„Nie należy poszukiwać w życiu jakiegoś abstrakcyjnego sensu. Każdy człowiek ma swoje wyjątkowe powołanie czy misję, której celem jest wypełnienie konkretnego zadania. Nikt nas w tym nie wyręczy ani nie zastąpi, tak jak nie dostaniemy szansy, aby drugi raz przeżyć swoje życie. A zatem każdy z nas ma do wykonania wyjątkowe zadanie, tak jak wyjątkowa jest okazja, aby je wykonać."
― Viktor E. Frankl, Człowiek w poszukiwaniu sensu
Następnego dnia obudziłam się wcześnie rano, co nie powinno mnie dziwić. Żyjąc w San Francisco pod czujnym okiem Stefana Salvatore, a później również Kai'a (ale nie będę się nad nim rozwodziła), codziennie miałam pobudki o szóstej rano. Co dzień katował mnie rozgrzewką, później kilku kilometrowym bieganiem z czasem kiedy moja forma się poprawiła i zyskałam mięśnie, a nie tylko skórę i kości, jak to określał Stefan, rozpoczęliśmy treningi z walki wręcz, które miały mi pomóc w razie potrzeby. Od dnia w którym na wschodnim wybrzeżu ponownie pojawił się mój brat nie miałam ani jednego treningu, czyli od ponad dwóch tygodni. Nie wiarygodne, że w tak krótkim czasie wydarzyło się tak wiele.
Wstałam z łóżka i od razu skierowałam się pod prysznic, aby zmyć z siebie pozostałości po mojej nieszczęsnej gorączce, kto choć raz chorował doskonale to zrozumie. Na szczęście dziś czułam się zdecydowanie lepiej, a letni prysznic tylko mi w tym pomógł. Po wyjściu z łazienki z mojego brzucha wydobyło się głośne burczenie, więc czym prędzej ubrałam luźną koszulkę i ciemne dżinsy z wysokim stanem. Będąc w progu pokoju, gotowa do zejścia do kuchni i zaspokojenia głodu, cofnęłam się i ponownie weszłam do łazienki. Sięgnęłam po ubranie, które miałam na sobie dwa dni temu. Szukałam w nich karteczki znalezionej w skrytce ojca. W pewnym momencie zaczęłam się denerwować, że gdzieś ją zgubiłam, że informacja o moim sfingowanym pogrzebie tak mnie przytłoczyła, że byłam zbyt nieuważna. Na moje szczęście znalazłam ją na podłodze tuż przy koszu na śmieci. Sięgnęłam po nią, lecz gdy to zrobiłam wkurzyłam się na siebie. Cyfry były rozmazane. Piątka dla mnie za spacer w deszczu, głupia ja. Nawrzucałam sobie kilka siarczystych epitetów, po czym wyszłam z łazienki ze znaleziskiem między palcami.
W kuchni zjadłam szybkie śniadanie składające się z płatków kukurydzianych i mleka. Jednocześnie próbowałam rozszyfrować ciąg dziewięciu liczb. Druga to siódemka, a piąta i szósta to dziewiątka. Natomiast reszta okazała się zbyt nieczytelna. Odłożyłam łamigłówkę na później, w pierwszej kolejności musiałam zabrać Impalę spod komisariatu.
Posprzątałam po sobie pozostawiając kuchnię w czystości i wróciłam do pokoju. Zdjęłam narzutę oraz powłoczki z kołdry i poduszek. Zbiegłam schodami do pralni, załadowałam zebrane rzeczy do bębna pralki, ustawiłam czas i zamknęłam drzwiczki. Przez chwilę patrzyłam, aż środek napełni się wodą, a pranie zacznie nieśpiesznie kręcić. Po powrocie przerzucę pościel do suszarki i będzie gotowa do założenia.
Przed wyjściem z domu sprawdziłam czy mam ze sobą kluczyki do samochodu, pieniądze i klucze domowe. Wszystko było rozmieszczone odpowiednio w kieszeniach ciemnych dżinsów.
― Dokąd się wybierasz?
Obróciłam się przodem do schodów dostrzegając Jeremy'ego. Wyglądał, jakby dopiero wstał.
― Po samochód ― odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Zmrużył oczy przyglądając mi się uważnie.
― Jaki samochód?
― Ten, którym przedwczoraj pojechałam do miasta. ― Jer uniósł jedną brew, był zaintrygowany a to świadczyło o tym, że nie zaglądał do garażu. Na pewno dostrzegł by zniknięcie auta spod plandeki. ― Czarny Chevrolet ― powiedziałam uśmiechając się szeroko.
CZYTASZ
Meet Me On The West Coast || TVD + TO ||
FanfictionNiespełna siedemnastoletnia Emily Lockwood, za namową rodziców, wyjeżdża na zachodnie wybrzeże do urokliwego San Francisco, Kalifornia. Tam kończy szkołę średnią, po której planowo miała wrócić do domu i podjąć studia na Uniwersytecie Whitmore, nies...