Lipiec
Szturchnęła ją z całej siły w ramię, nie zważając na to, że niemal zepchnęła ją z łóżka.
— Jak chcesz ze mną iść, to ruszaj tą dupę — oznajmiła.
— Zulemaaaa — warknęła Maca z frustracją, kryjąc twarz w poduszce. — Jeszcze dwie minutki.
— To do potem, Rubia.
— No przecież już wstaję — jęknęła i powoli sturlała się z łóżka, z hukiem lądując na podłodze, jednak zrobiła to w taki sposób, by się nie poobijać. Odkąd przeniosły się z Andaluzji w Góry Kantabryjskie, niemal każdy poranek wyglądał w ten sam sposób: Zulema groźbami wydzierała z łóżka Macarenę, która codziennie prosiła ją o dwie minuty więcej snu, których ani razu nie udało jej się jeszcze uzyskać. Następnie obie przebierały się z piżam i wychodziły na szlaki, by pobiegać.
Macarenę zawsze dręczyło z rana nieopisane pragnienie. Z zamkniętymi do połowy oczami (nie mogła znieść światła słonecznego) podeszła do szafki ze szklankami. Wyciągnęła jedną, napełniła do połowy wodą i wypiła całość za jednym pociągnięciem, co nieco ją rozbudziło. Jednak tylko nieco. Spojrzała na okno, na którym dostrzegła pajęczynę. Zulema mogłaby przysiąc, że jej krzyk słyszano w Portugalii, a szklanka roztrzaskała się z hukiem o podłogę. Klapek wylądował na szybie z taką siłą, że cudem był fakt, że szkło wciąż było w jednym kawałku.
— Co? — zapytała zdezorientowana Zulema.
— PAJĄK!
Zulema odgarnęła czarne włosy z twarzy i także podeszła do okna, podczas gdy Maca uciekła na drugi koniec przyczepy. Stanęła przed szybą i zmrużyła oczy. Zamrugała kilkakrotnie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
— Ty tak na poważnie? — zapytała w końcu, odwracając się w stronę Macareny, która skuliła się na niepościelonym łóżku.
— Przepraszam bardzo pannę nieustraszoną, ale tak, poważnie boję się pająków! — wykrzyknęła z nieukrywaną złością. Następnie wstała i zaczęła agresywnie składać pościel w kostkę.
— To już wiem — Zulema wywróciła oczami i z trudem stłumiła śmiech. — Chodź tu.
— Nie ma mowy — odparła od razu Maca. — Nie zbliżę się do tego. Nawet nie próbuj żadnych sztuczek — zagroziła, wystawiając w jej stronę palec wskazujący.
— No chodź — zachęcała ją Zulema. — Słyszysz to pierwszy i ostatni raz w swoim życiu, ale ładnie proszę, chodź.
— Płacisz ze swojej działki za psychiatrę, jak coś mi się stanie. Albo za kardiologa, jak dostanę zawału — powiedziała i żwawym krokiem zbliżyła się do czarnowłosej, która uśmiechała się szeroko.
— Macarena Ferreiro, siódmy lipca, godzina ósma trzydzieści dwa — powiedziała wesoło kobieta. — Rzuca klapkiem w siatkę na muchy, myśląc, że to pajęczyna — w tym momencie nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
— Bardzo śmieszne — Macarena uderzyła ją pięścią w ramię.
— Szkoda, że tego nie nagrałam.
— Idziemy czy nie?
— Nie boisz się, że w lesie są pająki? — zakpiła Zulema. — Mogą na ciebie skoczyć z jakiejś gałęzi i... BU! — potrząsnęła ramionami blondynki, która w końcu uśmiechnęła się lekko. — Uwielbiam cię, Rubia.
— Bez wzajemności.
***
— Uwaga. Ogłoszenie dla bloku numer dwa. Na dziś zaplanowano zmianę pościeli. Czekajcie na swoją kolej w pralni.
CZYTASZ
Scorpio
RomanceZatruwała jej życie, odkąd tylko ta trafiła do więzienia. Nie pozwalała zaczerpnąć powietrza. Zmuszała do potwornych czynów. Wyciągnęła potwora z otchłani jej duszy, zmuszając do zemsty. Wzbudziła czystą nienawiść. Upokarzała raz za razem. Właśnie w...