2 czerwca, wtorek
Lekki, ciepły wiaterek wiejący między włosami, ostatnie promienie słońca grzejące twarz oraz krzyki dzieci bawiących się w oddalonym nieco ode mnie placu zabaw, to rzeczy, które niesamowicie umilały mi tamten wiosenny wieczór. Był początek czerwca, dni coraz cieplejsze i dłuższe, nastolatkowie częściej wychodzili z domu, nie przejmując się już ostatnimi tygodniami szkoły. Atmosfera o tej porze roku w tak pięknym miejscu, jakim był park miejski w centrum miasta, powodowała, że mogłabym tu zostać, aż zrobi się całkiem ciemno. Tylko problem polegał na tym, że po dwunastogodzinnej, podwójnej zmianie w pracy marzyłam jedynie o tym, by rzucić się na łóżko.
Lubiłam swoją pracę. Ba, ja ją uwielbiałam! Piękny wystrój cukierni, niesamowity zapach i częste, darmowe przekąski fundowane przez moich pracodawców z pewnością mnie nie zniechęcały. Po prostu nienawidziłam popołudniowych zmian. A dzisiaj w dodatku musiałam wziąć obie, zarówno tę poranną, jak i tę późniejszą, przeze mnie nielubianą. Inni pracownicy wzięli wolne, a ja nie chciałam wystawić moich kierowników. Byli świetnymi, pomocnymi ludźmi, więc to nie był dla mnie problem, żeby przepracować trochę więcej.
Tak czy inaczej, tamtego czerwcowego wieczora wracałam przez park okropnie zmęczona. W głowie widziałam już tę miękką, świeżą pościel, która czekała tylko, aż się w niej zatopię...
Kiedy przyjemne myśli przerwało połączenie przychodzące na mój telefon, z niechęcią wyjęłam urządzenie z kieszeni lekkiej kurtki.
— Halo?
— Cześć, Camille, muszę ci o czymś koniecznie powiedzieć! Za ile będziesz? — W słuchawce rozbrzmiał głos mojej przyjaciółki, a zarazem współlokatorki, Maddie. Westchnęłam cicho, chowając dłoń do kieszeni czarnych, szerokich dżinsów.
— Za pięć minut, idę właśnie przez park. To coś ważnego?
— Spotkałam moją starą kumpelę z liceum! — wyjaśniła radosna dziewczyna, na co się uśmiechnęłam.
— Zaraz wrócę, więc przygotuj nam jakąś herbatkę i ciastka, o wszystkim mi opowiesz — odparłam, nie chcąc sprawiać dziewczynie przykrości. Byłam naprawdę wyczerpana i nie miałam ochoty wdawać się w jakąkolwiek konwersację z kimkolwiek, jednak wiedziałam, że musiało jej na tym zależeć. Madeline nie była otwartą i rozemocjonowaną osobą, ba, mogłam ja nawet nazwać gburowatą. A skoro w taki a nie inny sposób o tym mówiła, musiało coś być na rzeczy.
— Jasne, już wstawiam wodę!
Zakończyłam połączenie, przyśpieszając trochę tempo swojego kroku. Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni, a gdy już ją zapinałam, poczułam, jak ktoś mocno wpadł we mnie ramieniem.
CZYTASZ
goździki | ✔
Romance- Nie jestem ani trochę dobry w wyznaniach. Dlatego po prostu wiedz, że za każdym jednym razem, kiedy dawałem ci goździki, miałem na myśli dokładnie to, co one oznaczają. A oznaczały wdzięczność. Podziw. Wyjątkowość. Zauroczenie. . . . . . . Czyli...