4.

532 56 7
                                    

6 czerwca, sobota

Napiłam się mrożonej coli ze szklanki i odpisałam na wiadomość od kolegi, z którym chodziłam do jednej klasy w liceum. Dookoła mnie słyszałam ciągle jakieś rozmowy i krzyki tłumione przez głośne bity klubowej muzyki, a kątem oka widziałam chodzących w pobliżu mnie ludzi.

Tak jak praktycznie przez cały czas, siedziałam właśnie na stołku przy barze, popijając bezalkoholowe napoje. Maddie, Vivian i Terence już praktycznie na samym początku zmyli się i wtopili w imprezę, tylko co jakiś czas podchodząc do baru po zimny alkohol, gdy było im gorąco od tańczenia. Odniosłam nawet wrażenie, że po jakimś czasie wszyscy się rozdzielili.

A ja siedziałam sobie zadowolona przy barze, pisząc ze znajomymi i co jakiś czas wchodząc na parkiet do moich ulubionych kawałków. Wcześniej spotkałam nawet moją starą koleżankę i przez dłuższą chwilę ze sobą rozmawiałyśmy, więc się nie nudziłam. I chociaż mogło się to wydawać nieciekawą metodą spędzania piątkowego wieczoru w klubie, to przecież od początku wiedziałam, na co się pisałam i bawiłam się dobrze.

Kiedy mój znajomy już długo mi nie odpisywał, uznałam, że musiał już zasnąć, więc wyszłam z wiadomości. Spojrzałam na godzinę, a dostrzegając, że było już po pierwszej, schowałam telefon do kieszeni. Chyba pora się zbierać, czyż nie?

Rozejrzałam się uważnie po klubowej sali, a nie widząc żadnej znajomej twarzy, westchnęłam cicho. Tak, teraz jeszcze musiałam ich znaleźć.

Zebrałam swoje rzeczy i schowałam je do kieszeni kurtki, którą cały czas trzymałam przy sobie, po czym ruszyłam między nieznajomymi mi ludźmi, jednak nie byłam w stanie dostrzec żadnej z szukanych przeze mnie osób. Wydęłam usta w dziubek, zastanawiając się, gdzie mogłam ich znaleźć. Może łazienka?

Ruszyłam przez korytarz do publicznych toalet, a mijając kilka pożerających się par, udawałam, że wcale nie czułam się niezręcznie. W damskiej łazience nie było ani mojej przyjaciółki, ani Vivian, a do męskiej nie próbowałam nawet zaglądać. Odwróciłam się na pięcie, wchodząc z powrotem do sporej sali. Gdy rozglądając się po niej, dostrzegłam Terence'a, który siedział przy barze, zalała mnie zarówno ulga, jak i lekkie zirytowanie, bo najwyraźniej musieliśmy się właśnie minąć.

— Cześć, ty chyba masz już dosyć, co? — zapytałam retorycznie, widząc jego stan, bez względu na którego właśnie zamawiał sobie coś do picia. Szybko zrezygnowałam za niego z zamówienia. — Wstawaj, wyglądasz, jakbyś miał tu zaraz odlecieć.

Nie byłam pewna, czy jego stan był spowodowany upiciem czy sennością, ale oczy już mu się trochę przymykały, a on sam tylko mruknął mi coś na zgodę w odpowiedzi. Uśmiechnęłam się lekko, biorąc jego rzeczy w dłoń, podczas gdy on po wstaniu od baru zaczął zakładać na ramiona swój płaszcz.

Złapałam go za przedramię, żeby mieć pewność, że wśród tłumu ludzi nigdzie mi się nie zgubi i wyszłam z klubu. Młody mężczyzna delikatnie chwiał się za mną, ale na szczęście jakoś bardzo nie utrudniał mi zadania. Gdy tylko wyszłam na zewnątrz, rozejrzałam się po parkingu w poszukiwaniu samochodu, ale zamiast auta dojrzałam moja przyjaciółkę z Vivian.

Tak jak kilku palaczy, stały pod ścianą klubu, chichrając się głupio do siebie. Szatynka dzierżyła w dłoni butelkę piwa, opierając się o ścianę.

— Hej, laski! — zwróciłam na siebie uwagę, ruszając w ich stronę i ciągnąc za sobą pijanego Terence'a. Dziewczyny zaśmiały się do siebie. — Myślę, że powinniśmy już wracać.

Koleżanki popatrzyły się na siebie nawzajem i porozumiały się bez słów.

— My zostajemy — powiedziała Maddie i obie wyszczerzyły się do nas głupio. Popatrzyłam na nie nieprzekonana. Nie powinnam ich tutaj zostawiać bez podwózki do domu, szczególnie że moja przyjaciółka była zbyt rozchichrana jak na nią; musiała sporo wypić.

goździki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz