Rozdział siedemnasty: Co tam masz?

68 4 0
                                    


„Miłość stanowi sens pełnego i wspaniałego życia"

– Nicholas Sparks


Skyler

Znudzona spojrzałam na zmęczoną twarz mężczyzny, miał dosyć komentarzy swojej żony i szczerze żałował, że przyjechał z nią do mojego biura; ja również tego żałowałam. Najchętniej wyprosiłabym tę potworną babę, ale gdyby Caroline dowiedziała się co zrobiłam, zapewne byłoby po naszej spółce. Pani Barkhouse nie wiele podobało się w organizacji ślubu ich jedynego syna, a przede wszystkim fakt, że odsunął ją od wszelkich przygotowań i pozostawił to w rękach moich i panny młodej.

― Kochanie ― zwrócił się do małżonki, przerywając komentarz dotyczący koloru obrusów. Jej zdaniem zamiast kości słoniowej powinna być czysta biel. ― Nie zawracajmy już pani głowy. Poza tym musimy wracać na lunch z nowożeńcami.

Kobieta spojrzała krytycznie na męża, ale ostatecznie odpuściła i bynajmniej nie zamierzała się z nim sprzeczać.

― Jeszcze raz dziękujemy za wszystko ― powiedział wręczając mi gotowy czek. ― Kwota się zgadza?

― Tak ― odpowiedziałam po sprawdzeniu kwoty wypisanej na blankiecie. Kobieta westchnęła ciężko wywracając oczami, które mówiły Oczywiście, że się zgadza Michaelu! Odprowadziłam małżeństwo do wyjścia.

― Wybrała już pani datę ślubu? ― Zapytała pani Barkhouse.

― Crystall ― upomniał mężczyzna.

― Zauważyłam pierścionek ― usprawiedliwiła się, zbywając męża machnięciem ręki.

― Jeszcze nie ― odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Od zaręczyn minęło już sporo czasu, a sama idea ślubu odeszła, gdzieś na dalszy plan. Oczywiście codziennie nosiłam pierścionek, który dostałam od Niklausa przy fontannie di Trevi i nawet rozmawialiśmy kilka razy o uroczystości, jednak bez większych planów.

Chciała coś powiedzieć, skomentować, jednak pan Barkhouse, ku mojej uciesze, był ewidentnie po mojej stronie. Chwycił kobietę pod ramię i wyprowadził z budynku, żegnając się ze mną pośpieszne, nim zdążyła odezwać się choćby słowem. Odetchnęłam z ulgą, gdy drzwi za nimi zamknęły się. Oparłam się o nie plecami, jeszcze raz przyglądając się czekowi, a raczej sumie wynegocjowanej przeze mnie.

Wróciłam do biura, chwyciłam za telefon i wybrałam numer do wspólniczki, zazdrościłam jej urlopu. Po chwili usłyszałam radosny głos w słuchawce.

― Cześć. Coś się stało?

― Cześć ― przywitałam się, przewracając oczami. ― Dlaczego od razu pomyślałaś, że coś się stało?

― Zazwyczaj dzwonisz, kiedy coś się chrzani.

― Zazwyczaj? ― Potrząsnęłam głową, siadając na obrotowym krześle. ― Tym razem jest inaczej. Uprzejmie informuję, że zapraszasz mnie na kolację do tej nowej drogiej restauracji.

― Żartujesz, prawda? ― Zapytała zdezorientowana. ― Zaakceptowali tą cenę?

― Właśnie trzymam czek z okrągłą sumą ― uśmiechnęłam się szeroko. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam głośny pisk, który szybko zastąpiło zrezygnowane i niezadowolone westchnięcie. Chyba właśnie doszły do niej konsekwencje przegranego zakładu.

Meet Me On The West Coast || TVD + TO ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz