19.

377 46 10
                                    

25 czerwca, czwartek

— Rozmawiałeś o tym z Vivian? — zapytałam, podciągając nogi na drewnianej ławce. Z boku usłyszałam ciche, chyba trochę smutne westchnienie mężczyzny.

— Tak — przyznał Terence. Patrzył na mnie z zawiedzioną miną. — Nie chciała nic mówić, ale była załamana. Kompletnie załamana.

Gdy poprzedniego dnia po telefonie od mojej współlokatorki wróciłam z pracy, Maddie była zrozpaczona. Kiedy tylko mnie ujrzała, rozpłakała się, a udało mi się ją uspokoić dopiero po parunastu minutach. Wtedy opowiedziała mi o tym, co się zdarzyło.

Otóż rano spotkała się z Vivian i poszły we dwie na wspólne śniadanie do kawiarni. I wszystko było dobrze, dopóki coś się między nimi nie wydarzyło, a rudowłosa nie postanowiła wyznać mojej przyjaciółce swoich uczuć. Maddie była zupełnie zszokowana i niewiele myśląc, uciekła od Vivian bez słowa i wróciła do mieszkania.

Gdy po paru godzinach od zdarzenia mi o tym opowiadała, mówiła, że kompletnie się tego nie spodziewała. Że nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Traktowała przez ten cały czas rudowłosą jak swoją dobrą przyjaciółkę, może nawet siostrę, a na jaw wyszło, że Vivi tak naprawdę czuła do niej coś więcej.

Moja najlepsza przyjaciółka nie miała pojęcia, jak powinna się zachować.

— Dlaczego zawsze musi się coś spieprzyć, gdy wszystko inne się układa? — zapytałam retorycznie. Terence, który siedział obok mnie na ławce, znów westchnął bezsilnie.

Po tym jak spotkaliśmy się dwadzieścia minut wcześniej, poza krótkim przywitaniem nawet się do siebie nie odzywaliśmy. Nie musieliśmy mówić tego na głos, ale oboje byliśmy pogrążeni w myślach o złym stanie naszych przyjaciółek. Dopiero po tych kilkunastu minutach, gdy usiedliśmy na ławce, postanowiłam zapytać o tę sytuację studenta. I cóż, niestety jego odpowiedź ani trochę mnie nie pocieszyła.

— Myślisz, że jest dla nich choć cień szansy? — zapytał cicho Terence. Zmrużyłam powieki, spoglądając przed siebie na różowo-czerwoną barwę nieba spowodowaną zachodzącym słońcem. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się nad jego pytaniem.

— Wydaje mi się, że nie wszystko jest jeszcze stracone — stwierdziłam z lekkim wahaniem. Poczułam, jak Terry utkwił spojrzenie w profilu mojej twarzy. — Gdyby Maddie nie zależało na Vivian, to nie byłaby tak bardzo zrozpaczona. Poza tym wczoraj powiedziała mi wprost, że nigdy wcześniej nie spojrzała na Vivian w ten... "Romantyczny" sposób. Myślę, że jeśli nad tym dłużej pomyśli, to może uświadomić sobie, że tak naprawdę Vivi jest dla niej kimś więcej niż tylko przyjaciółką — wyjaśniłam, a czarnowłosy student pokiwał w zamyśleniu głową. Znów zapadła między nami cisza.

Poprawiłam włosy, które opadły mi na twarz, gdy mocniej zawiał wiatr. Przez cały dzisiejszy dzień było naprawdę duszno, dlatego też spotkałam się z Terence'em dużo później niż zwykle, kiedy pojawił się chłodniejszy wiatr, a słońce już praktycznie zachodziło. Było już po dziewiątej wieczorem.

Objęłam kolana mocniej ramieniem i upiłam łyk wody z butelki. W parku było już niewiele osób. Głównie ludzie wyprowadzający psy i kilka niewielkich grupek nastolatków. Temperatura powietrza była idealna, robiło się coraz ciemniej. Między gęstymi drzewami parku widać było zachodzące słońce.

— Mam szczerą nadzieję, że między nimi się ułoży. Nienawidzę patrzeć, jak Vivian jest smutna — przyznał cicho Terence, a ja pokiwałam głową z zaciśniętymi w wąską kreskę wargami. Ja również nie znosiłam widoku smutnej Madeline. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, jednak zaraz czarnowłosy się wyprostował i lekko do mnie uśmiechnął, zapewne chcąc zakończyć przykry temat. — Masz jakieś plany na wakacje?

goździki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz