Dwudziesty drugi pierniczek

317 37 252
                                    

22 grudnia

#22dzieńWritemas


Podczas lekcji z historii magii o dziesięcioletniej wojnie domowej pomiędzy trollami, Cynthia raz uważnie słuchała wywodu profesor Binnsa, a raz odpływała, dlatego teraz, jak patrzyła na swoje notatki, podczas ciągłego wywodu nauczyciela, który puszczała mimo uszu, dostrzegała dosyć spore luki.

Westchnęła i oparła głowę na ręce. Nie potrafiła się skupić. I to nie tylko dlatego, że jednostajny wywód Binnsa był nudny jak flaki z olejem, choć to również było tego przyczyną, rzecz jasna. Głównie jednak myślami krążyła wokół Neville'a i ich ostatniego spotkania. 

Nigdy nie czuła się tak, jak czuła przy Neville'u. Dobrze jej się z nim rozmawiało, wbrew pozorom mieli naprawdę sporo tematów, zawsze jej wysłuchiwał, kiedy narzekała na wszystko i doradzał, co powinna zrobić. Nigdy nie zakpił sobie z niczego, nie przeszkadzało mu, że wolała słuchać niż mówić, ani to, że właściwie w ogóle nie była ciekawą osobą...

Amanda i Connie, jak zdążyła się już zorientować, miały życie pełne zabawnych czy mniej zabawnych akcji, ale przynajmniej coś u nich się działo, tymczasem Cynthia nie miała zbyt wybujałego życia towarzyskiego czy historii, z którymi mogłaby się podzielić. Zawsze raczej postępowała rozważnie i bynajmniej nie była spontaniczna. 

Z zazdrością wysłuchiwała, jak Amanda kiedyś zgubiła się w trakcie rodzinnej wycieczki jako zaledwie dwunastolatka i sama świetnie wybrnęła z opresji, bez żadnej paniki, która na pewno wystąpiłaby u Cynthii. Albo jak Connie uciekła kiedyś ze szlabanu profesorowi Snape'owi, który szukał jej po całym Hogwarcie, gdy siedziała w małym składziku na miotły. 

Ona nie miała żadnej takiej akcji. Była nudna. 

— Nie jesteś nudna — zapewnił ją Neville, kiedy pewnego razu mu się zwierzyła ze swoich utrapień. — Może niektórzy potrzebują takich sytuacji, aby być ciekawymi postaciami, ale ty za to nie. Bez tego jesteś ciekawa.

Uśmiechnęła się lekko na te słowa. Neville zawsze wiedział, jak ją pocieszyć.

— Dziękuję... Cieszę się, że tak myślisz...

— Ja tak nie myślę — powiedział i się zatrzymał. — Ja to wiem.

Ona również się zatrzymała. Spojrzeli po sobie, a serce Cynthii zrobiło fikołka. Znowu chciała go dotknąć. Najlepiej się do niego przytulić i tak stać przez cały dzień, noc i kolejny dzień. Ale znowu nie miała odwagi. 

Zresztą... Dlaczego w ogóle miałaby to zrobić?

Odwróciła wzrok, czując, jak się rumieni. Co się z nią działo? Dlaczego nagle wszystko wokoło zaczęło wydawać się inne? 

Rozdzieliła się z Neville'em, ruszając na eliksiry, które miała z Krukonami z burzą myśli w głowie. Potrzebowała się komuś wyżalić, a to zdecydowanie nie mógł być przecież Neville. Wtedy jej wzrok padł na Lunę Lovegood. 

Przyśpieszyła kroku i stanęła naprzeciw blondwłosej dziewczyny, która rozmazanym wzrokiem wpatrywała się w ścianę, stojąc w oddali od reszty. Cynthia przyuważyła niektóre kpiące spojrzenia w kierunku Luny i nawet usłyszała skądś dobiegające ciche „Pomyluna". Rozejrzała się, aby znaleźć tego konfidenta, ale był to zbyt cichy szept, aby mogła zidentyfikować osobę.

— Hej, Luna... — przywitała się niepewnie Cynthia i uśmiechnęła szeroko do Krukonki, która natychmiast zwróciła na nią spojrzenie swoich srebrno-szarych oczu.  

— Cynthia, miło cię widzieć — odpowiedziała wesoło Luna.

Cynthia już miała jej odpowiedzieć, gdy jej wzrok padł na chłopaka, który również stał na uboczu z otwartym podręcznikiem do eliksirów i wpatrywał się w Lunę. Nico. Kiedy jednak chłopak zrozumiał, że Cynthia go przyłapała, uniósł wyżej książkę, za którą się schował. 

— Cały czas się we mnie wpatruje — wyznała Luna, a Cynthia otworzyła szerzej oczy na te słowa.

— A co ty na to? — zapytała niepewnie, ponownie próbując dostrzec Nico zza jego podręcznika.

— Czekam aż podejdzie. — Luna uśmiechnęła się beztrosko i ponownie wbiła rozmarzony wzrok w ścianę. 

— Wiesz, on chyba się do tego nie kwapi. W przeciwieństwie do swojego brata, Marco. Wiem od Ginny, że od początku bardzo interesował się Don i nie miał problemu, aby zagadać. 

— Och, Nico nie lubi, gdy się wspomina o jego starszym bracie — odparła Luna. 

— Dlaczego? 

— Słyszałam, że cały czas żyje w jego cieniu — wyznała Krukonka, a Cynthia z zaskoczeniem uniosła brwi. — Jego rodzina, nauczyciele i pozostałe otoczenie bez przerwy go do niego porównuje, ale czuję, że oprócz tego jest coś w tym więcej. 

Życie w cieniu własnego brata? To musiało być trudne. Za każdym razem do niego porównywany. Idealny Marco, mniej idealny Nico. Cynthia nie potrafiła tego zrozumieć, jak można było faworyzować jedno dziecko. Ona nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Żyła z Justynem w zgodzie, a żadne z ich rodziców nie wyróżniało ani jednego. 

Przez to wszystko zapomniała zapytać Lunę o radę. Profesor Snape zjawił się bowiem przed klasą, a lekcja się rozpoczęła. Cynthia z westchnięciem stanęła nad swoim kociołkiem z cichą nadzieją, że choćby tym razem nie wysadzi żadnego kociołka.

Aby choć trochę się uspokoić, przegryzła lukrowego piernika i spojrzała z niepokojem na tablicę, na której pojawił się eliksir, który mieli dzisiaj przygotować.

Musiała zorganizować balsam ze stokrotki, który był jednym z łatwiejszych eliksirów, jednak wrodzony brak umiejętności do przyrządzania wywarów Cynthii nigdy nie pozwalał na pewność, że tym razem wszystko pójdzie w porządku.

Profesor Snape krążył po klasie i patrzył na ręce swoich uczniów, co dodatkowo stresowało Cynthię, jednak nie radziła sobie tak źle, wręcz szło wszystko zaskakująco gładko. 

Woda w eliksirze zaczęła bulgotać, więc Cynthia wrzuciła do środka garść stokrotek. Zamieszała pięć razy w jedną stronę, a potem w drugą. Teraz pozostało wyczekiwanie, aż przybierze oczekiwany, ciemno-turkusowy kolor.

Odetchnęła z ulgą, kiedy taki przybrał. Machnęła różdżką nad kociołkiem i przeczekała kilka minut, aby substancja nabrała konsystencji kleiku. Gotowe.

— Proszę, proszę — usłyszała nad sobą głos profesora Snape'a, przez który, z zaskoczenia, prawie podskoczyła. — Panna Finch-Fletchley tym razem nie wysadziła w powietrze Hogwartu.

Zebrała całą swoją odwagę i uśmiechnęła się do profesora. 

— Sukces — powiedziała odważnie. 

Snape obrzucił ją spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział. Przeszedł do kolejnej osoby, na której już miał okazję się wyżyć przez to, że eliksir biednej Krukonki zamiast ciemno-turkusowej barwy nabrał nagle limonkowej. 

Pośledziła wzrokiem za nauczycielem, który stanął obok znudzonego Nico. Chłopak nawet na niego spojrzał. Profesor Snape stał nad nim przez kilka minut, poszukując najwyraźniej tylko jednego aspektu, którego mógłby się czepić.

— Bezbłędnie.

Ale nawet wówczas Nico nie uniósł wzroku, choć przecież takie słowa z ust Snape'a były rzadsze niż rdzenia różdżek z piór feniksa. 


2 dni do świąt

Jeszcze dwa rozdziały... tylko dwa :O

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz