4 czerwca, czwartek
Piękny, słodki zapach wlatywał do moich nozdrzy, gdy zaczytana książką siedziałam za blatem cukierni w czwartkowy poranek. Było po dziesiątej rano, więc spora część klientów już dawno dokonała zakupów pysznych oraz nadal ciepłych wyrobów, a jeszcze więcej osób najprawdopodobniej planowało się pojawić za godzinę czy dwie, kiedy będą mieli przerwę w pracy lub w szkole. Godziny szczytu i luzu znałam doskonale. Pracowałam w tym miejscu już prawie dziesięć miesięcy, mając średnio po cztery zmiany w tygodniu, więc wiedziałam, kiedy mogłam mieć czas dla siebie.
Im było cieplej, tym więcej ludzi pojawiało się popołudniami, przychodząc z przyjaciółmi czy rodzinami po różne desery lodowe. Natomiast w zimę najwięcej klientów pojawiało się z samego rana, żeby w drodze do pracy czy szkoły dostać trochę ciepła i pyszne śniadanie.
A ze względu na to, że był początek czerwca, to na rannych zmianach, o które zawsze błagałam moich pracodawców, pojawiało się coraz mniej ludzi. Dzięki temu, tak jak dzisiaj podczas pracy na spokojnie mogłam poczytać książkę czy zadzwonić do znajomych.
Wczytana w świetną powieść fantasy nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy szef stanął za moimi plecami i dotknął mojego ramienia.
— Millie, ja już się zbieram, wyłożysz rogaliki z czekoladą? Są w kuchni — odezwał się spokojnie mężczyzna, posyłając mi swój typowy, ciepły uśmiech. Pokiwałam na zgodę głową, po czym odłożyłam otwartą na ostatniej przeczytanej stronie książkę i wstałam na proste nogi, lekko się przeciągając.
— Czemu nie ma dziś Shirley? — zapytałam zaciekawiona nieobecnością żony mojego szefa. Odkąd pamiętałam, praktycznie zawsze przychodzili do cukierni razem.
— Miała wizytę u lekarza — odparł swoim spokojnym i życzliwym tonem mężczyzna, będący niedużo po trzydziestce. Następnie założył na swoje ramiona lekką kurtkę i wyszedł przed ladę. — Do jutra. Jakby coś się działo, to dzwoń. — Zaśmiałam się w duchu, bo zawsze mówił to samo. Cukiernia, którą prowadził wraz z żoną, była jego oczkiem w głowie.
— Oczywiście — odparłam, żartobliwie salutując, a gdy za moim pracodawcą zamknęły się drzwi, ruszyłam z lekkim westchnieniem do kuchni, by przynieść jeszcze ciepłe, przed chwilą upieczone przez mężczyznę rogaliki.
Kiedy tylko je zobaczyłam, od razu miałam ochotę je spałaszować. Cukiernia, w której pracowałam, zdecydowanie mogła poszczycić się przepysznymi wypiekami i deserami. Mimo to jedynie wzięłam w ręce jeszcze ciepłą blachę, a następnie wyłożyłam wypieki za gablotą, ładnie je ustawiając. Gdy po odniesieniu tacy z powrotem usiadłam na krześle za ladą, akurat zadzwonił mój telefon.
Rozejrzałam się po wnętrzu cukierni, jednak w środku znajdowała się tylko jedna kobieta, która zajadała się ciastem, dlatego też odebrałam połączenie.
— Halo?
— Cześć, Millie — ze słuchawki wybrzmiał głos Maddie. — I jak, masz w sobotę wolne?
— Nie, ale zdałam sobie sprawę, że to i tak nie będzie dla mnie żaden problem.
— Czyli będziesz jutro naszym szoferem? — zapytała z nadzieją moja przyjaciółka, na co się cicho zaśmiałam.
— Jeśli tylko ogarniecie auto, to jasne.
— O to się nie martw, jej przyjaciel ma samochód. To do później, maluchu!
Rozłączyłam się, odkładając urządzenie do kieszeni mojego miętowego fartucha. Po tym jak we wtorek po natrafieniu na pewnego nieznajomego chłopaka wróciłam do mieszkania, Maddie opowiedziała mi o swoim spotkaniu z koleżanką z liceum. Były w jednym wieku, dawniej siedziały razem na kilku lekcjach i miały między sobą niezłą relację, ale gdy dwa lata temu skończyły szkołę średnią, straciły całkowicie kontakt. Moja przyjaciółka była bardzo szczęśliwa z tego spotkania i opowiadała o tamtej dziewczynie w samych superlatywach, co trochę mnie dziwiło, bo Madeline była zazwyczaj bardzo zrzędliwa i z niewieloma osobami się dogadawała. Ale mimo zdziwienia byłam z tego powodu bardzo zadowolona; zdecydowanie była ona kochaną osobą i zasługiwała na wielu dobrych ludzi dookoła. Zresztą, tak jak każdy.
Tak więc, gdy następnego dnia zgadały się na imprezę w piątkowy wieczór, to znaczy jutro, i potrzebowały podwózki, zaproponowałam, że się dołączę. Miałam je zawieźć i przypilnować. Takim sposobem znajoma Maddie również postanowiła wziąć swojego przyjaciela, który jako jedyny z naszej czwórki posiadał auto, a ja, jako niepijąca, będę prowadzić.
Układ idealny.
I wiadomo, lepiej by było, gdybym miała w sobotni poranek wolne, w wypadku gdybyśmy wrócili późno w nocy. Jednak przecież i tak nie planowałam pić, a noc mogłam odespać po południu. Prawda?
Usiadłam z powrotem za ladą, kontynuując książkę. Właśnie, ten nieznajomy mężczyzna. Niestety nie natrafiłam na niego od naszego spotkania, chociaż od tego momentu, czyli od niecałych dwóch dni, kręciłam się ciągle po parku. Zastanawiałam się, czy wszystko było z nim dobrze. Mimo że po naszej krótkiej rozmowie prawie całkiem się uspokoił, to bałam się, czy aby na pewno bezpiecznie dotarł do domu, bądź do jakiejś bliskiej mu osoby. Poza tym byłam ciekawa, czy wrócił porozmawiać ze swoją ukochaną, czy może dał sobie z nią całkowicie spokój.
A nawet nie wiedziałam, jak miał na imię.
Westchnęłam, zdając sobie sprawę, że moje zamyślenie tą sprawą nie miało najmniejszego sensu. Przecież widziałam go pierwszy raz na oczy. Jakie było prawdopodobieństwo, że spotkam go po raz drugi?
Wstałam na proste nogi, słysząc dzwoneczek przy szklanych drzwiach wejściowych. Odłożyłam książkę na blat i uśmiechnęłam się miło do jakiegoś starszego mężczyzny, który postanowił kupić trochę zwyczajnych, kruchych ciastek z czekoladą i pieczywo. Pakując do firmowej, papierowej torby zakupy seniora, usłyszałam po raz kolejny dźwięk dzwoneczka. Czyżby powoli rozpoczynała się godzina szczytu?
Dałam mężczyźnie torbę, a ze skupieniem chowając do kasy same drobne pieniądze, którymi mi zapłacił, zapytałam uprzejmie kolejnego klienta, co podać. Miły i dość łagodny, męski głos poprosił o dwie porcje deserów lodowych, więc szybko wystukałam na kasie paragon i poprosiłam o zapłatę. Dopiero gdy wydawałam mu resztę, podniosłam spojrzenie, a widząc czarnowłosego, szczupłego mężczyznę, na którego wpadłam parę dni wcześniej, cała się rozpromieniłam.
Tamten nie patrzył na mnie, chowając pieniądze do czarnego portfela, dlatego też bez czekania zabrałam się za nakładanie porcji.
— Jakie smaki?
— Do jednego słony karmel, a do drugiego ciasteczkowy.
Nałożyłam dwie gałki lodów o smaku słonego karmelu do pierwszego pucharka, a do drugiego dwie ciasteczkowe. Stojąc do niego tyłem, polałam oba desery sosem czekoladowym i wbiłam w gałki wafle.
— My się już chyba znamy — powiedziałam z uśmiechem, wręczając chłopakowi pierwszy deser. Tamten chyba dopiero teraz spojrzał na moją twarz, bo wyglądał na całkowicie zaskoczonego. Widziałam, jak w jego oczach przewinęło się sporo emocji, kończąc na lekkim zawstydzeniu, dlatego też nic nie wspominałam na temat ostatniego zdarzenia, mimo ogromnej ciekawości.
— Rzeczywiście — mruknął cichym, trochę speszonym głosem. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i podałam mu drugą porcję.
— Smacznego — życzyłam. — Swoją drogą, jestem Camille.
— Terence. — Czarnowłosy niepewnie i lekko się uśmiechnął, po czym odwrócił się do wnętrza cukierni i ruszył do stolika przy oknie, gdzie siedziała jakaś rudowłosa dziewczyna.
Przekręciłam delikatnie głowę na bok, przyglądając się w zaciekawieniu młodej kobiecie. Była zapewne w podobnym do niego wieku, miała długie, kręcone, rude i swoją drogą przepiękne włosy oraz szeroki uśmiech na twarzy. Przyjęła od Terence'a pucharek z lodami, po czym, pałaszując deser, zaczęła coś zawzięcie do niego mówić. Ubrany w długi, rudawy płaszcz czarnowłosy, który usiadł po drugiej stronie stolika, uśmiechnął się lekko i coś jej odpowiedział.
Czy to była jego dziewczyna? Czy to możliwe, że jednak udało mu się z nią wszystko wyjaśnić i wrócili do siebie? Nie chciałam być wścibska. Jednak mimowolnie poczułam przyjemny ucisk w środku. Nie wiedziałam, jaka była prawda i chociaż wcześniej miałam przykre zdanie o jego dziewczynie, to najważniejsze, że mężczyzna się dzięki niej uśmiechał i nie był tak przygnębiony jak w miniony wtorek.
Już spokojniejsza niż przez ostatnie kilka dni usiadłam z powrotem za ladą i zaczytałam się dalej w powieść, wkręcając się w inny, lepszy świat.
CZYTASZ
goździki | ✔
Romance- Nie jestem ani trochę dobry w wyznaniach. Dlatego po prostu wiedz, że za każdym jednym razem, kiedy dawałem ci goździki, miałem na myśli dokładnie to, co one oznaczają. A oznaczały wdzięczność. Podziw. Wyjątkowość. Zauroczenie. . . . . . . Czyli...