X

410 33 0
                                    

Ocknąłem się czując straszny ból głowy. Jęknąłem lapiac się za nią. Uświadomiłem sobie, że jestem w swojej sypialni. Mialem na sobie to co w barze. Tylko, ze koszula była w połowie rozpięta, nogawki podwinietę i płaszcz pod głową. Moja kostka i dłoń były dobrze opatrzone ( sprawka Johna). Białe bandaże, które smierdziqly jakimś kremem. Powoli nie chcąc robić gwałtownych ruchów wstałem. Z płaszcza wyjalem wygniecione koszulki. Przy okazji wziąłem sowj ulubiony szlafrok i losowy dres. Prawie nie utykalem. Rozglądając się szybko weszlem do lazienki. Pozbywając się z siebie cuchnących ubrań udałem się pod prysznic. Woda od razu mnie orzeźwiła. Dopiero wtedy dokładnie uświadomiłem sobie co się stało. Pobiłem brata, popłakałem się z bólu, spałem w lesie ze skręcona kostka po czym udałem się do baru, w którym się nawaliłem i całowałem barmana. Na końcu zwymiotowałem na środku podłogi otoczony ludźmi i zemdlałem.
Mam się śmiać czy płakać? Już umyty i ubrany w dres niepewnie wyszłem z lazienki. Udałem się do salonu. W swoim fotelu siedzial John. Obok pani Hudson opierajac dłoń o jego ramię. Na kanapie siedzial Grek. Nie zdążyłem nic powiedzieć, bo już dostałem w twarz.
- Co ty sobie myslales?!
- Dzień dobry Molly. - dłonią pomasowalem bolący policzek.
- Jak mogłeś...
- Molly odpuść. - poważny głos Lestrady powstrzymal ja od dalszych krzyków.
- Sherlocku dlaczego to zrobiles? - pani H. juz szla w moja stronę.
- Proszę spytać mojego brata. - powiedziałem cicho. Nastepnie skierowałem się do przyjaciela. - Jak o nim mowa. John pomóż mi. Mam delikatnie przesrane. Jeśli Microsoft mnie...
- Wypad! - ręka pokazał na drzwi. Zaskoczył mnie.
- Co? - lekko się uśmiechnąłem po czym znowu zrobiłem normalna mine.
- Wypad! Nie chce by moja córka widziała swojego wujka w tym stanie! - zabolało.
- John daj mi wyjaśnic. - gwałtownie wstał i złapał mnie za koszule. Przyciągnął do ściany. Syknąłem.
- Nie ma nic do wyjaśniania. Spieprzyłeś, a teraz wypierdalaj. - popchnął mnie w stronę drzwi. - Jak coś zrobiles to załatw to sam. Ja się nigdzie nie wybieram. - wszyscy patrzyli na nas w ciszy.
- Oczywiście John. - wróciłem do sypialni po książeczkę. Jak się okazało była w dobrym stanie.
- Przekaz to Rose. - położyłem przedmiot na stół. - Przy okazji przekaz życzenia od wujka. Powiedz jej, że jest mi przykro. - nie zwracał na mnie uwagi. - Miłej imprezy. - opuściłem mieszkanie ze łzami w oczach. Zatrzymałem się przy klamce. Szybko lapiac za klamkę otworzyłem drzwi.
- Czy to prawda, że pobił pan brata?
- Pocałunek z barmanem?
- Jest Pan gejem! - już nie wytrzymałem.
- Spierdalajcie! - krzyknąłem na cały głos. - Zamknijcie się swoim życiem! Jak jest takie nudne to strzelcie se w łeb, ale odwalcie się ode mnie! Od Johna! Od Rose! Od mojej rodziny! - nastała cisza. Z szybkim oddechem czując łzy na polikach i ból w kostce odbiegłem od grupki ludzi. Czy tego żałowałem? Sam nie wiem? Nie zdążyłem o tym pomyśleć, bo uslyszalem slisk opon. Gdy się odwróciłem zobaczyłem samochód. Z pojazdu wyszło 2 mężczyzn. Nie zamierzałem walczyć ani uciekać. Wiedziałem kogo to sprawka. Na głowę nałożyli mi worek, a następnie wepchneli do samochodu.
- Jak mój brat chce mnie pobić to niech zrobi to sam. - powiedziałem przez materiał.
- Niestety nie jest do tego zdolny. Trochę go potłukłeś, więc poprosił mnie o pomoc. - głos pomocnicy mojego brata. Na pewno stukała w swój telefon nie obchodząc się reszta.
- Jasne. - powiedziałem obojetnie opierajac się o siedzenie. W głowie miałem tylko Johna. Znowu go zawiodłem. Znowu.
- Wybacz, że przeszkodziliśmy ci w zaleniu się nad sobą. Dałabym Ci chusteczkę, ale...
- Zamilcz. - czyli widziała jak płakałem. Zapowiada się coraz lepiej.
- Chciałam...
- Wiem co chciałaś. Teraz bądź cicho. - chciałem nadal sie nad sobą żalić jak ujęła to kobieta. Czułem, że worek jest morky od moich łez. Zatrzymaliśmy się. Szybko zostałem złapany za koszule i wyjęty z pojazdu. Przeprowadzono mnie przez ogród. Dobrze mi znany z wczorwjssrto dnia. Po chwili już byliśmy w budynku. Nastepnie zdjeto mi morky worek.
- Mocno cie pokiereszowalem. Chcesz oddać? Wal śmiało? - odezwałem widząc brata siedzącego na kanapie przede mną. Cała twarz mial bordowa. W niektórych miejscach miał opatrunki.
- Nie zamierzam. - ręka pokazał znak swoim ochroniarzam. W sekundę opuścili pokój. - Nigdy ci bym tego nie powiedział, ale w tej sytuacji nie mam wyjścia. - powoli wstał kierując się w moja stronę.
- Nie robiłbym tego na twoim miejscu. - powiedziałem gniewnie.
- Coś się stało. Nie mów, że nie. Widzę. Choć wiem z jaką nienawiścią mnie darzysz. W życiu byś mnie nie uderzył. - dłoń molozyl na moim ramieniu. - Co się stało?
- Nie udawaj zatroskanego. - odepchnąłem dłoń brata. - Nic się nie stało. Taki jestem. Nic tego nie zmieni.
- Nie prawda. Nie jesteś.
- Skąd możesz to wiedzieć. Może mam to po...
- Eurus? Nie zwalaj swojego zachowania na nią. Ona jest chora. Nic ani nikt na to nie poradzi. - spojrzał mi w oczy. - Płakałeś. Wiem o tym. Robisz to jedynie wtedy gdy naprawdę cierpisz.
- Ja nic nie czuję.
- Czujesz. Czujesz jak każdy. Nie umiesz na tym zapanować co powoduje gorsze skutki niż u innych.
- Skutki? - zaśmiałem się kpiaco. - Czyli znowu chodzi o twoja repetuacje. Genialnie Bracie. Brawo. - zacząłem lekko klaskać, aby nie za bardzo uderzać w bolącą dłoń.
- To nie tak. Nie możesz raz uwierzyć, że...
- Tak czuje. Czuję o wiele mocniej niż inni. To nie wina naszej siostry tylko moja. Twój młodszy brat nie umie zapanować na d swoimi uczuciami. - mowilem to obojetnie. - Zadowolony?
- Nie. - na twarzy miał smutek. - Chce byś już nie cierpiał.
- Też bym tego chciał, ale takie jest życie. - odwróciłem się do niego tyłem - Wybacz, że cię pobiłem. - opuściłem pokój, a następnie budynek. - Wrócę sam. - powiedziałem do czekającej na mnie kobiety. Skierowałem się do drogi i szedłem tak przez godzinę. Po tym czasie zadzwoniłem po taksówkę. W oczekiwaniu na pojazd położyłem się na ulicy. Nie wiem czemu zacząłem nucić pewna piosenkę. Kiedyś z Johnem znaleźliśmy ją między płytami pani H. Od razu nam się spodobała. Choć tak bardzo nie chciałem o nim myśleć to i tak wracałem do niego nawet skojarzeniami. Nagle zobaczyłem blask światel taksówki. Musiałem wstać. Nie chciałem tego, ale dla Johna zrobiłbym wszystko.

Johnlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz