XXXI

470 31 4
                                    

Rok pozniej
- Sherlock!
- Co? Coś się stało?
- Widziałeś to? - mężczyzna wskazał palcem na gazetę.
- Ciekawe. - zaśmiałem się
- Johnlock? Co to ma być? - spytał zirytowany.
- Nazwa naszego shipu. Mieszanka Johna i Sherlocka.
- Czego?
- Nie jesteś w temacie kochany. - nachyliłem się do Ukochanego i pocalowalem go delikatnie w usta.
- Tato! Wujku! - do pokoju weszła Rose. - Przeszkadzam wam? - po tym jak zaczęlismy chodzić z Johnem musielismy wkońcu powiedzieć o tym Rose. Tak by się dowiedziała z jakiś gazet czy od koleżanek lub kolegów z przedszkola. Przyznam ta sytuacja była mocno stresujaca dla mnie i Johna. Nie mielismy czym się przejmować, bo mała zrozumiała.
- Tak córciu. - powiedzial trochę zaczerwieniony John. Nadal wstydził się przy niej całować.
- Widzieliście? Nazywają was ship...
- Johnlock. - powiedziałem patrząc na mężczyznę. - Zagadka na dziś? Dowiedzieć się kto to wymyślil. - odeszlem od Johna i oparlem się o ścianę obok dziewczynki.
- Wyjaśni mi ktoś wkońcu co to jest ten ship.
- Tato czemu jesteś taki zacofany. - marudzący głos dziewczynki rozśmieszył mnie. Spojrzał na mnie z otwarta i gniewna miną. - Ludzie tworzą shipu swoich ulubionych par. Ludzie uwielbiają je, wielbią.
- Czyli oznacza to, że ludzie nas wielbią? - spytał nieprzekonany.
- A kto by tego nie robil? - wystawiłem zęby.
- Wlasnie. - dziewczynka podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. To samo zrobiła z Johnem. Nastepnie zlaczyla nasze dłonie. - Johnlock.
- Już rozumiem. - mój ukochany uśmiechnął się szczerze i złapał mocniej za dłoń.
- Już wiem co będziemy robić w weekend? - powidzialem patrzac na mała Watson.
- Co? - spytał zaciekawiony John.
- Ja i Rose pomożemy Ci w zrozumienie XXI wieku.
- Hahaha bardzo śmieszne - powiedział z ironią.
Czas leciał, a my nadal razem. Wiele klotni, smutków, szczęścia, śmiechu. Tyle emocji bez udawania.
- Oświadczyć? - chyba upadłaś na głowę.
- Sherlock. Jesteście już razem 10 lat.
- No i?
- No i? To kupę czasu. Normalni ludzie po takim czasie...
- Molly. My nie jesteśmy normlani. W tym najbardziej ja.
- Nie zastanawiałeś się nigdy jakby to było? Jaki byłby wasz ślub?
- Nie. - odsunalem komputer przy ktorym pisałem kojenego bloga. Molly przyszła w odwiedzinach, ale widać jak to się skończyło
- Rose też uważa to za dobry pomysł. - gwałtownie spojrzalem na kobietę. - Znaczy...
- O moim życiu miłosnym chce decydować moja chrzestnica i przyjaciolka. Pięknie.
- Sherlock nie gniewaj się. - dłoń położyła na moim ramieniu. - Nie było tematu. Już o tym nie rozmawialiśmy. Gdy wyszła zostałem sam. Johna nie było, bo pojechał po córkę do szkoły. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo Jake. - odebrałem od razu. Ja i Jake przez te lata zdazyliśmy się pogodzić. Przez pierwszy rok nie wymienilismy do siebie ani jednego słowa. Po tym czasie spotkaliśmy się kiedyś w parku. Jakiś typek chciał go okrasc, ale się wtrąciłem i go załatwiłem. Zapadła cisza. Jednak ja zakończyłem przepraszajac go jeszcze raz. Umowilismy się na spotkanie no i tak wyyszlo, że zostalismy przyjaciółmi.
- Cześć Sherlock.
- Co tam?
- Mam nowinę. - od razu zrozumialem co chce powiedzieć. Spoważniałem.
- Nie żartuj sobie. - powiedziałem zdenerwowany.
- Will mi się oswiadczyl (nowy chłopak Jake'a, z którym był 3 lata).
- Wow. - udałem podniecenie. - Gratuluję. Kiedy ślub? Zapewnie w maju. Ty i on w czarnych garniturach. Ty muszkę, a on krawat. - zaśmiał się.
- Dzięki... - pogadaliśmy jeszcze chwilę. Gdy skonczyliśmy gadać wstałem po dzisjesza gazetę.
W tym tygodniu mija 10 rocznica od kiedy Sherlock Holmes i John Watson ujawnili, że są w związku. 10 lat, a ślubu brak. Czyżby ich miłość nie była taka wielka?
Zgniatlem kawałek papieru i rzuciłem w ziemię.
- Co to za bzdury?! Ślub to tylko papierek! Czemu ma mieć takie wielkie znaczenie?! - krzyknalem do siebie. Nastepnie złapałem się za głowę i pomyślalem. - Najwyżej będę tego zalowal. - ubrałem się w swoje niecodzienne ciuchy, bo ubrany inaczej na pewno zostałbym rozpoznany i wszystko trafiłby szlak. Szybkim krokiem udalem się do najbliższego lubilera. Godzinę później, bo tyle szukałem idealnego pierścionka wracałem do domu. Byłem przerażony. Czułem się jakbym szedł za skazanie.
- John. Wróciłem. - otworzylem drzwi. Cholera przecież to było wiadome, że zaprosi dziś gości. Było to widać po swetrze, który ubrał.
- Cześć Sherlock. - Odezwał się Greg.
- Hej. - powiedziałem obojetnie zdejmujac płaszcz. Jednym, sprytnym ruchem pierścionek schowałem do kieszeni spodni. Nastepnie usiadłem obok Johna. Przy stole byli niemal wszyscy: Microsoft, Greg, Molly, Rose i pani Hudson.
- Nie zaprosiłem Jake'a, bo razem z Willem świętują oświadczyny. Na pewno Ci mowil. - poczułem wzrok Molly na sobie.
- Tak. Gadałem z nim. - wzrok utkwiłem w talerzu. Wszyscy wokół mnie rozmawiali, a moje myśli zaprzątał mały pierścionek.
- Halo Sherlock. - nagle uslyszalem głos Johna.
- Tak. Wybacz zawiesiłem się.
- Dobrze się czujesz? Jestea cały blady. - rozejrzałem się. Każdy wzrok był skupiony na mnie
- Tak. Tylko się nie wyspalem.
- Przecież poszles spać wcześnie. Spałeś jak zabity.
- Serio... Ja... - wstałem gwałtownie. Szturchnąłem stolem przez co wylalem na siebie napój - Cholera.
- Sherlock. - złapał mnie za nogę gdzie była kieszeń z pierścionkiem.
- Wybaczcie. - gwałtownie nie odsunalme i powedrowalem do kuchni. Wzialem szmatkę, która zacząłem się wycierać. - Co tu robisz Sherlock? Tchórzysz? - szeptałem do siebie pod nosem. Z kieszeni wyjalem pierscionek. - To był zły pomysł.
- O boze! - spojrzalem w stronę głosu. To była Rose. Gwałtownie schowałem przedmiot za plecami.
- Co? - spytalem udajc jakbym nie wiedział o co jej chodzi
- To jest... - zaczęła do mnie podchodzić. -... Molly mówiła, że...
- Załóżmy, że tego nie widziałaś. - zawstydzilem się.
- Co? Nie ma mowy wujku. Ale jestem z ciebie dumna.
- Nie ma z czego.
- Pokaż go.
- Nie.
- Wujku. - zaczęła wystawiać ręce, aby zabrać mi przedmiot. - Daj. Daj.
- Cicho, bo zaraz się zbiorą.
- To pokarz. - nie odpuściłaby, więc pokazałem jej przedmiot. - Piękny. To teraz choc i oświadcz się tacie. - złapała mnie za rękę.
- Nie
- Jak to? - spojrzala na mnie zaskoczona - Nie chcesz.
- Nie... Znaczy tak... Ale... Nie wiem jak. - jedna ręka podrapałem się po wlosach. Zaśmiała się. - Żałosne? Wiem.
- Wielki Sherlock Holmes jest przerażony. - powidziała kpiącym głosem. Zrobiłem zła mine. - Wujku spokojnie. Nie ma się czego bać.
- Jest.
- Nie. - oddala mi, przedmiot. - Wejdź tam. Powiedz, że musisz coś ogłosić i działaj.
- Ale...
- Wierze w ciebie. - wyszła z kuchni. Spojrzalem na pierścionek.
- Najwyzej zejdę na zawał. - opuscilem pomieszczenie i skierowałem się do salonu. Wszyscy siedzieli i rozmawiali. Tylko John spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. - Przepraszam za to wyjście. - zacząłem. - Chce coś oglosic... Powiedzieć. - wszyscy przerwali rozmowy i na mnie spojrzeli. - John... Ja...
- Dasz radę. - szepnęła Rose.
- Tak Sherlock. - mój ukochany mial zaniepokojony głos.
- No wyduś to Bracie. - Microsoft wogule mi nie pomagal.
- Wyjdziesz za mnie? - wymruczałem.
- Co?
- Czy... - głośno wziąłem wdech i kleknalem przed mężczyzna. Wszyscy poza Rose stanęli debem.
- Czy ty...
- Znamy się tyle lat. Kocham cie. Ty mnie. Jesteśmy dla siebie stworzeni choć bywam irytujacy. Życie mamy szalone. Czasem wszystko jest cudowne czasem źle.
- O matko! - powiedzial nieświadomie Greg.
- Chce cie tylko spytać. - pokazałem pierścionek. - Nie musisz się zgadzać. - patrzył na mnie poważnie. - Johnie Watsonie wyjdziesz za mnie? - Nigdy serce mi tak szybko nie biło jak wtedy.
- Ja... - zatkało go.
- Widziałem, że to głupi pomysł. - już chciałem wstać, ale złapał mnie za rękę.
- Tak.
- Co?
- Tak.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- Na pewno?
- Tak.
- Moze pójdę do toalety.
- Tak. Wyjdę za ciebie.
- Oszalales.
- Na twoim punkcie.
Patrzyłem na niego nie wierząc w jego słowa.
- No nałóż mu ten cholerny pierścionek! - krzyknęła pani H.
- A tak. - drzaca ręka nalozylem pierścień na palcu Johna. - Lubiler był zły, bo trochę to trwało. Wiesz... - pocalowal mnie. Objalem jego twarz. W tle słyszałem tylko wiwaty i oklaski. - Będę mezaty. - powiedziałem gdy się od siebie odklelilismy. Zaśmiał się.
- Tak będziesz mezaty. - i znów mnie pocalowal.
KONIEC

Johnlock Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz