7.

528 55 2
                                    

9 czerwca, wtorek

Zapakowałam zakupy do materiałowej torby i odebrałam paragon z resztą. Pożegnałam się ze starszą kasjerką, po czym wyszłam na dwór, zakładając kaptur na głowę.

Nie miałam tego dnia za dużo szczęścia. Musiałam pójść do cukierni na popołudniową zmianę, a w dodatku rano pogoda się załamała i od tamtej pory ciągle padał deszcz. Zarówno w drodze do, jak i z pracy, była intensywna ulewa. A gdy chciałam zrobić sobie dzisiaj jakiś wczesny obiad, odkryłam, że oprócz kilku plasterków żółtego sera i jakiejś gotowej sałatki, nasza lodówka była kompletnie pusta. Dlatego, czy chciałam, czy nie, po zmianie w pracy musiałam pójść jeszcze do marketu koło naszego bloku.

Ale patrząc na pozytywy, po niecałej minucie prędkiego marszu w ulewie, mogłam już stanąć w suchej klatce schodowej w moim bloku. Zdjęłam kaptur z głowy, lekko się irytując, bo z mojej grzywki kapała woda. Z cichym westchnieniem wspięłam się po schodach na pierwsze piętro i po wyjęciu kluczy z kieszeni, otworzyłam drzwi. Weszłam do mieszkania, a słysząc odgłosy z kuchni, od razu zajrzałam tam z zaciekawieniem.

— Hej!

Rudowłosa, dość niska dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko i pomachała dłonią na przywitanie. W drugiej trzymała kubek z parującą cieczą, zapewne herbatą.

— Cześć — odpowiedziałam Vivian, po czym przeniosłam spojrzenie na moją współlokatorkę, która siedziała na blacie w kuchni, również trzymając w dłoni gorący napój. — Zrobiłam zakupy.

Postawiłam torbę obok Maddie, zostawiając jej zadanie rozpakowania produktów, a sama cofnęłam się do przedpokoju i rozebrałam się. Mokrą kurtkę rozwiesiłam na kaloryferze w salonie, a po umyciu dłoni zamknęłam się w swojej sypialni.

Musiałam przyznać, że lekko zaskoczył mnie widok Vivian w naszym mieszkaniu. Nie, żebym coś do tego miała! Bardzo ją polubiłam. Po prostu sądziłam, że dziewczyny spotkały się parę razy, żeby powspominać czasy liceum, a ich kontakt z powrotem po jakimś czasie się urwie. Ale najwyraźniej postanowiły całkiem odbudować swoją relację i zostać znowu przyjaciółmi.

Szybko przebrałam się w moje najwygodniejsze domowe ciuchy, czyli szare dresy i żółtą bluzę z Harry'ego Pottera, a dokładniej z nadrukiem godła Hufflepuffu, do którego należałam. Rozpuściłam włosy i przeczesałam palcami mokrą grzywkę, chcąc choć trochę przyśpieszyć jej suszenie.

A następnie usiadłam na materacu łóżka ze złożonymi po turecku nogami oraz plecami opartymi o ścianę z tyłu i cicho westchnęłam.

Trochę mnie to dobijało, ale oprócz pracy w cukierni, tak właściwie nie miałam dla siebie żadnego zajęcia. Jeżeli nie pracowałam, to w sumie nie miałam nic do roboty. Często, gdy chciałam spotkać się ze znajomymi czy spędzić więcej czasu z Maddie, to tamci byli na tyle zajęci studiami, że nie potrafili znaleźć chwili, żeby móc ją dla mnie poświęcić. I wiedziałam, że za parę miesięcy sama będę marzyła o tym, żeby znaleźć choć trochę czasu dla siebie pośród obowiązków studenta. Ale w tej chwili byłam z tego powodu naprawdę przygnębiona.

I często wypełniałam ten czas czytaniem książek, graniem na telefonie, sprzątaniem czy spacerami. Ale ile można? Po pewnym czasie nawet tego miałam dość. A byłam osobą, która nie potrafiła znieść myśli, że niewystarczająco wykorzystywała dany jej czas.

Przymknęłam powieki, czując się całkiem beznadziejnie.

— Millie! — rozbrzmiał głos mojej przyjaciółki, a gdy otworzyłam oczy, ta stała już w otwartych drzwiach z szerokim jak na nią uśmiechem.

goździki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz