze była bardzo wesoła, ale od kilku dni to był już chyba szczyt jej wesołości.

Pod wpływem chwili, nie wiele nawet o tym myśląc, położyła swoją dłoń na dłoni Neville'a. Chciała go po prostu dotknąć, poczuć ciepło, które od niego biło.

Przez chwilę w żaden sposób nie zareagował, jakby przez to, że ciągle patrzył Cynthii w oczy, nawet się nie zorientował, że go dotknęła. Dopiero później spuścił wzrok na jej dłoń i się zakłopotał, a jego uszy się zaczerwieniły, choć nie zabrał dłoni.

Zrobiła to Cynthia, kiedy wypłynęła na powierzchnię spod nagłej fali przypływu, która zasłoniła jej wzrok. Spłonęła rumieńcem i skuliła się w sobie, kompletnie zakłopotana swoim czynem. Nie miała pojęcia, co ją podkusiło i skąd wzięła się ta nagła odwaga.

Gdyby już wtedy wiedziała, że był to dopiero początek.


3 dni do świąt

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz