Siódmy pierniczek

361 42 181
                                    

7 grudnia

#7dzieńWritemas


Cynthia z szybkością przemierzała korytarze, walcząc z czasem. Obawiała się, że Filch tym razem może ją złapać, w końcu było już po dwudziestej pierwszej. W ręce trzymała niewypite kakao i biegła przez korytarz, modląc się w duchu, aby ponownie jej się udało.

Zbiegła prędko po schodach, aby dostać się do podziemi, a wtedy na kogoś wpadła. Krzyknęła z zaskoczenia i złapała się balustrady, aby przypadkiem nie spaść, a jej resztka napoju wylała się całkowicie na osobę, w którą uderzyła. 

— Jeju, przepraszam! — zawołała zrozpaczona Cynthia i zasłoniła ręką usta.

Dostrzegła przed sobą wysoką dziewczynę o kręconych, przypominających wiele sprężynek, blond włosach i jasnej cerze. Miała na sobie rozpiętą przy szyi luźną, białą koszulę... No właściwie to teraz luźną, jasnobrązową koszulę... 

Gdy uniosła głowę, a Cynthia zobaczyła jej ciemnoniebieskie oczy, zesztywniała. Poznała ją.

— Selena — powiedziała pod nosem.

— Proszę? — Dziewczyna zmarszczyła brwi. — Znamy się? — wymamrotała i z niechęcią przyjrzała się swojej mokrej koszuli. 

— Nie, nie — wypaliła szybko Cynthia i przez niezręczność sytuacji lekko się zarumieniła. — Przepraszam jeszcze raz... Naprawdę nie chciałam, śpieszyłam się i...

— Najwidoczniej się śpieszyłaś — przerwała jej niemiłym tonem Selena i zacisnęła usta. — No trudno, to tylko koszula. Następnym razem po prostu uważaj, gdy biegniesz gdzieś z napojem... — Uśmiechnęła się krzywo i ją wyminęła, podciągając rękawy swojej koszuli pod łokcie i gwiżdżąc beztrosko pod nosem.

— Chwila, ty jesteś Puchonką... — zauważyła Cynthia.

Dziewczyna się odwróciła, a tym samym zaczęła wchodzić po schodach tyłem. Cynthia była pewna, że gdyby to ona była w tej sytuacji, to już z dziesięć razy zdążyłaby się przewrócić i jeszcze wypaść przez najbliższe okno. 

— Oto ja. — Rozłożyła ręce Selena i ponownie się krzywo uśmiechnęła. — Jak mniemam, ty również, siostro. 

— No tak... Jestem... Ale chodzi mi o to, że jest już po dwudziestej pierwszej, a nasz pokój wspólny znajduje się w kompletnie drugim kierunku... — tłumaczyła się z zakłopotaniem.

— Wzrok i pamięć dobrą też masz! — zaśmiała się, a Cynthia spłonęła przez tę bezpośredniość rumieńcem i przestąpiła z nogi na nogę. 

— No chodzi o to... Chodzi mi o to, że Filch grasuje mi korytarzach teraz... Może cię złapać...

— Proszę cię, Filch jak próbuje już biegać, to biegnie zamiast do przodu, to do tyłu, w życiu mnie nie złapie — ponownie wybuchła śmiechem i zatrzymała się, opierając beztrosko o balustradę. — Poza tym — dodała konspiracyjnym tonem — czym byłoby życie bez odrobiny dręczenia starego Filcha i jego demonicznej kotki? A jak w tym pakiecie idzie jeszcze landrynka Umbridge to już w ogóle szczęścia mi nie brak!

Cała Selena. Po prostu cała Selena. Cynthia pokręciła lekko głową, kiedy Selena do niej mrugnęła, odwróciła się na pięcie i wbiegła po reszcie schodów, w dalszym ciągu pogwizdując pod nosem tak, jakby wręcz chciała, aby złapał ją woźny.

Z westchnięciem ruszyła w stronę wspólnego pokoju, gdzie ponownie czekał na nią Justyn w towarzystwie Hanny i Ernesta. 

— Uważaj, młoda — ostrzegła na wstępie Ernest, Hanna zachichotała, a Justyn jedynie przewrócił oczami.

— Co cię znowu zatrzymało? — zapytał Justyn.

— Selena. — Cynthia uśmiechnęła się przebiegle i usiadła obok brata, trzepocząc rzęsami.

— Ta Selena?! — zachichotała Hanna. 

— Selena van der Vinne? — dopytywał Ernest i trącił łokciem Justyna, który wytrzeszczył oczy i spojrzał z wyczekiwaniem na jakieś kolejne wyjaśnienia ze strony siostry.

— Tak, ta Selena — powiedziała, a Justyn jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy, o ile to było możliwe.

—  Co ty z nią robiłaś? — zapytał Justyn.

— Wylałam na nią kakao — odparła.

— CO?!

— Spokojnie, Justyn, odkochałeś się, pamiętasz? — Hanna ponownie trąciła go łokciem.

— Seleny się tak łatwo nie zapomina, Hanna — wtrącił Ernest i westchnął z rozmarzeniem. — To jest niesamowita dziewczyna...

— Na brodę Merlina! — oburzyła się Hanna. — Przestańcie już tak za nią wzdychać, nie rozumiem, co wy wszyscy w niej widzicie! Trochę ładna i jest, ale co poza tym? Nie widzicie, jak się zachowuje? 

— No niby jak? — zapytał Ernest.

Hanna otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Z niezadowoloną miną założyła ręce na piersi i oparła się na kanapie.

— Sama widzisz, ona jest idealna! — rozmarzył się Ernest.

— Przestań — bąknął Justyn, a Hanna ostentacyjnie prychnęła.

Przez kilka lat Justyn potajemnie podkochiwał się w Selenie. Gdyby nie jego przyjaciele, to Cynthia nigdy by się o tym nie dowiedziała, a nawet oni nie wiedzieli tego od samego Justyna, który nigdy w życiu najpewniej nie przyznałby się do swojego uczucia. Wszystko wyszło przypadkiem, kiedy stanowczo zbyt wiele razy zerkał w jej stronę. To właśnie z tego powodu Cynthia znała Selenę. 

Opuściła towarzystwo brata i jego przyjaciół i udała się do dormitorium, gdzie opadła ze zmęczenia na łóżko i zasnęła. 

Spotykanie się z Neville'em na pomoc w nauce z zielarstwa stało się dla Cynthii tradycją. Miała wrażenie, że z biegiem czasu przestała potrzebować pomocy, ale i tak wolała, gdy pomagał jej Neville. Było po prostu raźniej i przyjemniej się uczyło.

Na każde spotkanie zabierała ze sobą pudełeczko pierniczków, którymi się zajadali, gdy pani Pince nie patrzyła. Tak było i tym razem. Siedzieli nad podręcznikiem, jedli potajemnie pierniczki i wspólnie się uczyli, choć ich rozmowa, jak to zwykle bywało podczas próby wspólnego uczenia się, zjeżdżała na inne tory. 

— Uwielbiam święta — wyznała Cynthia, zajadając się pierniczkami i uśmiechając błogo. — Pomimo tego, że dowiedziałam się o byciu czarownicą w wieku jedenastu lat, to nawet przed Hogwartem każde święta, które spędzałam wśród rodziny, były magiczne. Nie tak dosłownie, ale mam nadzieję, że rozumiesz, o co mi chodzi.

— Domyślam się — uśmiechnął się Neville, pochwyciwszy kolejnego pierniczka. — U mnie święta jakoś się nie wyróżniają... — Chłopak nagle zmarkotniał, co zmartwiło Cynthię. — Babcia uważa mnie za niedorajdę i zresztą ma rację... 

— Co ty gadasz! — obruszyła się Cynthia i aż poruszyła się na krześle z podenerwowania. — To nieprawda! 

— Sama spójrz, jestem chodzącą niezdarą, wszystko niszczę i co chwilę wpadam w jakieś kłopoty... 

— Każdemu się zdarza, Neville, to nic złego — próbowała pocieszyć go Cynthia.

— Babcia nawet była pewna, że będę charłakiem, bo moja dziecięca magia uwolniła się późno. — Neville się skrzywił. — Chciałbym jej kiedyś udowodnić, że zasługuję na miano dziecka jej syna. 

— I na pewno udowodnisz, choć moim zdaniem nic nie musisz udowadniać — obwieściła pewnym tonem Cynthia. — Już na nie zasłużyłeś.

Neville się uśmiechnął powątpiewająco i spuścił smutny wzrok, a następnie szybko zmienił temat z powrotem na zielarstwo. Widocznie nie chciał już tego roztrząsać, więc Cynthia nie naciskała. 


17 dni do świąt

Przepraszam, że tak późno dodaję te rozdziały, ale moja wena zaraz po zajęciach znika, PUF!, jak rybka Franka...

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz