XXVI

296 21 3
                                    

Nie wiem co by się stało gdyby w mieszkaniu nie było Rose. Całowaliśmy się dopuki nie uslyszalem tupiacych stop. Odepchnąłem wtedy Johna i ujrzałem Rose.
- Nudzę się! - powiedziała podwyższonym i trochę marudnym głosem. Spojrzalem na Johna. Wyglądał na oszołomionego, więc ja się odezwałem.
- Zaraz tatuś się z tobą pobawi. - mężczyźnie dałem znak przez, który miał zrozumieć, że koszula jest potargana.
- Wlasnie Rose. Zaraz się pobawimy. - wydusił gdy zrozumial mój znak. Zaczął poprawiać koszule.
- A wujek może zostać na noc? - szczerze mówiąc trochę zawstydziło i wystraszyło mnie pytanie dziewczynki.
- Rose. Wujek ma też inne zajęcia. Nie może ciągle się tobą opiekować. - powiedzial John ukrywając swoej zarumienione poliki.
- Ale przecież wujek Jake zrozumie. - w tamtym momencie poczułem się beznadziejnie. Skupiłem się na Johnie całkowicie zapomniajac o Jake'u - moim chłopaku. Posmutnialem. Poczułem dłoń na moim ramieniu.
- Sherlock? - uslyszalem szepniecie do ucha.
- Wybacz kochana, ale tata ma rację muszę iść. - powiedziałem powoli odsuwając się co spowodowało zdjęcie dłoni z mojego ramienia. - Wrócę. Obiecuje. - nachyliłem się do dziewczynki.
- Na pewno? - spytała bez przekonania.
- Na pewno. - odpowiedzialem pewnie. Nastepnie ja objalem.
- Przeszkodziłam wam? - spytała tak żebym tyjko ja uslyszal pytanie.
- Nie. - odsunalem się i objalem jej twarz. - Kocham cię Rose. - na te słowa poczułem spojrzenie Johna.
- Ja ciebie też małpko. - zaśmiała się lekko. Ja się uśmiechnąłem. Nastepnie się wyprostowałem i spojrzalem na Johna. Nigdy tak na mnie nie patrzył. Nie wiedziałem co mam z tego wywnioskować.
- Do następnego. - podałem mu dłoń.
- Dowidzenia Sherlock. - uścisnął dłoń lekko ja głaszcząc. Widziałem w jego oczach pragnienie. Takie jak przed pocałunkiem. Niechętnie opuściłem mieszkanie. Koło 13 wróciłem do domu. Przed powrotem do domu zastanawiałem się nad obecna sytuacja. Odwzajemnil uczucie. Trochę mu to trwało, ale jednak. Ale mam Jake'a. On jest ideałem. Jest przystojny, zabawny, dobry w łóżku. Wybacza mi moje głupoty i umie mnie pocieszyć. Nie chciałem go skrzywdzić ani straszyć. Chciałem by nadal był częścią mojego życia.
- Wróciłem. - powiedziałem otwierając drzwi. - Jake! - krzyknąłem gdy nie uslyszalem odzewu od mężczyzny. Zacząłem rozgląda się po pokoju. Weszlem do sypialni. Leżał. Chyba spał. Usiądlem obok niego. Ręka przetarłem po jego włosach. Coś było nie tak. Zdjąłem z niego kołdrę.
- Nie! Jake! Halo Jake! - pod kołdra zobaczyłem krew. W brzuchu miał ranę kuta z której wypływała mnóstwo krwi. - Obudź się! - położył go na plecach. Pobiegłem po apteczkę, a z kieszeni wyjalem telefon. Zatamowalem krwotok przyciskając do niego bandaż. - Halo! Pomocy. - krzyknąłem do telefonu - Mój chłopak krwawi! Dostał czymś w brzuch! Chyba nozem! Jest nie przytomny co mam zrobić?! - Miałem przerażony głos. Rozpłakałem się jak dziecko.
- Spokojnie. Proszę podac imię i nazwisko. Nastepnie adres.
Wykonalem polecenie.
- Co mam robić? ! Przyłożyłem bandaż do rany.
- Dobrze pan zrobił. Proszę zobaczyć czy oddycha. - wykonywałem wszystkie polecenia operatora. Czułem strach i przerażenie. Czas dluzyl się bez konca. Wkońcu przyjechala karetka. Pamiętam dwóch mężczyzn wchodzących do pokoju i sprawdzających stan Jake'a.
- Co z nim? - spytałem przyglądając się temu.
- Jest w ciężkim stanie, ale pomożemy mu. Uratowal go Pan. - odpowiedział jeden z ratowniokow. Nałożyli mu opatrunek i dali kroplówkę. Nastepnie wzięli go na szyny. Wyszliśmy z mieszkania. Wokół było zbiorowisko ludzi. Zobaczyłem policję. Wszyscy przyglądali mi się z przerażenie szeocxac coś pod nosem.
- Sherlock! - uslyszalem znajomy głos. Odwróciłem się w jego stronę i upadlem na kolana. Mężczyzna szybko do mnie podbiegl i przykrył kocem.
- To moja wina! To moja wina Greg! - krzyknąłem załamany do przyjaciela.
- Nie prawda Sherlock! To nie była twoja wina! Uratowałes go! - twarz położyłem na jego klatce.
- Nie mogę go stracić.
- Nie stracisz. - objął mnie. - Choć. Pojedziesz z nim karetka. - spojrzalem na niego.
- Pojedziesz ze mną. Proszę.
- Jasne. - odpowiedział przyciskając mnie jeszcze mocniej. Nastepnie powoli wstaliśmy i udaliśmy się do karetki. Jake leżał na środku. Wokół niego dwóch ratownikow uważnie panujących na jego stan. Obok ja i Greg patrzących na niego uważnie.
- Jeśli dowiem się kto to zrobił zabije go. - powiedzialem w miarę spokojnym głosem.
- Obiecuje Ci, że znajdę tego bydlaka. - inspektor był pewny swoich słów.
Do szpitala dojechaliśmy w 8 minut. Szybkim tempem wyszliśmy z karetki i znaleźliśmy się w budynku. Bieglem za Jakeiem aż do sali operacyjnej. Nie pozwolili mi dalej. Usiadłem na krześle.
- Nie jesteś ranny? - powiedział Greg pokazując na mnie palcem. Byłem cały we krwi Jake'a. Miałem ja na butach, spodniach, koszyli i dłoniach.
- To Jake'a. - powiedziałem patrząc na ziemię.
- Operacja może długo potrwać. Choć pojechać do mnie. Umyjesz się i dam Ci ciuchy na przebranie.
- Nie pójdę stąd.
- Sherlock proszę.
- Nie mogę! - popatrzyłem na mężczyznę Nie zostawię go znowu samego!
- Nie zostawisz. - nagle na korytarzu pojawil się Microsoft.
- Nie ma mowy. - wstalem z siedzenia kierując się w jego strone. - Nie zostawię go z tobą. - palcem wskazałem na mężczyznę.
- Bracie proszę. - przyglądał mi się. Nie ukrywał przerażenia moim wyglądem.
- Zostane z nim. - z brata zwróciłem wzrok na jego lewy bok. Stała tam Molly.
- Nie zostawisz Ga nawet na chwilę? - Nie ukrywalem bólu.
- Obiecuje. Będzie bezpieczny. Będę dzwonić jak coś się stanie. - spojrzalem się na wszystkich szybko oddychając.
- Tylko się umyje i przebiore. Potem od razu wracamy. - powiedziałem gniewnie do Grega.
- Tak. - odpowiedzial spokojnie. Powoli ruszyłem się stronę mężczyzny.
- Będzie dobrze Sherlock. - szept brata kładący na chwilę dłoń na moje ramię. - Nie martw się. - był przejęty.
W odpowiedzi kiwnąłem głową w dół. Nastepnie ruszyłem za Lestrada. Miałem chwilę, aby pomyśleć. To była moja wina. Zostawiłem go. Byłbym wcześniej, ale wolałem sobie pochodzić, aby rozmyślać czy z nim nie zerwać. Podczas gdy on walczył o życie ja całowałem się z Johnem. Czułem się jak potwór. Potwór gdy niszczy wszystko czego się tknie. Nawet samego siebie.

Johnlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz