17

453 21 36
                                    

Przyglądałam się swoim dłoniom, które otaczało coraz mniej iskierek. Co się u diabła dzieję? Nim się spostrzegłam, kobieta na której siedziałam, zniknęła. Rozejrzałam się dookoła, ale tym razem, zniknęła chyba na dobre. Podniosłam się z ziemi, kiedy to upewniłam się, że jest bezpiecznie. Podeszłam powoli do miejsca, gdzie widziałam, że wiedźma wyrzuciła mój naszyjnik, a raczej to, co z niego zostało. Chwilę go szukałam, aż w końcu znalazłam go z otwartym wiekiem. Łańcuszek był pęknięty, wieczko odgięte, a szkiełko, pod którym było zdjęcie mamy, całkowicie roztrzaskane. 

Czułam jak w tym momencie do moich oczu zebrały się łzy. Upadłam na kolana, aby się kolejnej chwili przytulić zniszczony wisiorek do serca, które w tym momencie bolało jak jasna cholera. Pozwoliłam w tym momencie, aby pierwsze krople łez spływały po mojej twarzy. Kilka z nich spadło na moje zakrwawione ręce. Była na nich zarówno moja krew, jak i tamtej wiedźmy. Trochę mi zajmie, zanim uda mi się pozbyć tego szkarłatnego odcienia z bluzy. Nagle obok mnie pojawiła się kobieta w białej szacie. Zaczęłam się cofać, kiedy tylko ją zobaczyłam. 

— Nic ci nie zrobię... — Starała się mnie uspokoić, a przy tym pokazała mi swoje dłonie. — Nie zrobię ci krzywdy... — Wyciągnęła w moim kierunku dłoń i machnęła lekko palcami. 

Dookoła moich dłoni powstały białe iskierki, które kumulowały się przy naszyjniku, który lekko wzniósł się w powietrze i odleciał w jej kierunku. Spod kaptura zauważyłam zielone, mieniące się oczy. Ułożyła dłonie w następujący sposób. Prawą prosto, tak jakby chciała kogoś zatrzymać, a lewą w ten sam sposób, tylko że była ona przekrzywiona na bok. Zrównała je, a w kolejnej chwili wisiorek zaczął się samoistnie naprawiać. Co się właśnie stało? 

Po chwili był jak nowy. Wrócił spowrotem w moje ręce, a ja mu się przyjrzałam. Łańcuszek spowrotem był cały, wieko nie było już odgięte, a szkiełko nie miało ani jednego pęknięcia. 

— Pozostali się o ciebie martwią... — Powiedziała, a ja się podniosłam na proste nogi, jednocześnie zakładając naszyjnik. — Mogę cię do nich zabrać... — Wyciągnęła w moim kierunku dłoń. 

— Skąd mam mieć pewność, że i ty nie spróbujesz mnie zabić? — Zapytałam zachrypnietym głosem. 

— Gdybym chciała twojej śmierci, myślisz że wcześniej bym cię ratowała? — Zaskoczyła mnie swoją odpowiedzią, która aż ociekała ironią. — Zaufaj mi... Nie zrobię ci krzywdy... — Powiedziała spokojnie, a ja spojrzałam na jej dłoń. 

Była lekko zakrwawiona, co znaczy, że wcześniej musiała zostać ranna. Na talii ma związany bandaż, a powoli pojawiająca się na nim krew, jest tylko dowodem na to wszystko. Z lekkim zawachaniem uniosłam prawą dłoń, a gdy ją złapałam, ona mocno zacisnęła swoje palce na mojej. Poraziło mnie jasne światło, dlatego zamknęłam oczy. 

— Nika? — Odwróciłam się szybko, kiedy usłyszałam głos Aidena. 

Odrazu do mnie podleciał i uściskał. Nic mu nie jest... 

Odetchnęłam cicho z ulgą, a on się odsunął i zaczął sprawdzać w jakim stanie jestem. Lekko się przeraził, kiedy zauważył znaki po duszeniu na mojej szyi. Delikatnie ich dotknął, a ja pokręciłam głową. 

— Nie boli... — Powiedziałam cicho zachrypniętym od wcześniejszego krzyku głosem. 

— Nika, twój głos... — Odezwała się zaniepokojona Meghan. 

— To nic takiego... Mogło się skończyć gorzej... — Powiedziałam, po czym odwróciłam się do kobiety. — Kim... — Zaczęłam, ale jej już tu nie było. 

Chciałam się jej zapytać, kim ona do cholery jest, ale zniknęła. I w sumie nie tylko o to. Kim jest, to najmniejszy problem. Czemu mi pomogła, dlaczego naprawiła naszyjnik i po co aż tak się dla mnie poświęcała? Przez jej chęć ocalenia mnie, została ranna. Poczułam nagle, jak zostałam przez kogoś objęta ramieniem. Spojrzałam kto to taki, dzięki czemu zobaczyłam Mayę. 

KrągOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz