Od trzech dni nie wychodzę z tego pokoju. Cały czas praktycznie spędzam na jednym. Na leżeniu brzuchem do góry i próbie rozszyfrowywania tego, co jest napisane w książkach mamy albo czym są te różnorakie medaliki, kamienie, pióra i jakieś dziwne rzeczy, które mnie osobiście obrzydzają. Cała pościel jest w tym zawalona. Aktualnie próbuję otworzyć szkatułkę, która nie miała ani jednej dziurki na klucz. To jest jakaś zagadka. Przekręcałam jej rogi i inne wyżłobienia, aż w pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Odłożyłam przedmiot na pościel, po czym zeszłam z posłania i podeszłam do drzwi.
— Nika, to ja... — Usłyszałam głos Aidena, przez co natychmiastowo się zatrzymałam.
Codziennie przychodzi pod drzwi, mając nadzieję, że się do niego odezwę. Mówi wtedy co się dzieję i prosi, żebym otworzyła lub coś do niego powiedziała. Gdy się tutaj zamknęłam, siedział pod drzwiami przez kilka godzin. W tamtym momencie czułam jego smutek, że przez niego płakałam. Myślał, że to przez niego, ale to nie tak. Moje łzy to nie była jego wina. Puściły mi nerwy i nie wytrzymałam. Nie wychodzę z tego pokoju, bo boję się spojrzeć mu teraz w twarz. Nakrzyczałam na niego, więc nie zdziwiłabym się, gdyby i on na mnie nakrzyczał za moje zachowanie.
— Wiem, że stoisz pod drzwiami, widzę twój cień.... — Wzdrygnęłam się na jego słowa. — Nika proszę, otwórz drzwi... — Oparł się ręką o drewnianą powłokę. — Chociaż się odezwij... — Słyszałam jak zachwiał mu się głos.
Naprawdę serce mnie boli, kiedy tylko słyszę u niego taki ton. Opuściłam wzrok na swoje dłonie. Teraz na obu mam znamiona jak po poparzeniu. Pojęcia nie mam co to jest. Oba są takie same. Nie wiem kiedy pojawiło się to drugie znamię. Zauważyłam je tamtego dnia, gdy zamknęłam się tutaj. W lesie jeszcze ich nie było, więc musiały się pojawić później. Tylko kiedy dokładnie?
—... Rozumiem... — Usłyszałam zza drzwi. — ... Tęsknię za tobą, Nika... — Przesunął dłonią po drewnianej powłoce.
Po chwili słyszałam tylko oddalające się kroki. Odwróciłam się przodem do drzwi, o które oparłam się plecami, a następnie cicho je uchyliłam. Widziałam Aidena, który szedł z opuszczoną głową i z dłońmi w kieszeniach. Znowu czułam, że był smutny. Opuściłam wzrok, a następnie zamknęłam drzwi.
— Wiem, że cię to boli, ale ta separacja, to aktualnie najlepsze co możesz zrobić... — Odwróciłam się do owczarka, który leżał na małej kanapie, która stała pod ścianą, po prawej stronie łóżka.
— Nadal nie rozumiem jakim sposobem mogę cię teraz zrozumieć i dlaczego inni cię nie słyszą... I czemu mnie nie słyszą, kiedy z tobą rozmawiam... — Powiedziałam, a Tiana ziewnęła.
— Już ci to przecież wytłumaczyłem, ty głupia gąsko... Czego nie rozumiesz? — Spojrzałam zaskoczona na psa.
— Ej! Nie nazywaj mnie tak... Nie moja wina, że wychowałam się w świecie bez magii i nic z tego nie rozumiem! — Sapnęła głośno, a następnie podniosła swój jasny łeb.
