Sierpień
Skroń Zulemy pulsowała nieprzerwanie od kilku godzin, nie dając jej normalnie funkcjonować. Kobieta rozsiadła się przy drewnianym stoliku i sączyła kubek przestygniętej do temperatury pokojowej zielonej herbaty, którą mocno posłodziła, by choć trochę umilić sobie znienawidzone w tamtym momencie życie. Choć zauważyła, że migreny łagodniały u niej z wiekiem — w młodości trwały one dłużej i pojawiały się częściej — wciąż dopadały ją od czasu do czasu i atakowały niczym artyleria zamierzająca obrócić jej czaszkę w proch. Przymknęła powieki, chcąc odizolować się choć trochę od świata zewnętrznego, gdy ktoś energicznie szarpnął za klamkę.
Macarena Ferreiro z hukiem postawiła torbę z zakupami na podłodze i zaświeciła światła w dotąd pogrążonej w ciemnościach przyczepie — było już długo po zmroku. Zulema warknęła, naciągnęła koszulkę na twarz i zacisnęła dłonie na uszach.
Maca posłała jej zaintrygowane spojrzenie, jednak nic sobie nie robiła ze złego samopoczucia towarzyszki, a raczej zwyczajnie nie miała o nim pojęcia, bo Zulema na samym początku starała się zachowywać zupełnie normalnie. Z czasem jednak to zadanie stawało się dla niej coraz trudniejsze.
— Zulema, te garnki w zlewie same się nie umyją, dzisiaj twoja kolej — powiedziała, zaczynając rozpakowywać zakupy. Z każdym jednym trzaśnięciem szafki czarnowłosa miała ochotę uszkodzić jej zadarty nos. — Dzisiaj twoja kolej do zmywania — powtórzyła, gdy nie doczekała się żadnej reakcji.
— Wiem — mruknęła w końcu Zulema, pragnąc, by blondynka chwilowo zniknęła z powierzchni ziemi.
— I... Co w związku z tym? Już prawie jedenasta — Maca nie dawała za wygraną.
— Nic.
— Jeśli uważasz, że zrobię to za ciebie... — kobieta podniosła lekko głos, niemal doprowadzając ją do szaleństwa. — To nie fair, wiesz?
Znów nie uzyskała odpowiedzi.
— Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz, ale zawarłyśmy umowę. PISEMNĄ — Maca stanęła nad Zulemą i skrzyżowała ramiona na piersi, marszcząc brwi. — Dodałyśmy do niej punkt o jebanym zmywaniu naczyń, a ty się pod tym podpisałaś. To znaczy, że co drugi dzień MASZ ZMYWAĆ JEBANE GARY!
— Jutro rano też jest dzień.
— Zulema! — krzyknęła Macarena, kładąc dłonie na biodrach.
— Jak zrobię to teraz, to się w końcu zamkniesz? — syknęła Zulema. W końcu podniosła wzrok i posłała towarzyszce wściekłe spojrzenie.
— W ogóle nie musiałabym nic mówić, gdybyś zrobiła to od razu.
— Świetnie.
Czarnowłosa wstala gwałtownie, a krzesło, które zajmowała, zachwiało się, grożąc rychłym upadkiem. Z półprzymkniętym oczami podeszła do zlewu, przy okazji trącając Macarenę barkiem, i w milczeniu zabrała się za szorowanie naczyń gąbką. Maca przez cały ten czas stała nieruchomo i lustrowała Zulemę ze zmarszczonymi brwiami. Gdy ta skończyła i bezceremonialnie położyła się po swojej stronie łóżka odwrócona do niej plecami, prychnęła jedynie cicho.
Gdy rano Macarenę obudził wścibski promień słońca przedostający się przez odsłonięte okno i łaskoczący ją po twarzy, poderwała się do siadu i natychmiast rozejrzała się dookoła. Zulema znów siedziała przy stoliku z kubkiem kawy i czytała książkę. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że blondynka nie śpi.
— Co ci się stało? — zagadnęła Maca, przeczesując długie włosy palcami. — Pierwszy raz nie poszłyśmy biegać.
— Ty nie poszłaś — Zulema nie zaszczyciła jej nawet spojrzeniem. Tego dnia czuła się już o wiele lepiej, więc nic nie stało na przeszkodzie, by powrócić do codzienności.
CZYTASZ
Scorpio
RomanceZatruwała jej życie, odkąd tylko ta trafiła do więzienia. Nie pozwalała zaczerpnąć powietrza. Zmuszała do potwornych czynów. Wyciągnęła potwora z otchłani jej duszy, zmuszając do zemsty. Wzbudziła czystą nienawiść. Upokarzała raz za razem. Właśnie w...