Szósty pierniczek

404 41 251
                                    

6 grudnia

#6dzieńWritemas

Wesołych Mikołajek! ♡


Wraz z grudniem wylała się na uczniów czwartego roku lawina zadań domowych, a nastrój profesor Umbridge wydawał się być jeszcze bardziej nikczemny niż zazwyczaj. Cynthia starała się, jak tylko mogła, aby nie podpaść kobiecie, co jednak okazało się być znacznie trudniejsze niźli myślała. 

Wraz z Ginny usiadła w ławce sali obrony przed czarną magią, z prędkością światła otworzyła podręcznik na wskazanej stronie, chwyciła pióro i przygotowała je do zanurzenia w kałamarzu oraz skuliła się na swoim siedzeniu, aby przypadkiem nie zwrócić uwagi Umbridge.

— Sprawdziłam wasze wypracowania — odezwała się swoim piskliwym głosem Umbridge, a jej obcasy zastukały, kiedy zaczęła przechadzać się ze swoim sztucznym uśmiechem po klasie. — Nie sądziłam, że można być we wiadomościach, które mieliście na trzecim roku, aż tak zacofanym. W Hogwarcie jest źle, bardzo źle... Pan Minister miał rację, dobrze więc, że przysłał osobę, która wszystkiemu zapobiegnie i przywróci stan normalności — zarechotała. 

Cynthia wymieniła z Ginny znudzone spojrzenie. Ileż razy jeszcze Umbridge będzie powtarzała te same zdania?

— Nie wszyscy jednak oddali swoje wypracowania... Yhym, yhym... — odchrząknęła tuż nad głową Cynthii.

Zaskoczona Puchonka odchyliła się tak bardzo, że niemalże wylądowała plecami na ziemi. Spojrzała ze strachem w puste oczy Umbridge, niczego nie rozumiejąc. Przecież... Przecież oddała wypracowanie! 

— J-ja... — Nie potrafiła ze strachu wykrztusić choćby słowa.

— Cynthia oddała wypracowanie — odezwała się nagle Ginny, a przestraszona Puchonka spojrzała z wdzięcznością na przyjaciółkę.

Oczy Umbridge skierowały się powoli w stronę Ginny i obrzuciły ją pośpiesznie wzrokiem.

— Weasley — skomentowała cicho i z nerwowym uśmiechem. — Kolejna Weasley... Radzę ci, dziecko, z dobroci serce... Nie odzywaj się... Ani... jednego... słowo... — wypaliła ze słodkim uśmieszkiem, a następnie ponownie przeniosła wzrok na Cynthię. — Jeżeli śmiesz nazwać wypracowaniem to, co oddałaś, to jesteś w wielkim błędzie, panno Finch-Fletchley. Nie wypełniła pani nawet absolutnego minimum, które przypisałam do pracy. 

— Ale zabrakło mi jeszcze dosłownie jednego zdania, aby je wypełnić... — powiedziała cicho Cynthia i skuliła się w sobie.

— Więc trzeba było je napisać — skwitowała ze słodkim uśmieszkiem i odwróciła się, a odgłos obcasów bębniących o podłogę ponownie rozniósł się po pomieszczeniu, gdy Umbridge rozpoczęła prowadzenie nowego tematu.

W oczach Cynthii stanęły łzy, ale usilnie powstrzymała je od wypłynięcia z oczu. Nie chciała dać tej satysfakcji Umbridge. Oparła ze wściekłością głowę o rękę i schowała swoją twarz w jasnobrązowych włosach. 

— Cynthia... — wyszeptała Ginny i położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. — Nie przejmuj się tą wiedźmą, 

— Wszystko jest dobrze — stwierdziła, pociągnęła nosem i przetarła oczy. Nie chciała robić z siebie ofiary losu, dlatego też szybko zmieniła temat. — Dlaczego tak się na ciebie rzuciła? Nie rozumiem, przecież nic nie zrobiłaś.

— Założę się, że Fred i George zdołali jej już tyle razy podpaść, że teraz chyba sam mój widok ją rozjusza — wyszeptała konspiracyjnie i schowała w dłoni usta, aby nie wybuchnąć śmiechem. 

Cynthia lekko się uśmiechnęła, wyzbywając się kompletnie łez z oczu.

— Chciałabym mieć tyle odwagi, aby potrafić jej się przeciwstawić, tak jak oni... — wyznała cicho Cynthia.

— No wiesz, to chyba nie kwestia odwagi, a raczej tego, że oboje są narwańcami. 

Obie się cicho zaśmiały, lecz zaraz spoważniały, gdy wzrok Umbridge na chwilę się na nich zatrzymał. Do końca lekcji siedziały już spokojnie, aby przypadkiem ponownie nie zwrócić na siebie uwagi, gdyż obawiały się, że następny raz może skończyć się szlabanem.

Zaraz po obronie ruszyły razem przed siebie korytarzem. Cynthia spoglądała z fascynacją przez okna. Płatki śniegu tańczyły w rytmie wiatru, a na błoniach dostrzegła nawet bałwana jej i Neville'a. Uśmiechnęła się na jego widok. Wciąż na swojej śnieżnej głowie miał gryfońską czapkę, choć była ledwo widoczna spośród garści śniegu, która ją przykryła. 

Gdy odwróciła swój wzrok od błoni, natrafiła na postać blondwłosej dziewczyny, która stała w osamotnieniu i rozmarzony wzrok wbijała w krajobraz za oknem. Ginny najwyraźniej też ją zauważyła, gdyż chwyciła Puchonkę za rękę i pociągnęła w stronę owej dziewczyny. 

— Luna! — zawołała z wesołością Ginny.

— Witajcie — odparła rozmarzonym głosem Luna i z uśmiechem spojrzała po Cynthii oraz Ginny. 

— Pierniczka? — zapytała na wstępie Cynthia i wyciągnęła pudełeczko w stronę Luny.

— Dziękuję. — Luna z wesołością chwyciła pierniczka i ugryzła go, tak samo jak Cynthia.

Wraz z widokiem Luny Cynthia przypomniała sobie o chłopaku, z którym Krukonka ostatnio na spotkaniu GD rozmawiała. Bardzo ją ciekawiło, kim był, chciała nawet o to zapytać, ale nie czuła w sobie tyle pewności. Ku jej uldze, Ginny najwyraźniej myślała o tym samym.

— Luna, z kim ćwiczyłaś na ostatnim spotkaniu GD? — zaciekawiła się Ginny. — Wyglądał dziwnie znajomo... 

— Och, ćwiczyłam z Nico Griffithem — wyznała. 

— Wiedziałam! — zawołała na cały głos ożywiona Ginny i klasnęła w dłonie. — Nico! No jasne! To przecież brat Marco! Marco, z którym chodziła Don rok temu! On jest przecież z nami na tym samym roku! Nie poznałam go kompletnie... 

Cynthia zamrugała dwa razy oczami. Nico Griffith... No tak, faktycznie, jak teraz o tym myślała, to wszystko stawało się jasne. Nico nigdy jakoś bardzo się nie wyróżniał, siedział raczej na zajęciach cicho i w oddaleniu. Wyglądał na lekkiego odludka, kompletnie obojętnego na wszystko.

Teraz nawet przypomniała sobie Marco. Nie rozmawiała z nim ani razu, lecz kojarzyła go od Don. Rok temu często bywali w swoim towarzystwie. 

— Jaki jest ten Nico? — zaciekawiła się Ginny, kiedy ruszyły całą trójką w stronę Wielkiej Sali na obiad.

— Miły — odpowiedziała z uśmiechem Luna. — Stanął w mojej obronie, kiedy jego kolega nazwał mnie Pomyluną. 

— Kto cię nazwał Pomyluną? — zapytała wściekle Ginny. — Czy oni nigdy się nie odczepią? Naprawdę nie mają niczego lepszego do roboty? To jakiś absurd. 

— Nie jestem na niego zła — odparła. — Wiele osób mnie w ten sposób nazywa, przyzwyczaiłam się.

— To źle, Luna — westchnęła Ginny. — Nikt nie powinien w ten sposób mówić, to obraźliwe.

Luna natomiast jedynie wzruszała lekko ramionami, zbywając ten temat. Cynthia naprawdę podziwiała Krukonkę, że nie przejmowała się tym nieprzyjemnym przezwiskiem, bo gdyby chodziło o nią, to założyłaby się, że nie mogłaby przechodzić obok tego obojętnie i na pewno strasznie by to przeżywała. 

— Podobno dzisiaj ma być pudding — powiedziała rozmarzonym głosem Luna.

— W takim razie się pośpieszmy — parsknęła cicho Ginny. 

Cynthia i Luna lekko się uśmiechnęły i wspólnie przyśpieszyły kroku. 


18 dni do świąt

1/4 rozdziałów za nami!

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz