10. Duchy przeszłości

107 13 4
                                    

Sierpień

Skroń Zulemy pulsowała nieprzerwanie od kilku godzin, nie dając jej normalnie funkcjonować. Kobieta rozsiadła się przy drewnianym stoliku i sączyła kubek przestygniętej do temperatury pokojowej zielonej herbaty, którą mocno posłodziła, by choć trochę umilić sobie znienawidzone w tamtym momencie życie. Choć zauważyła, że migreny łagodniały u niej z wiekiem — w młodości trwały one dłużej i pojawiały się częściej — wciąż dopadały ją od czasu do czasu i atakowały niczym artyleria zamierzająca obrócić jej czaszkę w proch. Przymknęła powieki, chcąc odizolować się choć trochę od świata zewnętrznego, gdy ktoś energicznie szarpnął za klamkę.

Macarena Ferreiro z hukiem postawiła torbę z zakupami na podłodze i zaświeciła światła w dotąd pogrążonej w ciemnościach przyczepie — było już długo po zmroku. Zulema warknęła, naciągnęła koszulkę na twarz i zacisnęła dłonie na uszach.

Maca posłała jej zaintrygowane spojrzenie, jednak nic sobie nie robiła ze złego samopoczucia towarzyszki, a raczej zwyczajnie nie miała o nim pojęcia, bo Zulema na samym początku starała się zachowywać zupełnie normalnie. Z czasem jednak to zadanie stawało się dla niej coraz trudniejsze.

— Zulema, te garnki w zlewie same się nie umyją, dzisiaj twoja kolej — powiedziała, zaczynając rozpakowywać zakupy. Z każdym jednym trzaśnięciem szafki czarnowłosa miała ochotę uszkodzić jej zadarty nos. — Dzisiaj twoja kolej do zmywania — powtórzyła, gdy nie doczekała się żadnej reakcji.

— Wiem — mruknęła w końcu Zulema, pragnąc, by blondynka chwilowo zniknęła z powierzchni ziemi.

— I... Co w związku z tym? Już prawie jedenasta — Maca nie dawała za wygraną.

— Nic.

— Jeśli uważasz, że zrobię to za ciebie... — kobieta podniosła lekko głos, niemal doprowadzając ją do szaleństwa. — To nie fair, wiesz?

Znów nie uzyskała odpowiedzi.

— Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, ale zawarłyśmy umowę. PISEMNĄ — Maca stanęła nad Zulemą i skrzyżowała ramiona na piersi, marszcząc brwi. — Dodałyśmy do niej punkt o jebanym zmywaniu naczyń, a ty się pod tym podpisałaś. To znaczy, że co drugi dzień MASZ ZMYWAĆ JEBANE GARY!

— Jutro rano też jest dzień.

— Zulema! — krzyknęła Macarena, kładąc dłonie na biodrach.

— Jak zrobię to teraz, to się w końcu zamkniesz? — syknęła Zulema. W końcu podniosła wzrok i posłała towarzyszce wściekłe spojrzenie.

— W ogóle nie musiałabym nic mówić, gdybyś zrobiła to od razu.

— Świetnie.

Czarnowłosa wstala gwałtownie, a krzesło, które zajmowała, zachwiało się, grożąc rychłym upadkiem. Z półprzymkniętym oczami podeszła do zlewu, przy okazji trącając Macarenę barkiem, i w milczeniu zabrała się za szorowanie naczyń gąbką. Maca przez cały ten czas stała nieruchomo i lustrowała Zulemę ze zmarszczonymi brwiami. Gdy ta skończyła i bezceremonialnie położyła się po swojej stronie łóżka odwrócona do niej plecami, prychnęła jedynie cicho.

Gdy rano Macarenę obudził wścibski promień słońca przedostający się przez odsłonięte okno i łaskoczący ją po twarzy, poderwała się do siadu i natychmiast rozejrzała się dookoła. Zulema znów siedziała przy stoliku z kubkiem kawy i czytała książkę. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że blondynka nie śpi.

— Co ci się stało? — zagadnęła Maca, przeczesując długie włosy palcami. — Pierwszy raz nie poszłyśmy biegać.

— Ty nie poszłaś — Zulema nie zaszczyciła jej nawet spojrzeniem. Tego dnia czuła się już o wiele lepiej, więc nic nie stało na przeszkodzie, by powrócić do codzienności.

ScorpioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz