— Zulema — powiedziała i z uniesioną głową zrobiła kilka kroków w stronę czarnowłosej. Niczym mantrę, powtarzała sobie w głowie, że się nie boi. Absolutnie. — Mam dla ciebie wiadomość.
— Tak? Od kogo? — zapytała Zulema. Nawet nie spojrzała na Macarenę, a jedynie kontynuowała wrzucanie brudnych prześcieradeł do pralki.
— Od Hanbala, Egipcjanina — odparła blondynka. Obserwowała jak ruchy Zulemy ustają, jak kobieta wbija wzrok w jeden punkt przed sobą i bierze głęboki wdech. Osadzona w żółtym kombinezonie odwróciła się powoli w jej stronę i utkwiła w niej ciemne oczy.
— Jaką? — zapytała spokojnie, choć z pewnym zaintrygowaniem.
— Tahiri nafsek — powiedziała Maca po chwili zastanowienia. Przez cały czas zmuszała się, by patrzeć towarzyszce prosto w oczy, a nie spuścić lękliwie wzrok. Nie mogła okazać strachu.
— Tahiri nafsek — powtórzyła Zulema szeptem. — Gdzie go widziałaś, suko?
— Nie mam nic więcej do powiedzenia — Macarena wzruszyła ramionami. Nie minęła nawet sekunda, a dłoń Zulemy znalazła się na jej gardle. Kobieta pociągnęła ją gwałtownie i przycisnęła do jednej z pralek. Blondynka próbowała ją odepchnąć, jednak po raz kolejny Zulema Zahir okazała się dużo silniejsza. Poczuła, jak ogarnia ją panika, gdy coraz trudniej było jej złapać powietrze.
— Gdzie? — Zulema zażądała odpowiedzi, a Macarena Ferreiro wiedziała już, że nie należy się od niej wymigiwać.
— W lesie — wydusiła z trudem.
— Czemu tyle zwlekałaś?
— Nie wiem — przez cały czas starała się zdjąć rękę Zulemy ze swojego gardła, gdyż wisiało nad nią widmo omdlenia. Mimo to, po chwili poczuła drugą dłoń tuż przy swoim uchu.
— Zastrzeliłaś go? — ton głosu czarnowłosej nadal był zaskakująco spokojny w porównaniu do agresywnych gestów, jakie wykonywała, w końcu gardło Macareny opuszczały już przeróżne dźwięki sugerujące, że za kilkanaście sekund zupełnie straci kontakt ze światem. — Zrobiłaś to?
Chwyciła leżącą nieopodal parownicę, co momentalnie przypomniało Macarenia o zmarłej współlokatorce, Yolandzie. Ostentacyjnie skierowała strumień pary w stronę sufitu. Rozgrzane powietrze musnęło ramię blondynki, ale przynajmniej teraz mogła już swobodnie oddychać.
— Nie! — powiedziała kilkakrotnie z nieukrywanym już dłużej strachem. Mrożący krew w żyłach wyraz twarzy Zulemy wraz z parownicą w zasięgu ręki stanowił przerażające połączenie. Po chwili czarnowłosa z donośnym trzaskiem odłożyła urządzenie. Maca oddychała coraz szybciej.
— Spójrz na mnie. Jeśli kłamiesz... Jeśli go skrzywdziłaś... — osadzona zmrużyła oczy, co wróżyło niebezpieczeństwo. — Rozpruję cię, wyjmę dzieciaka i spuszczę w kiblu.
Posyłając jej ostatnie spojrzenie puściła ją i zostawiła samą, rozdygotaną po środku pralni, ze wspomnieniami o przeklętym Hanbalu Hamadim i łzami w oczach.
***
Wrzesień
— Zulema — zaczęła Maca, jednak natychmiast przerwała, gdy jej wzrok sięgnął współlokatorki. Zulema stała przed wąskim lustrem w granatowym habicie z szerokimi rękawami, przepasanym ciemnym, skórzany paskiem. Długie włosy kobiety skrywał welon w kolorze czarnym z białą wstawką w okolicach czoła. Strój podkreślał bladość cery towarzyski Macareny, a także jej duże oczy. Całość dopełniał przerzucony przez szyję srebrny krzyżyk sięgający Zulemie prawie do pasa. Macarena zbliżyła się do kobiety i wygładziła ciemny materiał na jej ramionach. Następnie zaśmiała się pod nosem. — To najlepszy pomysł, na jaki wpadłam, przysięgam. Siostro Zulemo, widzę, że znalazła siostra swoje powołanie.
CZYTASZ
Scorpio
RomanceZatruwała jej życie, odkąd tylko ta trafiła do więzienia. Nie pozwalała zaczerpnąć powietrza. Zmuszała do potwornych czynów. Wyciągnęła potwora z otchłani jej duszy, zmuszając do zemsty. Wzbudziła czystą nienawiść. Upokarzała raz za razem. Właśnie w...