Osiemnasty pierniczek

301 36 186
                                    

18 grudnia

#18dzieńWirtemas


Przez fakt nieobecności przyjaciółek Cynthii i przyjaciół Justyna rodzeństwo spędzało większość czasu razem. Większość, bo Cynthia lubiła się czasami wymykać z towarzystwa Justyna i spotykać się z Neville'em, zwłaszcza ostatnio znacznie więcej czasu przebywała w jego towarzystwie. Ich kontakt stał się stabilniejszy, odkąd trzy czwarte, o ile nie więcej, uczniów wyjechało w swoje strony, a oboje nie mieli co robić z powodu braku zadań i nauki.

Nudzili się więc wspólnie. To przechadzając się po Hogwarcie i uciekając przez Irytkiem, który, nawet pomimo mniejszej ilości osób, zdawał się w ogóle tym nie przejmować i w dalszym ciągu dręczyć każdego, na kogo przypadkiem wpadnie... Czyli głównie biednego Neville'a...

Cynthia doskonale pamiętała, jak pewnego dnia Irytek oblał Neville'a różową farbą od stóp do głów, drugiego posmarował schody masłem, przez co Neville, a wraz z nim Cynthia, którą za sobą przypadkiem pociągnął, runęli jak dłudzy na sam dół. Wciąż na nogach, rękach i brzuchu dziewczyna miała pełno mieniących się wszystkimi kolorami tęczy siniaków i obdartą miejscami skórę. Jeszcze innego razu Irytek zamknął Neville'a w jednej z sal na całą noc. 

Ani Cynthia, ani Neville, ani nawet Justyn nie potrafili sobie poradzić z tym denerwującym duchem, dlatego najlepszą opcją stało się teraz jego unikanie, co ostatecznie poskutkowało niemalże całkowitym ograniczeniem jakichkolwiek przechadzek po Hogwarcie. Przynajmniej na ten moment.

Z powodu braku większych rozrywek, większość swojego czasu spędzali albo na błoniach, wygłupiając się razem w śniegu, albo w kuchni, gdzie ogrzewali się w czasie tych zimowych wieczorów z ciepłą herbatą w dłoniach czy gorącą czekoladą. I, oczywiście, nie mogłoby również zabraknąć pierników na przekąskę. Tak było i tym razem. 

Wokoło panował tłok. Skrzaty uwijały się wokół nich, przygotowując kolację, raz po raz kilka do nich podchodziło, zwłaszcza robiła to ochoczo Renia, która wręcz uwielbiała Cynthię, aby zapytać się, czy czegoś nie potrzebują. 

Siedzieli oparci obok siebie o ścianę, z wyciągniętymi przed siebie nogami. Obok miejsca ułożenia ich stóp widniała niemałej wielkości kałuża, która spowodowana była stopniałym śniegiem. 

Ich płaszcze leżały w rogu, wraz z czapkami i resztą ubrania, choć Neville w dalszym ciągu nie ściągnął z siebie czapki, którą dostał od Cynthii w dzień Bożego Narodzenia. Wydawał się z nią nie rozstawać, co bardzo sprawiało radość Puchonce. Nie zdziwiłaby się nawet, gdyby Neville jej powiedział, że z tą czapką na głowie śpi.

Na kolanach Cynthia ułożoną miała tackę wraz ze świeżymi, prosto z piekarnika, jeszcze nawet ciepłymi i pachnącymi, piernikami o różnych kształtach. To renifer, to Święty Mikołaj, to czapka, choinka, prezent, gwiazdka... Czy cokolwiek jeszcze innego. 

W dłoni obojga dodatkowo znajdował się kubek pełny aż po brzegi gorącej czekolady, którą schładzali się po mrozie, z którego sideł się niedawno wydostali. Neville wciąż miał cały zaczerwieniony od zimna nos i policzki, co wyglądało, w mniemaniu Cynthii, bardzo uroczo.

— A jak z bratem? — zapytał Neville, siorbiąc napój. — Spodobał mu się ten sweter, który dałaś mu w prezencie?

— O, tak — odpowiedziała z uśmiechem Cynthia i ugryzła kawałek piernika w kształcie renifera. — Bez przerwy w nim chodzi. Serio, dzień w dzień. 

— Widzisz? Mówiłem — zachwycił się Neville. — Rękawy dobre?

— Idealne, trafiłam w punk — wyszczerzył do niego zęby. — Właśnie... Ostatnio byłeś u rodziców — zaczęła niepewnie Cynthia. Obawiała się, że chłopak nie będzie chciał o tej wizycie opowiadać, w końcu na pewno zbyt przyjemna nie była...

Niemniej jednak Neville nie wydawał się być w żadnym stopniu urażony, smutny czy rozgniewany, wręcz przeciwnie, ochoczo jej odpowiedział:

— Tak, było jak zwykle. Opowiedziałem im o tym, co ostatnio u mnie się dzieje, mówiłem o tobie i w ogóle. 

Spojrzała na niego z szybko bijącym sercem. Neville opowiadał swoim rodzicom... o niej? Pod wpływem jej spojrzenia Gryfon zarumienił się i mocniej objął dłońmi kubek, upijając z niego kolejne dwa łyki gorącej czekolady. 

— To miłe z twojej strony — wyznała z rumieńcem na twarzy i zawieszonym na pierniku wzrokiem.

— Ee... Tak... — wybełkotał zakłopotany Neville. — Ale oni zdawali się niczego nie rozumieć... No wiesz, jak jest... — Widocznie się zasmucił, więc Cynthia złapała go za dłoń i ją uścisnęła. 

Przez ten czyn Neville nabrał większej siły i pewności.

— Spotkałem tam jeszcze Harry'ego, Rona, Hermionę i Ginny — powiedział po chwili, a Cynthia wytrzeszczyła na te słowa oczy.

— O nie! — zlękła się na poważnie. — Jak zareagowali? Jak się z tym czujesz? Powiedziałeś im prawdę?

— Ja nie... Ale moja babcia tak... — odparł smętnym tonem. — Sam nie wiem jak zareagowali, czułem się strasznie niezręcznie i średnio na nich patrzyłem... 

— Na pewno nie będą ciebie z tego powodu wyśmiewać — stwierdziła pewnym tonem, a Neville na nią spojrzał.

— Niee, nie będą... Oni nie są tacy... Babcia mówiła, że powinienem czuć się dumnie przez tę całą ich historię. To nie tak, że tak się nie czuję, bo naprawdę podziwiam swoich rodziców za tę odwagę, którą w sobie mieli, aby nic nie zdradzić w czasie tortur, ale... Niezbyt podoba mi się, że o tym wiedzą, to niezręczne. 

— Rozumiem, Neville, rozumiem — przyznała i ponownie ścisnęła mu dłoń, którą bez przerwy trzymała w swojej. 

Teraz zorientowała się, że była znacznie większa od tej jej oraz zdecydowanie cieplejsza. Cynthia była zmarzluchem i bez przerwy miała zimne ręce. 

Patrzyli sobie w oczy przez dobrą chwilę, która dla Cynthii zdawała się być nieskończonością. W końcu Neville jeszcze bardziej się zarumienił i w końcu odwrócił wzrok.

— Chyba... Chyba muszę już iść... — wypalił cicho.

— Tak... Ja też — odparła natychmiast Cynthia, choć tak naprawdę z chęcią jeszcze by posiedziała w towarzystwie Neville, nawet nieco się zasmuciła, że już chciał iść. — W sumie to zaraz będzie kolacja, więc możemy razem pójść do Wielkiej Sali.

Neville uśmiechnął się i pokiwał głową, szybko podnosząc się na równe nogi. Ruszył w stronę wyjścia, gdy nagle potknął się o własne nogi i wywrócił. W ostatniej chwili zdołał ochronić swoją twarz przed podłogą. 

Cynthia rzuciła się w jego stronę, zakrywając rękami usta.

— Neville! — zawołała przerażona. — Wszystko w porządku?!

— Uch... Tak... — wybełkotał spalony ze wstydu chłopak. — Znowu to samo... Jak nie przez Irytka, to przez własne zagapienie się wywalam. I to o własne nogi... 

Wtedy Cynthia już nie mogła wytrzymać i zaczęła się śmiać. Neville, choć początkowo wyglądał na jeszcze bardziej tym śmiechem zawstydzonego, wkrótce do niej dołączył. 

— Nie przejmuj się! — zawołała w końcu i podała chłopakowi dłoń, którą natychmiast chwycił, a w ten sposób pomogła mu wstać. — Zamiast bez przerwy się wstydzić za samego siebie, po prostu się z tego śmiej, Neville! Przecież to nic złego! A teraz chodź, bo jeszcze się spóźnimy, a wiesz, jaka jest Umbridge, tylko na to czeka!

Chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej i wraz z Cynthią wyszedł z kuchni, aby udać się do Wielkiej Sali. Jego zakłopotanie całą zaistniałą sytuacją znikło, gdy pojął, że Cynthia miała rację. Po co się wszystkim tak przejmować, skoro ta dziewczyna jeszcze nigdy go w żaden sposób nie osądziła? 

Dobrego humoru nie stracił aż do samego końca dnia. Cieszył się, że poznał Cynthię, a Cynthia cieszyła się, że poznała Neville'a, choć oboje nie zdawali sobie sprawy, jak wiele dla siebie znaczyli.


6 dni do świąt

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz