— Przyznam, że mnie intrygujesz — powiedział doktor Sandoval, wprowadzając ją do swojego gabinetu. Serce w piersi Macareny momentalnie przyspieszyło, o ile w ogóle było to jeszcze możliwe. — Szef cię okłamał, zrobił ci dziecko... a ty zamawiasz wizytę intymną. I zjawia się starszy gość — zmierzył ją oceniającym wzrokiem. Gdzie to masz?
Miała ochotę wrzasnąć Sandovalowi w twarz, że nie zamówiła widzenia z własnej woli. Że ją szantażowano. Że Anabel może jej włożyć pigułkę poronną w trakcie każdego posiłku i nieodwracalnie zaszkodzić dziecku, które stało się jej jedynym towarzyszem niedoli. Że właśnie dlatego musi przemycać dla niej narkotyki. Wiedziała jednak, że nic by to nie zmieniło. Sandoval nie był odpowiednią osobą do zwierzeń.
— Nie marnuj mojego czasu — kontynuował, gdy nie odpowiedziała. — Naczelniczka zaleciła szczególną czujność, jeśli chodzi o przemyt narkotyków. Powiedz, gdzie je ukrywasz. Chyba że wolisz, żebym cię obmacał.
W milczeniu obserwowała jak lekarz więzienny ustawia kamerę na biurku w swoim gabinecie i kieruje obiektyw wprost na nią. Gdy skończył, rozsiadł się jak gdyby nigdy nic na krześle i powiedział:
— Dobra. Spójrz w kamerę. Podaj nazwisko. Połóż wszystko na stole.
Nacisnął przycisk, a dioda nad obiektywem rozbłysła na czerwono. Pod powiekami zebrały jej się gorące łzy. Westchnęła ciężko nim odważyła się odezwać.
— Nazywam się Macarena Ferreiro — wykrztusiła, a pierwsza łza spłynęła po jej policzku. Bez dalszego zwlekania włożyła dłoń w spodnie i wyciągnęła stamtąd niewielki pakunek. A potem następny. Wszystko to pod czujnym nadzorem czerwonego światełka. — To wszystko — powiedziała cicho, spuszczając zawstydzony wzrok.
— Dobrze. Otwórz to — polecił Sandoval, a Macarena z frustracją otworzyła paczuszkę, skąd wysypała się kokaina. Z żalem pokręciła głową, a lekarz wyłączył kamerę. — Macarena... — Sandoval westchnął ciężko. — Tak naprawdę nie obchodzi mnie, kto i dlaczego cię o to poprosił — mężczyzna wstał i zbliżył się do niej nieco. — Przemyt kokainy to poważne wykroczenie. Zwłaszcza w przypadku samotnej matki skazanej na siedem lat, którą znów przyłapano z narkotykami — zimne oczy przeszyły ją niczym dwa miecze. Zupełnie ignorował drżenie jej wargi czy dłoni. — Wiesz, że odebraliby ci dziecko...
— Nie — Maca nie wytrzymała i przerwała jego wywód.
— ... gdyby zawiadomili opiekę społeczną?
— Nie. Tylko nie moje dziecko — błagała.
— Niesamowite, jak wiele potrafi się w życiu zmienić — stwierdził Sandoval. — I pomyśleć, że kilka dni temu przyszłaś tu, by mnie błagać. Błagałaś, bym zabił twoje dziecko — założył ręce na biodra i stanął dokładnie naprzeciwko niej. Nie była w stanie tego wytrzymać i odwróciła wzrok. — A teraz, gdy chcesz je urodzić, musimy ci je odebrać.
— Nie.
— Tak.
— Błagam — głos załamywał jej się coraz bardziej.
— No tak. Nie martw się — powiedział ironicznie. — Dobrze chociaż, że trafi do nowej rodziny.
— Nie ma mowy — znowu pokręciła stanowczo głową, choć wątpiła, że brzmi choć trochę przekonująco.
CZYTASZ
Scorpio
RomanceZatruwała jej życie, odkąd tylko ta trafiła do więzienia. Nie pozwalała zaczerpnąć powietrza. Zmuszała do potwornych czynów. Wyciągnęła potwora z otchłani jej duszy, zmuszając do zemsty. Wzbudziła czystą nienawiść. Upokarzała raz za razem. Właśnie w...