— Już, już, przepraszam. Po prostu mam dosyć siedzenia w jednym miejscu, ale to jest konieczne. Straciłaś ostatnio nad sobą kontrolę i widziałaś co udało ci się zrobić. Ani ty, ani ja jako demon nie wiemy do czego mogłabyś być zdolna, gdyby to się powtórzyło. To była ledwie mała iskierka twojej mocy, która coraz bardziej wycieka z twojego ciała. Musisz nauczyć się nad nią panować, bo powoli nie nadążam z pobieraniem jej. A przede wszystkim... Musisz przestać się jej bać, bo coś komuś zrobisz, a tego raczej byś nie chciała... — Kiwnęłam lekko głową, po czym podeszłam do łóżka.
Znowu zaczęłam kombinować, jak otworzyć tę cholerną szkatułkę. Po jakichś czterech godzinach się wkurzyłam i rzuciłam przedmiot na łóżko.
— Nic z tego... — Zakryłam sobie oczy dłońmi.
— Nie poddawaj się, w końcu to otworzysz... — Spojrzałam na psa.
— Łatwo ci mówić... To nie ty musisz nad tym główkować... — Wskazałam na drewniane pudełko, w którym coś przeskoczyło.
Jakby jakiś mechanizm, który blokował otwarcie pokrywy. Podniosłam się, dzięki czemu zobaczyłam, jak skrzynia się otworzyła. Wzięłam ją do ręki, dzięki czemu zobaczyłam w środku jakiś zeszyt i wisiorek. Wzięłam go do ręki, aby w kolejnej chwili przyjrzeć się łańcuszkowi. Znajdowała się tutaj obręcz koła, a w jej środku pentagram ozdobiony lekko zabarwionymi na fioletowo kryształkami. Na obramowaniu były jakieś znaki.
Położyłam go na pościeli, aby w kolejnej chwili zobaczyć co jest w zeszycie. Otworzyłam go, a tam zobaczyłam jakieś dziwne rysunki, napisy w tych dziwnych znakach i całkiem niewiadome bazgroły.
— To jakaś inkantacja... — Powiedział owczarek, który znalazł się obok mnie i spojrzał przez ramię.
— Inkantacja? — Zapytałam nie rozumiejąc.
— Spójrzmy... To język Diahret... Język demonów, który znają tylko one i wiedźmy Kręgu... Zostały go nauczone przez twoją matkę, która się go uczyła przez jakiś czas... Aby mnie przyzwać, musiała wymówić w nim podobną inkantację... — Wytłumaczył demon, a ja na niego spojrzałam.
— Co tu jest napisane? — Zadałam kolejne pytanie, a on zaczął czytać napis.
— To inkantacja do przyzwania wszystkich sześdziesięciu dziewięciu demonów z grimoire... Ale po co twoja matka chciałaby je przywoływać? — Spojrzałam w brązowe oczy owczarka, a przy tym lekko zmarszczyłam brwi.
— Właśnie... Po co? — Odezwałam się cicho. — Właściwie to, jak ja mam się teraz do ciebie zwracać? Tiana, czy Aamon? — Głośno sapnął.
— Jak ci wygodniej... — Położył się obok mnie, a ja oparłam się plecami o zagłówek i pogłaskałam zwierzę po grzbiecie.
— Zawsze mnie chroniłeś, prawda? — Spojrzał na mnie kątem oka.
Lekko się uśmiechnęłam półgębkiem.
— Dziękuję za to... — Przytuliłam się do psa, a on głośniej odetchnął, kiedy podrapałam go za uchem.
Znowu wyszedł mi krótszy rozdział... 🧐
Muszę się ogarnąć...
*przeciąga się*
Dobra, trza się zabrać za pisanie na zapas!
Samo się to nie napiszę!Btw
Mam nadzieję, że rozdział się podobał!
CZYTASZ
Krąg
WerewolfKorekta rozdział prolog + 2/7 Pierwsza część sagi o istotach nadnaturalnych. Jeden wyjazd zmienił całe jej życie. Spotkała istotę, która jest w niej zakochana po uszy, poznała sekrety swojej rodziny, a także dowiedziała się kim ona tak naprawdę jes...