Ósmy pierniczek

349 42 194
                                    

8 grudnia

#8dzieńWritemas


Reducto!

Cynthia zauważyła, jak Nico bezproblemowo poradził sobie z pomnikiem śmierciożercy, który pękł na drobne kawałki. Dostrzegła, jak przez twarz chłopaka przemyka cień uśmiechu, który był, jak zdążyła sama już się zorientować, bardzo rzadkim widokiem. 

Kolejka poruszyła się do przodu, kiedy Harry machnął swoją różdżką w stronę popękanych części pomnika, które natychmiast z powrotem skleiły się w całość. Przed Cynthią stały jeszcze dwie osoby, ale stres dawał już o sobie znać. 

A co, jeśli jej się nie uda i zrobi z siebie idiotkę? Przecież tyle już ćwiczyli to zaklęcie redukujące! Do tej pory każdemu się udało... Nie chciała być tą pierwszą i jedyną, która zwali sprawę. Poczuła, jak kurczy się w sobie, a w brzuchu coś nieprzyjemnego jej się wykręca. 

I jeszcze wszyscy będą na nią patrzeć... Czy może być jeszcze gorzej?

Pewnie, że może, uświadomiła sobie. Przecież za mną stoi Neville! Ośmieszę się tuż przed nim!

Nie wiedziała dlaczego, ale bardzo jej zależało na jego zdaniu. Od zawsze obawiała się tego, co inni sobie o niej pomyślą i tego, że może się ośmieszyć na oczach świadków, ale tym razem było trochę inaczej. Nie bała się aż tak bardzo porażki przed wszystkimi z Gwardii Dumbledore'a, co dostrzeżenia nutki zawiedzenia albo pogardy w oczach Neville'a.

Pogardy? Jakie pogardy! Przecież to Neville! Z pewnością jej nie wyśmieje.

Z nieco lepszym nastrojem zrobiła krok do przodu, kiedy kolejna osoba bezproblemowo poradziła sobie z pomnikiem, ale uśmiech jej zrzedł, gdy przyszła kolej na nią. Czuła, że wszyscy na nią patrzą, co było dodatkową presją. Przez dobrą chwilę kompletnie nie wiedziała, co zrobić. Patrzyła się z uniesioną różdżką w stronę pomnika śmierciożercy i miała wrażenie, że ugrzęzła w ziemi. 

Spanikowana spojrzała przez ramię. Dostrzegła tam Neville'a, który uśmiechnął się zachęcająco. Ten czyn dodał Cynthii niewyobrażalnej siły i uświadomił ją, co tutaj robiła, w tym pomieszczeniu — pokoju życzeń, na spotkaniu GD. 

Nie była tutaj dla innych. Nie była dla Harry'ego, Hermiony, Rona, Ginny, Luny, Justyna, Neville'a... Była tutaj dla siebie. To ona, Cynthia Finch-Fletchley, pragnęła nauczyć się bronić przed czarną magią, śmierciożercami i Lordem Voldemortem, który w końcu wrócił, a ten fakt z pewnością nie miał być zamieciony pod dywan. Cynthia wiedziała, że prędzej czy później ten wielki i przerażający czarnoksiężnik w końcu zaatakuje.  

Wtedy będzie musiała się bronić. Będzie musiała potrafić być na tyle odważną, aby unieść różdżkę, nawet jeśli nie była pewna zaklęcia. Będzie musiała wiedzieć, co wypowiedzieć, przecież nie może się poddać bez walki.

Przełknęła ślinę i wzięła głęboki wdech, aby pokonać barierę nieśmiałości i niepewności, która ją owładnęła przez to, że każda para oczu skupiała się na jej osobie. Skoncentrowała się na pomniku śmierciożercy i swojej nienawiści do Voldemorta.

Nienawidziła go, bo zabijał. Zabijał bez skrupułów, jakby zabijał muchy. 

Reducto! — krzyknęła mocnym głosem, owładnięta nagle dziką pewnością tego, co chce zrobić.

Udało się. Z zaskoczeniem i ekscytacją spojrzała na rozwalone części pomnika. UDAŁO SIĘ!

Cały stres i ciężar na sercu minął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Teraz czuła się lekka jak piórko, wolna i tak, jakby cały świat leżał u jej stóp. Odwróciła się z iskrzącymi wesołością oczami i spojrzała na Neville'a.

— Świetnie sobie poradziłaś! — zawołał żywo i wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Dziękuję! — Cynthia aż zachichotała z radości i poklepała chłopaka po ramieniu. — Ty też na pewno dasz radę.

Mina Neville'a uległa zmianie. Na czole ujawniły się zmarszczki powątpienia, a niepewność w oczach aż kąsała. 

Na pewno — zaznaczyła dosadnie Cynthia i założyła na piesi ręce, mierząc Neville'a surowym spojrzeniem matki.

Neville zaśmiał się na ten widok i z widocznie lepszym nastrojem skierował swoją różdżkę na pomnik, krzycząc formułkę zaklęcia, a chwilę później gruzy ponownie upadły na posadzkę.

— Znakomicie, Neville! — zawołał Harry. — Radzisz sobie coraz lepiej!

Chłopak zarumienił się i wymamrotał pod nosem słowa podziękowania, a następnie podszedł do Cynthii, która stała kawałek dalej, w oddaleniu, i przyglądała się następnej osobie, stojącej w kolejce.

— Ha! A nie mówiłam? — zapytała zadziornie Cynthia i uniosła dumnie głowę.

— Chyba wierzysz we mnie bardziej, niż ja wierzę w siebie — zauważył.

— A od czego ma się w końcu przyjaciół?

— Przyjaciół?

Cynthia nagle się zmieszała i poczuła strasznie zażenowana, że palnęła takie określenie, w końcu faktycznie nie znali się zbyt długo, więc nazywanie Neville'a swoim przyjacielem było dosyć odważnym określeniem, może nawet niestosownym... Zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Zakryła się za kurtyną włosów i zaczęła intensywnie szukać wymówki, jakiegoś rozwiązania. Czegoś, co pozwoliłoby jej wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. 

— Ja... Umm... — mamrotała szybko pod nosem. — Po prostu pomyślałam sobie... No znamy się już troszkę... Po prostu... no... Lubię cię i spędzamy ze sobą czas, więc tak sobie pomyślałam, że w sumie jesteś mimo wszystko i tak jedną z bliższych mi osób, nie mam za dużo przyjaciół, no wiesz... — Zażenowanie Cynthii z sekundy na sekundę coraz bardziej rosło.

— Nie, nie — wszedł jej w zdanie Neville. — Nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie... — wymamrotał i odwrócił wzrok. — To bardzo miłe, że uważasz mnie za swojego przyjaciela... Ja też nie mam ich zbyt wielu...

Zapanowała ponownie niezręczna chwila cisza, którą odważyła się przerwać Cynthia.

— Tak? — zapytała głupio. 

— No... Czasami rozmawiam z Harrym czy Ronem... Czasami też z Ginny i Luną... i z innymi... Ale Harry ma Rona i Hermionę, Ginny ma Lunę i ciebie, ty masz je... A ja trochę tak nie mam nikogo... — Widocznie nie tylko Cynthia czuła się w tamtej chwili niezręcznie. 

— Więc teraz masz mnie — oznajmiła cicho i niepewnie, jakby obawiała się, że Neville ją jeszcze okrzyczy.

Spojrzał na nią ponownie z zaskoczeniem w oczach.

— Naprawdę?

— Jasne! — zawołała z ożywieniem i radością. — Zawsze możesz ze mną porozmawiać, albo możemy wspólnie się pouczyć, choćby jeszcze czegoś innego niż zielarstwo. Wiem, że jesteś ode mnie starszy i nie mamy tego samego materiału, ale można coś wymyślić. 

— To miłe — stwierdził nieśmiało. — Ty też zawsze możesz ze mną porozmawiać, jeśli będziesz chciała.

Puchonka uśmiechnęła się lekko i założyła kosmyk jasnobrązowych włosów za ucho. Mimochodem spojrzała w swoje prawo, a kawałek dalej dostrzegła Justyna wraz z Hanną i Ernestem. Brat przyglądał się to niej, to Neville'owi ze zmarszczonymi brwiami i zamyśloną miną. Hanna coś do niego mówiła, lecz wyglądało na to, że nawet jej nie słuchał, a Ernest kręcił jedynie głową ze znudzoną miną.

Gdy Justyn zorientował się, że dostrzegła jego wzrok, dyskretnie nakazał jej podejść do siebie. Już wtedy Cynthia wiedziała, że czekała na nią kolejna nieprzyjemna rozmowa ze starszym bratem. Westchnęła, powiedziała Neville'owi, że idzie na chwilę do Justyna, a następnie bardzo powolnym krokiem udała się do brata, szurając butami po podłodze z miną skazańca. 


16 do do świąt

Świąteczne pierniczki • Neville Longbottom ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz