XXIX

333 22 0
                                    

Minął tydzień od kiedy Jake wylądował w szpitalu. Przychodziłem do niego, opiekowałem się nim i udawalem, że wszystko jest w porządku. Niestety tak nie było. Dzisiaj wyszedł ze szpitala. Wczoraj spakowalem swoje rzeczy i przeniosłem je do Johna. Zaraz wysiadamy z taksówki. On niczego się nie spodziewa, a ja już wiem, że złamie mu serce.
- Nareszcie w domu. - powiedzial szczęśliwie otwierając drzwi. Weszlem za nim do środka. - Chwila. - zaczął się rozglądać i wchodzić do wszystkich pokój lekko utykajac. - Co się dzieje? Gdzie są Twoje rzeczy? - czar szczęścia zniknal z jego twarzy.
- Chciałem Ci powiedzieć wcześniej. Naprawdę, ale balem się, że twój stan się pogorszy. - mowilem poważnie patrząc mu prosto w oczy. Chciałem, aby nie tylko on poczuł ból.
- Co masz na myśli? - zbliżył się do mnie.
- Już tego nie czuję. - powiedziałem szczerze. Nie chciałem się pieprzyc. Chciałem powiedzieć mu to raz, a po zaśnie. Choćby miał mnie znienawidzić.
- Jak to? Dlaczego? - do oczu napłynęły mu łzy.
- Myślałem, że to jest prawdziwe, ale się myliłem. Ja jednak nadal czuje coś do Johna.
- Nie. Sherlock nie mów tak. - był już przy mnie. Łzy laly mu się po policzkach jak oszalale.
- Wybacz. Jakbym mógł cofnąć czas.
- Nie mów tak. Sherlock proszę. Nie zostawiaj mnie. - objął moja twarz. - W dupie mam Johna i fakt, że Twoja siostra prawie mnie zabiła. Obchodzisz mnie tylko Ty.
- Nie mogę. - nawet nie wiem kiedy się rozpłakałem.
- Sherlock. - nadal miałem w nim utkwiony wzrok. Kciukiem zaczął wycierać mi łzy. - Ja... Kocham cię. - zaskoczyl mnie. Przez chwilę nie czułem dopływu powietrza. Zastygłem. - Kocham cię, rozumiesz? - nie potrafiłem nic z siebie wydusić. Nachylił się do mnie bliżej, aby mnie pocalowac.
- Ale ja choćbym nie wiem jak chciał nie. - powiedzialem gdy już miał mnie pocalowac. - Przykro mi Jake. Nieasz pojęcia jak bardzo. - odepchnąłem go lekko i opuściłem mieszkanie. Szybko udałem się do taksówki. Po jakimś czasie byłem przed domem Johna. Otworzyłem drzwi. Czekal tam. Rose nie było. Postanowił żeby nie była przy tym jak wrócę. Mogłem różnie zaaragowac, a ona nie powinna poznawać mnie z tej strony. Przynajmniej w tym wieku.
- I jak? - spytał wstając ze swojego nowego fotela.
- Źle. Nawet gorzej niż myślalem. - powiedziałem chcąc udać twardego, ale przy nim nie potrafiłem.
- Odpowiedź mi wszystko. - podszedł do mnie i objął moja twarz.
- Nie chce. - delikatnie pozbylem się jego dłoni z twarzy. - Muszę się umyc. - powiedziałem i nie czekajac na odzew udałem się do lazienki. Co w tamtym momencie mógł zrobić Jake? Rozpłakać się mocniej? Pójść się upić? Znalesc płatnego zabójce, aby mnie zabił? Było wiele wersji. Która pasowała najbardziej? Że będzie cierpiał. Nie będzie przez długi czas wychodzic z domu. Po jakimś czasie się ogarnie i wroci do normalności. Jednak nadal będę twki w jego głowie jako łamacz jego złotego serca. Skończyłem rozmyślać, bo nie chciałem sie jeszcze bardziej zdołować. Miałem Johna. Osobę, która pragnąłem od paru lat. Pozbyłem się z siebie ubran i udałem się pod prysznic. Moja ulubiona goraca kampiel. Gdy wyszłem z kabiny zorientowałem się, że zapomniałem jakiegokolwiek ubrania i ręcznika. Moja wiedza wróciła, ale nie w 100%.
Caly mokry skierowałem się do drzwi.
- John! John! - krzyknąłem do mężczyzny.
- Tak Sherlock. - mój ukochany już stał przy drzwiach.
- Zapomnialem ręcznika i ubran. Przyniesiesz mi? - czulem się jeszcze bardziej skrępowany niż ostatnio.
- Jasne. - odpowiedzial już idąc po rzeczy. Wrócił w 27 sekund. Powoli otworzyłem drzwi. Z malej dziury ujawnila się ręka Johna. Podniaslem z niej rzeczy luskajac go palcami. Westchnął. Samowolnie go przyciągnąłem co spowodowało, że znalazł się w środku. - Sherlock! - krzyknął przerażonym głosem.
- Tak. - powiedziałem przyciągajac go do ściany.
- Co ty... - spojrzał na moje ciało. Nie było miejsca gdzie nie oglądnął. Zaśmiałem się lekko. Gwałtownie spojrzal na moją twarz. -... Robisz? - dokończył cinekim głosem.
- Domyśl się. - powiedziałem pewnie. - chcesz się wykapować. Mi druga kapiel nie przeszkodzi. - nachyliłem się do jego ust.
- No nie wiem. - zaczal się ze mną droczyć. - Nie ma żadnej sprawy. - uśmiechnął się perwidnie.
- Jedna.
- Jaka? - spytał lekko zdziwiony.
- Ty. - pocalowalem go. Odwzajemnil to. - Podnieś ręce. - powiedziałem podczas oddechu. Wykonał polecenie. Pozbyłem się z niego górnej części garderoby. Teraz pocalunkami darzyłem jego szyję i klatkę. Jeknal. Uśmiechnąłem się.
- Zamknij się. - powiedzial zdenerwowany.
- Nic nie mówię. - wystawiłem zęby. Przyciągnal mnie do siebie. Kolejny pocałunek. Rekoma zaczął zdjemwac spodnie. Ja byłem skupiony na jego twarzy. Nie było miejsca, którego nie ucałowałem. Zostały tylko bokserki. Już chciał je zdjąć, ale go powstrzymałem. - Jesteś pewny. Nigdy nie robiles tego...
- Jestem, bo robie to z tobą. - jednym ruchem zdjął z siebie bieliznę.
- Ufasz mi? - spytałem już ogladajac jego penisa.
- Tak. - powiedzial łapiąc mnie za dłoń. Weszlismy razem do kabiny włączając prysznic. W parę sekund byliśmy mokrzy. Wtulilismy się w siebie calujac jak namietniej się da. Weszlem w niego. Potem on we mnie. Euforia. Jęk za jękiem. Najlepszy prysznic w moim życiu. Nie wycierając się wyszliśmy z lazienki nadal w siebie wklejeni. Idąc tak znaleźlismy się w sypialni Johna.
- Przejmij nade mną kontrolę. - powiedziałem oddychajac ciężko.
- Chcesz tego? - spytał kładąc mnie na łóżku.
- Tak. - odpowiedzialem nie walczac. Od razu na mnie usiadl. Zaczęlismy pod prysznicem skonczyliśmy w loku. Robiliśmy to do wieczora. Byliśmy wyczerpani. Nawet się zdrzemnęliśmy. Gdy się obudziłem John był we mnie wtlulony. Uśmiechnalem się. Ze stolika nocnego Podniaslem telefon. Spojrzalem na ekran: 5 nieodebranych telefonów od Microfta. Szybko oddzwoniłem.
- Czego chciałeś Bracie? - szepnąłem do słuchawki bawiac się włosami Johna. - Jestem zajęty.
- Chciałem zobaczyć czy załatwiłeś swoją sprawę. - Microsoft dowiedział się, że "moja sprawa" jest zerwanie z Jakiem. Nie wiedział jednak, że powodem jest John. - Czemu szepczesz?
- Załatwiłem. Nie musisz się martwić. Jest dobrze. - nadal mówiłem cichym głosem. - Szpcze, bo jak ci mówiłem jestem zajęty.
- Oby. - powiedzial zatroskany. Coraz częściej zaczął okazywać coś innego poza wstrętem. - Do widzenia Sherlock.
- Bye Bombel. - rozłączyłem się zanim zdążyłby coś powiedzieć. Odłożyłem telefon i powoli nie chcąc obudzić Johna przekręciłem się na bok. Przyglądałem mu się uważnie nadal nie wierząc, że na prawde tu jest i zrobiłem to z nim. Przebudził się. Z nadal zamkniętymi oczami przestał mnie objemowac, aby się wyprostować. Nastepnie twarz skierował w moja stronę i otworzył oczy.
- Co się gapisz? - spytał gniewnie. W sumie mu się nie dziwię. Mialem na twarzy tego denerwujących wszystkich banana.
- Dzień dobry słońce. Choć w sumie już jest wieczór, więc Dobry wieczór... Księżycu? - zaśmiałem się kpiąca. John też.
- Spadaj. - uderzył mnie poduszka. - Nigdy tak do mnie nie mów.
- A jak? - nachyliłem się do jego ust.
- Tak jak zawsze. John. - musnął lekko moje usta
- W takim razie John... - musiałem to zaznaczyć. - Ubieraj galoty, bo zaraz wraca Rose. - powiedziałem spokojnie.
- Co?! - agresywnie usiadl w sadzie. -
- Pani H. miała ja odwieść o 19. Jest 3 po. Znając ją wyszła parę minut później. Czyli znając to drogę i możliwe korki przywiezie mała za 14 minut 56 sekund.
- Jaki ty dokładny. - powiedzial zrozumiale. Nastepnie chciał wstać z łóżka, ale go powstrzymalem siadając na nim. - Sherlock. Nie mamy czasu. Trzeba ogarnąć łazienkę i sypialni. Musimy się ubrać. - byl poważny.
- To zajmie nam 4 minuty 19 sekund. Co oznacza, że mamy jeszcze ponad 9 minut. - namiętnie go pocalowalem. Choćby nie wiem jak nie chciał odwzajemnil to obejmując mnie w biodrach. Wykorzystaliśmy te 9 minut jak najlepiej. Później szybko poscielilismy łóżko, wytarlismy mokra od wody podloge i ubraliśmy w typowe jak nas ciuchy. Na końcu usiedliśmy w fotelach udając, że kończymy pić herbatę. Nagle zadzwonil dzwonek. - W punkt. - pokazałem wskazujący palec.
- Brawo. - zaśmiał się lekko. Wstał i skierował się do drzwi. Otworzył je i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć już znajdował się w ramionach córki. Uśmiechnalem się na ten widok.
- Witaj Słońce. - powiedziałem wychylajac się z fotela.
- Cześć małpko. - powidziała szczęśliwe dziewczynka już biegać w moaj stronę. Nawzajem nazywaliśmy się małpkami. Podobało się nam to. - Co robiliście? - spytała wskakując mi na kolana. Spojrzalem z ukosa na Johna. Zawstydził się.
- Takie tam. Dorosłe sprawy. - powiedziałem patrząc dziewczynce w oczy. Czułem, że mój ukochany się uśmiechnął.

Johnlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz