16 czerwca, wtorek
Przypominanie sobie czasów liceum było moim zdaniem czymś wspaniałym. Mimo kilku nieprzyjemnych incydentów i nadmiaru nauki, wszystkie te chwile wspominałam z uśmiechem. A szczególnie mając przy sobie osobę, która w tych pamiętnych czasach brała udział.
Po spotkaniu w niedzielę mojego dawnego kolegi nie sądziłam, że spotkamy się znowu tak prędko. Ten jednak jeszcze tego samego wieczoru do mnie napisał, mówiąc, że fajnie byłoby się spotkać we wtorek.
I takim sposobem szłam właśnie koło Jamie'ego, śmiejąc się po napomknieniu o naszej wycieczce do sąsiedniego stanu, podczas której mieliśmy kilka naprawdę głupich akcji.
To był jeden z tych dni, po których wiedziałam, że będę bardzo zmęczona psychicznie. Jak zazwyczaj narzekałam na nudę i brak rozrywki, tak tego dnia byłam umówiona na dwa spotkania – pierwsze z Jamesem, a drugie z Maddie, Vivi i Terence'em, które zorganizowała wcześniej moja współlokatorka. Początkowo tego dnia miałam mieć jeszcze popołudniową zmianę w pracy, jednak moja szefowa, jakby czytając mi w myślach, zadzwoniła do mnie dzień wcześniej i powiedziała, że daje mi we wtorek wolne, ponieważ nie będzie potrzebna dodatkowa para rąk do pracy.
Więc takim sposobem całe popołudnie poświęcałam moim kontaktom towarzyskim.
Z Jamie'em przeszliśmy się na długi spacer po parku, podczas którego opowiedzieliśmy sobie nawzajem, co działo się u nas w ciągu całego roku. Dwudziestolatek zaczął studiować filologię angielską i zamieszkał w akademiku. Oprócz tego zaczął pracować jako wolontariusz w miejskim schronisku dla zwierząt. Ucieszyło mnie to, ponieważ szatyn od zawsze bardzo lubił czworonogi i z pewnością chętnie poświęcał dla nich swój wolny czas.
Opowiedziałam mu też o sobie – o tym, jak wyprowadziłam się od rodziców, jak zamieszkałam ze starą koleżanką z podwórka i jak zaczęłam pracować w cukierni, żeby zdobyć pieniądze na studia. Chłopak był bardzo podekscytowany na wspomnienie mojej pracy i powiedział, że kiedyś na pewno tam wpadnie. Wyszczerzyłam się, ciesząc się nie tylko z możliwości ponownego spotkania Jamie'ego, ale również wypromowania miejsca mojej pracy, które z całą pewnością na to zasługiwało.
I tak po rozmowie ciągnącej się przez dobre półtorej godziny, wyszliśmy z parku w stronę miasta, gdzie właśnie byłam umówiona ze znajomymi.
Jamie odprowadził mnie aż pod samą kawiarnię, w której miałam spotkać się z resztą. Stanęliśmy piętnaście metrów od stolików stojących na zewnątrz budynku. Zerknęłam w tamtą stronę i uśmiechnęłam się, widząc siedzących koło siebie Terence'a, Vivian i Maddie. Rozmawiali ze sobą.
— No, to co — zaczęłam z westchnieniem, zerkając przyjaźnie na dawnego kolegę. — Spotkamy się jeszcze?
Szatyn uśmiechnął się do mnie lekko, kiwając głową.
— Oczywiście. Kiedy tylko będziesz chciała.
Zbliżyłam się do chłopaka i objęłam go na pożegnanie. On również oddał mocny uścisk.
— No, to do zobaczenia. Mam nadzieję, że niedługo się znów zobaczymy. — Odsunęłam się na dwa kroki i pomachałam do niego dłonią.
— Ja też — stwierdził i kiwnął głową. — Cześć!
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę kawiarni. Moim oczom nie umknęły wlepione we mnie spojrzenia moich znajomych. Parsknęłam cicho pod nosem, a gdy po chwili znalazłam się obok, odsunęłam sobie krzesełko.
— Cześć! — przywitałam się, szczerząc się do znajomych i zajmując miejsce. Złapałam chwilowy kontakt wzrokowy z siedzącym naprzeciwko mnie Terence'em. Czarne loczki opadały mu swobodnie na czoło, ubrany był w brązową koszulę. Patrzył na mnie z lekkim zaciekawieniem. Obok niego siedziała Vivi w białej hiszpance z odkrytymi ramionami i szerokim uśmiechem, a po mojej prawej stronie znajdowała się Maddie.
CZYTASZ
goździki | ✔
Romance- Nie jestem ani trochę dobry w wyznaniach. Dlatego po prostu wiedz, że za każdym jednym razem, kiedy dawałem ci goździki, miałem na myśli dokładnie to, co one oznaczają. A oznaczały wdzięczność. Podziw. Wyjątkowość. Zauroczenie. . . . . . . Czyli...