Podsumowanie writemasu

384 32 140
                                    

Święta, święta i po świętach, a jednocześnie; po tegorocznym writemas.

Więc po tym wszystkim, tych dwudziestu czterech dniach codziennego pisania i wstawiania rozdziałów czas to wszystko podsumować.

Zacznijmy więc od samego początku. Ledwo nastał wrzesień, a ja już wyczekiwałam z wielką niecierpliwością grudnia. Jak pewnie już wiecie — planowałam ten cały writemas już rok i byłam zachwycona tym pomysłem. To zdecydowanie ciekawe sprawdzenie swojej regularności, cierpliwości i możliwości.

Z tego miejsca też chciałam bym oświadczyć, że udzielam zgody, żeby ktoś z was w następnym roku również podjął się tego writemasu, bo padły już takie pytania, czy nie mam nic przeciwko — absolutnie. Zresztą jestem pewna, że ktoś już wcześniej coś takiego wymyślił, no na pewno, haha. Miło by mi było, gdybyście w takim przypadku oznaczyli mnie jako waszą inspirację 💞

Przechodząc już do tego, do czego od początku zmierzam — zakładałam, że będzie trudno i faktycznie, na pewno łatwo to nie było, bo był takie dni, kiedy mój czas był mocno ograniczony i pisało się zdecydowanie na szybko, ale ogólnie rzecz ujmując aż tak źle to nie było.

Pierwsze siedem rozdziałów, jako że to był początek, szły mi trochę mozolnie, ale było w porządku, chciało mi się pisać, bo wciąż byłam pozytywnie nastawiona do realizacji tego pomysłu. Komplikacje zaczęły się jakoś w czasie drugiego tygodnia.

Pierwsze rozdziały były sprawdzane, ale później nie miałam ani chęci, aby to robić, ani zbytnio czasu, bo wrzucałam te rozdziały stosunkowo późno — po 17, a nawet 18, a chciałam, abyście wy również mieli chwilę, aby na nie zerknąć, więc przestałam je sprawdzać. Wiem, że pojawia się wiele literówek, a mój perfekcjonizm i status „NIENAWIDZĘ niepoprawnego i NIECHLUJNEGO pisania" aż we mnie buzuje, ale nawet po zakończeniu nie będę tego poprawiała z jednego względu — komentarze. Przecież nie mogę pozwolić, aby zniknęły, choć mną telepie.

Powracając do wiodącego tematu moich przeżyć. Był zwłaszcza jeden taki dzień, kiedy byłam na skraju wytrzymania. Strasznie ciężko mi się pisało rozdział i miałam ochotę rzucić w cholibkę ten cały writemas, choć jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że tego nie zrobię, bo jestem typem, który dąży po trupach do celu i już. Ostatecznie dotrwałam, dzięki własnej determinacji i wyżaleniu się Miltonka która, dodatkowo, podrzuciła mi pomysł na kolejny rozdział, więc jeszcze raz za to dziękuję <3

Pomimo że uważam się za osobę ambitną, to jednocześnie jestem strasznie leniwa i właściwie, z ręką na sercu, do żadnego z tego rozdziału nie chciało mi się w ogóle podchodzić XD Neville, choć, oczywiście, naprawdę go lubię, nie jest postacią, o której napisałabym coś dłuższego, ponieważ „lubienie go" u mnie nie wystarcza, aby dobrze mi się pisało, a dla mnie to jest najważniejsze — MUSI mi się dobrze pisać, muszę mieć dobry pomysł na rozwój sytuacji, postać, a w przypadku „Pierniczków" nie miałam ani jednego pomysłu, dosłownie — nic.

Podchodziłam do tego strasznie na spontanie, aż sama byłam swoją postawą przerażona, bo to wyglądało tak:

Aha, nie mam w ogóle pomysłu, nawet miejsca akcji, wiem tylko, że muszę wcisnąć gdzieś powalonego piernika. No dobra, siadam do tego laptopa i coś się wymyśli. Klikam w klawiaturę. O, powstał rozdział.

W końcu padł mi pomysł na pocałunek Cynthii i Neville'a. Uznałam, że jemioła jest świetnym pomysłem, bo jeszcze kojarzy się ze świętami, a o to w tym writemas chodziło — święta.

Powracając jeszcze do samych pierniczków. To bardzo zabawna sprawa. Trzy razy opublikowałam rozdział, gdy zaraz po wciśnięciu „Opublikuj" uświadamiałam sobie, że nie ma motywu pierniczka.

Wtedy był miszmasz totalny. Panika. Żeby tylko zdążyć przed odbiorcami. Klikałam edytuj z taką brutalnością, jakby to był łeb Umbridge. Mój wzrok szalał, latał po ekranie jak wyprzedzający się Harry i Draco za złotym zniczem, aby tylko znaleźć odpowiednie miejsca na walonego piernika.

Za każdym razem mi się udało, tak mi się przynajmniej udało, na szczęście.

Pod koniec było mi już lżej, bo zdawałam sobie sprawę, że to już ostatnie rozdziały i nie macie pojęcia, jaką teraz czuję ulgę, że nie muszę tego pisać, bo to fanfiction tak mi zbrzydło, że o matulu piękna! Nawet morda Umbridge już mnie tak nie odrzuca!

Zaniedbałam dosyć mocno pozostałe fanfiki, więc teraz cieszę się, że mogę z powrotem do nich wrócić i pisać wtedy, kiedy mam wenę, pomysł i chęci. Mogę być na nowo zadowolona ze swoich rozdziałów, kiedy na spokojnie mam możliwość ich przeglądnięcia.

Wyciągnęłam nawet wnioski z tego writemasu. Zorientowałam się, że dużo ważniejsze od częstych rozdziałów jest ich fasada. Dużo lepiej, aby rozdział był raz na tydzień/dwa tygodnie/miesiąc czy rok (no dobra, aż tak nie przesadzajmy XD) niż to, że rozdziały są codziennie, a takie „na odwal", że aż sam autor jest z nich niezadowolony.

W „Pierniczkach" jest kilka rozdziałów, które najchętniej bym spaliła wraz z własną żenadą w kominku w pokoju wspólnym Krukonów, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że — hej! To nie jest prawilne fanfiction, tylko coś w rodzaju „mini fanfiction" i zwykły sprawdzenie swoich możliwości. Nie musi być doskonałe, a i tak jestem nawet zadowolona z całości.

Mam też satysfakcję, że kolejne skończone fanfiction do kolekcji, a jakże ja uwielbiam zmieniać ołówek w moim opisie przy tytule książki na fajkę. To takie satysfakcjonujące!

Dodatkowo w tym fanfiction pojawiły się dwie postaci, które, być może, o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, zobaczycie w następnym roku. Najpierw jednak zależy mi na zakończeniu któregoś fanfiction — „Zapomnij" czy „Kruczego serca", bo oba zbliżają się do końca.

Czuję wielką ulgę, że zakończyłam już ten writemas, niesamowicie wielką, a jednocześnie trochę mi smutno, że to koniec. Serio, dzisiaj wstałam i dopiero po chwili sobie przypomniałam, że nie muszę pisać „Pierniczków", tylko mogę usiąść do czegoś innego. Cieszę się, że mi się udało, choć, oczywiście, innej opcji nie przewidywałam. Nie wybaczyłabym sama sobie, gdyby mi się nie udało. Plułabym sobie przez następne lata w brodę, serio.

Pomijajmy rozdział z „listem do mikołaja" Cynthii. Akurat wtedy nie weszła sprawa mojej leniwości. Tam wszystko wyjaśniłam, ważne, że cokolwiek napisałam, prawda?

Dłuższe to podsumowanie, niż zakładałam, ale ja to zawsze lubię się rozpisać, mam tak we wszystkim. Tym aktem — opublikowanym podsumowaniem — zamykam sytuację „Pierniczków" i to fanfiction, ale... Za rok możecie się spodziewać jakiegoś bonusu z okazji rocznicy fanfiction czy samych w sobie świąt. Ja lubię robić bonusy z okazji rocznicy, moi czytelnicy na „emeryturze" (XD) już to wiedzą.

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz