Nie pewnie otworzyłem drzwi do budynku. Od razu w oczy wbijał się blask światła od mieszkania pani H. Zapukalem do niej. Od razu otworzyła drzwi.
- Przepraszam za swoje dzisiejsze zachowanie. Byłem zły i wyżyłem się na pani czego bardzo żałuję. Jednak nie musiała pani czepiać się mojego ubioru... - Spojrzala na mnie wrogo. - Przepraszam. - uśmiechnąłem się lekko. Zza pleców ukazałem jej bukiet róż. - Mam nadzieję, że się pani podobają. Kwiaciarz mówił, że kobieta podoba się zapach. - nic nie mówiła. - Moze lepsze byłoby by wino.
- Nie Sherlocku. - wystawiał rece. Podałem jej bukiet robić większy uśmiech. Rozpromieniła się patrząc na kwiatyv- Kojarzą mi się z mężem.
- Z tym... -
- Tak. - powidziała wkładając je do wazonu. - Zawsze jak się klucilismy wychodzil trzaskając drzwiami, a wracał z bukietem czerwonych roz. Zawsze mu wybaczalam.
- A mi pani wybaczy. - Spojrzala mi w oczy.
- Oczywicie. Jakbym nie mogła. - podeszła do mnie i objela. Odwzajemnilem uścisk.
- Jeszcze raz przepraszam.
- Nie ma za co. - odsunela się ode mnie. Uśmiechnęła się wystawiajac zęby - Teraz pogadaj z Johnem. - głową machnęła na sufit.
- Wrócił?
- Przecież wiesz.
- Już nie. - mruknalem.
-Slucham?
- Dobranoc. - powiedzial szybko opuszczając pokój. Robiąc wielki wdech udałem się po schodach do góry. Najciszej jak potrafiłem otworzyłem drzwi. Nikogo nie widziałem.
- Nie skradaj się jak pijana nastolatka po imprezie. - odwróciłem się. Stał w kuchni. Włączał zmywarkę.
- Gdzie byłeś? O której wróciłeś? - spytałem starając się utrzymać swój normalny ton.
- Na spacerze i... - westchnął i odwrócił się w moja stronę, ale nie patrzył na mnie - Miałem sprawę. Przecież wiesz jaka. Domyśliłeś się zapewne. - Nic nie odpowiedziałem. Olal to. Wszedl do salonu i usiadl na swoim fotelu. - A ty gdzie byłeś?
- U Eurus. - odpowiedzialem robiac smutna mine. Stałem jak pajac wgapiony w niego. Byłem pewny, że czuł mój wzrok. - John musimy pogadać...
- Nie ma o czym. - przeszkodził mi poważnie.
- Dobrze wiesz, ze jest. - zero odzewu. - John. John! - nagle gwałtownie wstal. Złapał mnie za bluzę i przyciągnął do ściany. Teraz patrzyl mi głęboko w oczy.
- Zamknij się. - szeptał ostrym glosem. - Rose śpi. Jest prawie polnoc. - mój oddech przyspieszyl - Nie mam ochoty pieprzyc o... - puścił mnie opuszczając wzrok.
- A jutro będziesz mial? - powiedziałem zdenerwowany. Naprawdę mi na tym zależało. - Czy znowu gdzieś pójdziesz?
- Nie muszę Ci się spowiadać gdzie chodzę, kiedy i gdzie. To moje życie nie twoje. - każde jego słowo bolało jak diabli. Miał rację, ale nie mogłem nic na to poradzić, że tak mi zależało.
- Prawda. Tylko... - powstrzymywalem łzy. - Zależy mi na tej rozmowie. Bardzo. - przybliżyłem się do niego. Odsunal się gwałtownie. - Dobranoc. - w sekundę byłem u siebie. Wpadłem w poduszkę. Znowu się w nia wplakiwalem i wkrzykiwalem. Słyszałem jak udał się do siebie. Przykryłem się kołdra i zamknąłem oczy. Nie spałem całą noc. Rano uslyszlem płacz Rose. Szybkim ruchem wstałem z łóżka i udał się do kuchni. W 5 minut przygotowałem kaszkę. Z miseczka, w której był posiłek udałem się do pokoju Johna. Nie pukałem po prostu weszlem.
Stał już z małą na rękach zdziwiony moim widokiem.
- Co ty...
- Mogę nakarmić mała Watson? - spytałem patrząc raz na niego, raz na jego corke.
- Tak. - powiedzial niepewnie. Odłożyłem miskę na szafę i wystawiłem ręce do, chrzestnicy. Przejalem ja od mężczyzny. Gdy mnie przez przypadek dotknął poczułem dreszcz. Ukryłem to. Udawałem, że obchodzi mnie tylko dziecko. Gdy Rose już u mnie byla podniaslem pokarm i udałem się do salonu. Usadowiłem się na fotelu. Dziewczynkę usadzilem jak zawsze przodem do mnie twarzą.
- Głodna? Mam nadzieję, że Ci posmakuje. To był pierwszy raz wujka. - powiedziałem udając głupi głos. Zaśmiała się lekko i otworzyła buźkę. - Leci samolocik. - Chyba zasmakował jej mój special, bo wcinała bez marudzenia. John stał obok. Opierał się o ścianę. - Nasz pocałunek... - wykorzystałem okazję - Nie spodziewałem się tego. Nie wiedziałem, że coś poczuje. - skupiony byłem nadal na karmieniu małej - Przeciez wiesz, że jestem nietegi w tych sprawach. - teraz utkwiłem wzrok mężczyźnie. Patrzył na mnie uważnie. - Nie rozumiem tego. - miska była pusta. Odłożyłem ją na stole. - Moze nie jestem takim złym kucharzem. - powiedziałem znów patrząc na chrzestnice. - Nie wi czy zrozumiem, ale nie chce żeby to zniszczyło nasza przyjaźń. - przerażał mnie fakt, że nawet nie pwstrzymywal mnie przed tymi słowami - Możemy o tym zapomnieć jeśli chcesz. - chusteczka wytarłem buzię Rose. Westchnąłem zmarnowany - Tylko coś powiedz. - powiedziałem patrząc mu głęboko w oczy. Wyszedł z pokoju. Wrócił bez Rose. Zapewno położył ją do kołyski.
- Co mam Ci powiedzieć? Pewnie już wszystko wiesz po ułożeniu moich włosow. - miał zły głos
-Nie prawda...
- Daj mi dokończyć. - także spojrzał mi w oczy - Nawet w takich sprawach musisz to usłyszeć. - podszedł do naszej dwójki i zabrał córkę. - Tak, chciałbym zapomnieć. Jednak to niemożliwe. Nie mogę zabronic ci kochać. Pierwszy raz w życiu to czujesz, ale nie mogę też Ci tego dać.
- Co masz na myśli?
- Kurwa Sherlock! Wiesz co mam na myśli do diabła! - krzyknął odwracając się do, mnie tyłem.
- A tym problem, że nie! Nic już nie wiem! Nie wiem gdzie byłeś! Co robiłeś! Co robiła pani H.! Nic! - nie mogłem tego trzymać w sobie. - Mój mózg już nic nie wie! Mam w nim tylko myśli o tobie! O tym żeby cie nie skrzywdzić! - cofnął się o krok - Nie zranić! Nic ci kurwa nie zrobić! Tylko moc cie... - zatkało mnie.
- Co? - powiedział tak jakby chciał znać dokończenie. Wiedziałem, że będę tego żałował, ale zrobiłem to. Podeszłem do niego. Stał przy lekko uchylonych drzwiach. Popchnąłem go na nie zamykajac przy okazji i zbliżyłem do jego ust. - Sherlock. - szepnął gdy już chciałem go pocalowac.
- Kochać. - powiedziałem drżącym głosem. Naprawdę to powiedziałem.
- Ja ciebie też kocham... - zrobiłem nie pewna mine nadal będąc blisko jego ust. Odsunal mnie rekoma. -... Ale nie tak. - łza wypłynęła mi z jednego oka. Peklem od środka - Gdybym był tym cholernym gejem lub bi to może... - czułem ból, w jego głosie. - Jutro wyjeżdżam.
- Nie! John nie! - kleklem przed nim - Błagam nie rób mi tego. Nie odjeżdżaj. - nie mogłem mu na to pozwolić. - Już nie będę tego robić. Będę grzeczny. Nie bede nawet pił, palił ani niczego sobie wstrzykiwał... - zapłakany spojrzalem mu w oczy - Tylko zostań.
- Sherlock... - Też się rozpłakał -... Nie mogę. - nachylił się, aby mnie podnieść. - W głębi duszy wiesz, że tak będzie lepiej. - nie mogłem nic z siebie wydusić. Machałem tylko w lewo i prawo. - Wieczorem już nas nie będzie.
- A Rose? Nawet jej nie będę mógł spotykać? - powiedziałem z bólem, gniewem i smutkiem zarazem.
W odpowiedzi tylko westchnął.
John Watson w tamtym momencie złamał moje niemal bezuczuciowe serce. - Tylko nie mów jej jak urośnie, że wujek zwial. - wstałem szybko - Powiedz, że cię brzydził dlatego go zostawiłeś.
- Sherlock. - powiedzial zmarnowany.
- Miłego życia. - opuściłem pokój kierując się do swojej sypialni. Trzasnąłem drzwiami i zamknąłem je. Zacząłem rzucac wszystkim co miałem pod ręką. Nie obchodzilo mnie, że nadal jest obok. Chciałem się po prostu wyżyć. Upadlem na ziemię. Miałem już dość życia.
CZYTASZ
Johnlock
Short StorySocjopatyczny detektyw i jego najlepszy przyjaciel doktor Watson. Przeżyli razem wiele, ale czy to oznacza, że przeżyją wszystko? Opowieść Johna i Sherlocka po 4 sezonie.