17.

365 51 9
                                    

23 czerwca, wtorek

— Czyli jedziemy do mojego mieszkania?

Zapięłam pas i z lekkim uśmiechem złapałam kontakt wzrokowy z Terence'em. W jego niebieskich oczach pisał się spokój.

— Tak.

Czarnowłosy odpalił auto. Wyjechaliśmy na mało ruchliwą uliczkę, przy której wcześniej zaparkowaliśmy, aby przejść się na most nad Schuylkill. Siedzieliśmy tam razem, od czasu do czasu rozmawiając, ponad pół godziny. I był to zdecydowanie przyjemnie spędzony czas.

Z odtwarzacza znów zaczęła lecieć muzyka z płyty. Podczas gdy student prowadził auto, ja wyciągnęłam telefon i napisałam szybko wiadomość.

Camille Lawrence: będziemy za 10 minut

Vivian Reynolds: Jasne, już jesteśmy gotowi!

— Jakie jest twoje największe marzenie?

Zaskoczona podniosłam głowę do góry. Staliśmy na czerwonym świetle, a Terence zerkał na mnie w zamyśleniu.

— Moje największe marzenie? — powtórzyłam, nie rozumiejąc, skąd wzięło się to pytanie, jednak zaraz zaczęłam się zastanawiać. Jakie było moje największe marzenie? Prawie nigdy nad tym nie rozmyślałam. — Na ten moment, dostać się na studia — odparłam po chwili. W międzyczasie światło zmieniło się na zielone, a czarnowłosy z powrotem skupił się na drodze. — A twoje?

Zauważyłam, jak student przygryzł wnętrze policzka, marszcząc z zamyśleniem brwi.

— Znaleźć równowagę, stabilizację. Chyba po prostu żyć w spokoju — przyznał, a ja skinęłam głową ni to z zaskoczenia, ni to ze zrozumienia. Zazwyczaj jako marzenia innych ludzi wyobrażałam sobie coś w stylu podróże dookoła świata czy skok na bungee. Marzenia dotyczące stabilizacji życia wydawały mi się raczej nietypowe.

Nim się obejrzałam, zaparkowaliśmy już pod blokiem czarnowłosego. Z uśmiechem rozejrzałam się po w miarę ruchliwej okolicy i zerknęłam na mężczyznę.

— Idziemy?

Tamten kiwnął na zgodę głową. Podeszliśmy do drzwi od klatki schodowej, po czym Terence otworzył je z klucza. Zdecydowaliśmy się na windę, więc weszliśmy do małego pomieszczenia i zaczekaliśmy, aż drzwi się za nami zamkną.

Kiedy winda ruszyła w górę, stanęłam przed lustrem i przeczesałam palcami długie włosy, które lekko się poplątały w czasie drogi. Założyłam jeden kosmyk za ucho, po czym przeniosłam wzrok na Terence'a, który stał z tyłu i również przypatrywał mi się w lustrze. Gdy tylko złapaliśmy kontakt wzrokowy, uśmiechnęłam się do niego w odbiciu. Przez moją głowę przebiegła myśl, że ładnie razem wyglądaliśmy.

Po chwili winda zatrzymała się na piątym piętrze. Stanęliśmy w chłodnej klatce schodowej, mijając starszą kobietę, zapewne sąsiadkę Terence'a, do której powiedział "dzień dobry". Zagryzłam nerwowo dolną wargę, kiedy student włożył klucze do zamka od swojego mieszkania. Miałam zaraz poznać jego rodzeństwo i znajomych. Poza tym, byłam ciekawa, co dla niego przygotowali.

— Jak Felix? — zapytałam znienacka o jego kota, nie chcąc, by cisza z mojej strony była aż tak nienaturalna. Weszliśmy do przedpokoju, a drzwi się za nami zamknęły. Nasłuchiwałam jakichkolwiek odgłosów, ale nic nie usłyszałam.

— W porządku. Tylko je i śpi — zaśmiał się cicho. Zdjęliśmy oboje buty. Czarnowłosy ruszył przede mną wzdłuż korytarza i już najwyraźniej chciał się odezwać, kiedy nagle z salonu wyskoczyła Vivian.

goździki | ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz