3. Nienawidzę cholernych mężczyzn

216 22 2
                                    

Syrena więzienna rozebrzmiała zbyt szybko jak na jej gust. Z cichym jękiem odrzuciła pościel i tak jak pozostałe współlokatorki, zerwała się na równe nogi. Cóż, prawie wszystkie — wciąż brakowało Yolandy, która w nocy wymknęła się z Zulemą na papierosa. Ścisnęła w dłoni medalion, który dała jej kobieta nim wyszła. Do celi wszedł Valbuena, jeden ze strażników. Rozejrzał się dookoła i powiedział:

— Liczba się zgadza. Idźcie pod prysznic.

— Zgadza? Ślepy jesteś? — wykrzyknęła Sole, współlokatorka Macareny. Blondynka podziwiała jej odwagę — sama nie śmiała odezwać się w ten sposób do strażnika. Ale może to przychodziło z czasem. — Brakuje Yolandy! — dodała, ale Valbuena ją zignorował. — Gdzie jest Yolanda? — zwróciła się ciszej do Anabel. Maca spojrzała na łóżko brakującej współlokatorki.

— Wyszła w nocy z tą brunetką — odparła, a Anabel i Sole spojrzały na nią z czającym się w oczach niepokojem.

— Z którą? — zapytała Sole.

— Z Zulemą? — powiedziała niemal jednocześnie Anabel.

— Tak — odparła Maca z lekkim wahaniem. Dwie kobiety spojrzały na siebie porozumiewawczo, po czym Sole wbiła wzrok w podłogę.

— Idziemy pod prysznic — rzuciła szybko Anabel.

— Niedobrze mi — jęknęła Maca, siadając z powrotem na łóżku i kryjąc twarz w dłoniach. — Zostanę tu.

— To więzienie, komu tu dobrze? — oburzyła się nieco Sole. Odeszła od niej kawałek, by zobaczyć, jak Anabel znika za rogiem, po czym usiadła na krześle obok jej łóżka. — Uważaj na to, co mówisz — jej głos był spokojny, jednak widać było, że mówiła zupełnie poważnie. — Skończysz jako ścierka.

— Czyli? — Macarena zmarszczyła brwi. Sole wyciągnęła obie dłonie i pogładziła ją po ramionach, co można było uznać za czuły gest.

— To taka, co w porę nie odwdzięczyła się za przysługę — wyjaśniła. — Albo zdradziła wpływową osobę. Proś o przysługę, tylko jeśli w porę potrafisz się odwdzięczyć. Jasne? No chodź — zakończyła energicznie, a Maca uległa.

Śniadanie składało się z niezbyt apetycznej papki owocowej, rogalika i szklanki odtłuszczonego mleka. Czuła, że jedzenie nie przejdzie jej przez zaciśnięty przełyk. Podskoczyła, gdy ktoś przysunął tackę bliżej niej. Fabio, kolejny strażnik wyszedł jej zza pleców i uniósł brwi w sposób, który oznajmił jej, że choćby świat się kończył, ma zjeść śniadanie.

— Nie jestem głodna — wyjąkała, a mężczyzna pokręcił głową. — Nie strajkuję. Po prostu nie mogę jeść.

— Możesz pójść do łazienki i to zwymiotować — odparł Fabio bez większego zainteresowania. — Ale musisz wszystko zjeść.

— Nie mogę nawet utrzymać łyżki — marudziła. Fabio natomiast postanowił wziąć jej łyżkę, którą nabrał sporą porcję owocowej mazi i podsunął jej pod same usta. Zrezygnowana postanowiła przejąć od niego sztućce.

— Wszystko — powiedział i wciąż się nad nią pochylał, zmuszając ją, by wzięła pokarm do ust. Dopiero gdy to zrobiła, odwrócił się do niej plecami, natomiast ona wypluła owoce. Nie zdążył odejść zbyt daleko, gdyż zawołała:

— Przepraszam! Wczoraj się z kimś zaprzyjaźniłam — dodała ciszej tak, by nikt niepożądany ich nie usłyszał. — Może nie aż tak... Ma na imię Yolanda. Nie było jej rano. Coś jej się stało? Dostała jakąś karę?

— Nie żyje — odparł Fabio bez ceregieli. Macarena odsunęła się nieco.

— Jak to "nie żyje"? — zapytała zaniepokojona. — Jak... Miała wypadek czy... — głos zaczynał jej się łamać.

ScorpioOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz