5. Ofiara losu

175 14 0
                                    

Jak do tej pory jedynie stołówka przerażała Macarenę bardziej niż prysznice w Cruz del Sur. Pomieszczenie swoim wyglądem przypominało w zasadzie szkolną szatnię nieopodal sal gimnastycznych w szkołach — długie ławki z wieszakami, rząd toalet i umywalek i niewielka powierzchnia z kilkoma bateriami. Krępował ją fakt, że musi wystąpić nago przed kilkunastoma innymi, obcymi więźniarkami.

— Przyłóż się — warknęła Zulema Zahir do Casper. Wydawało się, że blondynka pełni rolę swego rodzaju służącej kobiety. Owinięta ręcznikiem, klęczała właśnie przed nią na zimnych płytkach i nabierała na ręce balsam, by posmarować jej nogi.

— Zulema... — długowłosa kobieta o cygańskiej urodzie, którą Macarena widziała podczas krótkotrwałego pobytu w celi Zulemy, zwróciła się szeptem do swojej przyjaciółki. Niestety Ferreiro nie dosłyszała ani jednego słowa. Czarnowłosa skierowała na nią swój wzrok, co usilnie starała się zignorować, choć w środku drżała ze strachu. Jej uwagę odwróciła jednak inna więźniarka.

— Zulema. A ja? — zwróciła się do niej z pretensją, podchodząc do niej.

— Dawaj — kobieta wyciągnęła dłoń, w którą więźniarka włożyła banknot. — Ty — skinęła głową na Casper. — Idź z nią.

— Nie, błagam, Zulema. Proszę — zaczęła blondynka, a jej głos drżał z trwogi. Złożyła ręce niczym do modlitwy, nadal klęcząc przed czarnowłosą.

— "Proszę, proszę..." — Zulema ironicznie naśladowała jej gest. Następnie znów wskazała jej więźniarkę. — Idź już. No idź.

Zgarbiona Casper złapała więźniarkę za rękę i powolnym krokiem opuściła pomieszczenie.

— Spoko, Casper — zwróciła się do niej ze śmiechem przyjaciółka Zulemy. — Nie jest aż tak źle.

Macarena nie chciała już dłużej podsłuchiwać. Wstała gwałtownie i zacisnęła dłonie na ręczniku, w który owinęła własne ciało. To ponownie przyciągnęło uwagę dwóch kobiet, które odprowadziły ją wzrokiem aż pod prysznic.

— Cześć, blondynka — przywitała się z uśmiechem Owca, która zajmowała prysznic obok tego, pod który wybierała się Macarena.

— Cześć — odparła Maca niepewnie.

— Pożyczysz mi trochę mydła? — zapytała, promieniejąc z sobie tylko znanego powodu. Biel zębów ładnie kontrastowała z ciemnym odcieniem jej skóry.

— Jasne — odparła Maca, podając jej kostkę.

— Dzięki. Estefanía — przedstawiła się, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. — Przezywają mnie Owca — dodała. Przezwisko pochodziło od bujnych, ciemnobrązowych włosów dziewczyny, układających się w burzę puszystych loków.

— Macarena — odparła uprzejmie.

— Macarena? Miło mi.

— Nawzajem — Maca uśmiechnęła się lekko. Według niej sytuacja była nieco niezręczna, w końcu poznawały się nago pod prysznicem.

— Ile lat dostałaś? — zapytała Owca, a Maca zauważyła, że kobieta mierzy jej ciało wzrokiem.

— Czekam na rozprawę - odparła. — Siedem.

— Siedem lat tutaj... — Owca pokręciła głową. — To długi czas bez pary. Ja zerwałam ze swoją kilka dni temu.

— Przykro mi — skrępowanie Macareny sięgało zenitu.

— Nie, spoko — zaśmiała się kobieta i wzruszyła ramionami. — Nie układało nam się. Chciałam odmiany — zamilkła na chwilę, po czym wypaliła: — Chcesz ze mną chodzić?

ScorpioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz