13.

436 49 7
                                    

18 czerwca, czwartek

— Wyłóż te babeczki na ladzie i zmień cenę! To już ostatnia porcja na dzisiaj.

Złapałam blachę ze świeżo upieczonymi babeczkami, a gdy aromatyczny zapach wpadł do moich nozdrzy, oblizałam usta.

— Mogę jedną? — zapytałam słodkim głosikiem, spoglądając wzrokiem zbitego psa na moją szefową. Blondynka popatrzyła na mnie spod byka, ale po chwili bezradnie westchnęła i przewróciła oczami.

— Ale dopiero wtedy, kiedy będziesz mieć chwilę wolnego. — Wyszczerzyłam szeroko zęby, patrząc na Shirley wdzięcznie.

— Dziękuję!

Odwróciłam się i wyszłam z kuchni, a stanąwszy za ladą, zaczęłam wykładać wypieki za gablotką.

— Pięknie pachną — odezwał się student siedzący po drugiej stronie blatu, na jednym z wysokich stołków. Z uśmiechem pokiwałam głową.

— A zaraz przekonasz się, że równie dobrze smakują — mruknęłam, a gdy skończyłam wykładać babeczki, odłożyłam tacę na blat z tyłu, wzięłam ostatnią, pozostałą słodycz i przekroiłam ją na pół. Jedną część podałam czarnowłosemu, a drugą od razu wsadziłam sobie do ust. Niebo w gębie.

— Mogę? — zapytał zdziwiony Terence, zerkając w stronę kuchni niepewnie.

— Jasne, Shirley zazwyczaj częstuje mnie swoimi wypiekami i pozwoliła mi wziąć jedną — potwierdziłam. Niebieskooki student wziął babeczkę i równie ochoczo jak ja ją spałaszował.

— Pyszne — mruknął z uśmiechem.

— Mówiłam. — Wyszczerzyłam zęby. Po chwili do lady podszedł nowy klient, dlatego też czarnowłosy wrócił do czytania jakichś notatek, a ja do swojej pracy.

Gdy dzisiaj po piętnastej do cukierni na mojej popołudniowej zmianie przyszedł Terence, byłam co najmniej zaskoczona. I ucieszona. I podekscytowana. Student powiedział, że musi się trochę pouczyć w przyjemnym otoczeniu i dobrym towarzystwie, dlatego po swoich skróconych wykładach przyszedł do cukierni z notatkami i przy mrożonej kawie uczył się, w międzyczasie ze mną rozmawiając. Siedział tu już całą godzinę, a ja mogłam po raz pierwszy od dawna w pełni cieszyć się moją popołudniową zmianą. Towarzystwo Terence'a było doprawdy wynagradzające i urozmaicające moją pracę.

— Co ciekawego teraz powtarzasz? — zapytałam, ukradkiem zerkając na jego kartki, gdy tylko klient odszedł do swojego stolika. Jeżeli to było pismo Terence'a, to mogłam mu pozazdrościć.

— Anatomia — mruknął. — W przyszłym tygodniu mam z tego kolokwium, po tym już właściwie do końca czerwca mam wolne. Egzaminy zaczynają się w drugim tygodniu lipca, a do tego czasu nie mam już żadnych kolokwiów ani ważniejszych wykładów czy ćwiczeń.

— Czyli jeszcze tylko ta anatomia i masz trochę odpoczynku — stwierdziłam, opierając łokcie na płycie blatu obok chłopaka. Tamten pokiwał głową, po czym uśmiechnął się ironicznie.

— Przynajmniej w praktyce.

Drzwi od cukierni się otworzyły, a do środka weszła nowa osoba. Zerknęłam w tamtą stronę, prostując się, ale widząc, że to tylko mój szef, z powrotem oparłam się o blat koło czarnowłosego.

— Cześć, Victor - przywitałam się z mężem Shirley, na co tamten uśmiechnął się do mnie ciepło i kiwnął głową na powitanie. W ręku trzymał czarną kurtkę.

— Cześć, Millie. Znowu zagadujesz klientów, zamiast pracować? — zapytał z rozbawieniem mężczyzna po trzydziestce, wchodząc koło mnie za ladę i ze skupieniem sprawdzając kasę.

goździki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz