15.

438 48 20
                                    

21 czerwca, niedziela

Usiadłam na swoim łóżku, czekając z niecierpliwością na wiadomość od Terence'a. Umówiliśmy się po raz kolejny na wspólny spacer, a że dzisiaj cukiernia była zamknięta, to student zaoferował się, że przyjdzie po mnie do domu. Chociaż mogło wydawać się to z perspektywy osób trzecich już nudne, to na każde kolejne spotkanie z Terence'em szłam z coraz większą ekscytacją i radością. Nigdy się z nim nudziłam, nawet jeżeli spotykaliśmy się jedynie na długie spacery po mieście. Mieliśmy wspólny język, dlatego też nie czułam się w jego towarzystwie niekomfortowo.

Przeczesałam rzadką grzywkę palcami i położyłam się na plecach. Było dzisiaj dosyć gorąco, więc założyłam na siebie zwiewną, jasnozieloną sukienkę, jednak mimo to czułam, jakbym się roztapiała. Cholerne okna na południe. Wielki minus tego mieszkania.

— Jesteś już gotowa?! — Na głos mojej przyjaciółki dochodzący z głębi mieszkania tylko przewróciłam oczami. Była bardziej przejęta moim wyjściem ze studentem niż ja.

Szatynka weszła do pomieszczenia, a ujrzawszy mnie rozwaloną na łóżku, oparła ręce na biodrach.

— Wstawaj — rozkazała, na co burknęłam coś niezrozumiałego pod nosem. — W tej chwili!

Z przymkniętymi powiekami podniosłam się do siadu, a wtedy dziewczyna pociągnęła mnie gwałtownie do stania. Cicho pisnęłam.

— No, wyglądasz pięknie — mruknęła, po czym przechyliła głowę na bok, jeszcze raz lustrując mnie wzrokiem. — Ale lepiej jest ci w rozpuszczonych włosach.

— Nie będę ich rozpuszczać, jest za gorąco — uznałam, kątem oka zerkając na swoje odbicie w szybie. Włosy miałam związane w niskiego koka nad karkiem.

— Ale na pierwszą randkę chyba mogłabyś się trochę odwalić — burknęła, a ja zmierzyłam ją ostrzegawczym spojrzeniem.

— Mówiłam ci coś, nie zaczynaj znowu tego tematu.

Skłamałabym, gdybym powiedziała, że o tym nie pomyślałam. Przez moją głowę przemknęło kilka razy, czy to nie było coś w stylu randki. Ale przecież już kilka razy byliśmy na wspólnych spacerach, a ten nie miał być niczym innym jak kolejnym z nich. Poza tym, przecież nawet ze sobą nie kręciliśmy. Nie miałam pojęcia, na czym stała nasza relacja, ale na pewno nie było w niej nic... Romantycznego. Przecież Terence dopiero co wyszedł ze związku.

I cóż, tłumaczyłam to Maddie. Ale do niej jak do ściany. Ubzdurała sobie, że między mną a Terence'em coś zaiskrzyło i teraz rzucała różne podteksty na ten temat. Była jeszcze bardziej irytująca i złośliwa niż zazwyczaj, przysięgam.

— Ja i tak wiem swoje — stwierdziła, zakładając ręce na klatce piersiowej, a ja tylko wywróciłam oczami. Już nawet nie chciałam kontynuować tego tematu.

W tamtej chwili mój telefon zawibrował. Szybko odblokowałam ekran, a widząc wiadomość na Messengerze od Terence'a, który pisał, że zaraz będzie pod moją klatką, ruszyłam do przedpokoju. Po drodze wzięłam swój portfel i butelkę wody.

— Tylko bądźcie grzeczni, maluchu! — rzuciła z mojego pokoju Maddie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem i cicho parsknęłam.

— Oczywiście, mamusiu!

Założyłam na nogi adidasy i otworzyłam drzwi na zewnątrz, skąd przywitało mnie przyjemne zimno. A gdy tylko znalazłam się na klatce schodowej, usłyszałam znajomy mi głos.

— Hej, Millie! — Znikąd pojawiła się koło mnie Vivian, a ja złapałam się za serce ze strachu. Matko boska.

— Cześć, Vivi, co tu robisz? Wystraszyłaś mnie — powiedziałam, przyglądając się dziewczynie. Kręcone, rude włosy związała w wysokiego kucyka, a na sobie miała zwiewny kombinezon, który podkreślał ognistą barwę jej włosów.

goździki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz