„Tak to już jest z ludzkim życiem – nie istnieje żadna grupa kontrolna, nie ma sposobu, żeby się dowiedzieć, jak byśmy sobie poradzili, gdyby przestawiono którąkolwiek ze zmiennych."
— Elizabeth Gilbert, „Jedz, módl się, kochaj"
Giorgio Tsoukalos i Erich von Däniken są zwolennikami hipotezy, że od czasów starożytnych na rozwój cywilizacji duży wpływ mieli przybysze z kosmosu, którzy odwiedzają Ziemię do czasów obecnych. Wierzą, że od tysięcy lat pomagają ludzkości, w tworzeniu nieprawdopodobnych budowli czy nieprawdopodobnych rysunków z Nazca, które powstały między rokiem 300 p. n. e. a 900 p. n. e. na powierzchni o długości pięćdziesięciu kilometrów i czternastu kilometrów szerokości. Czy poważnie Indianie z Nazca byliby w stanie stworzyć tak niesamowite rysunki sami? Czy to właśnie starożytni kosmici byli uważani za ówczesnych bogów? Czy to właśnie do nich modlili się nasi przodkowie? Gdyby się dłużej nad tym zastanowić to jest to bardzo prawdopodobne, w końcu wszechświat jest ogromny, jakby nie miał końca. Więc czy jesteśmy sami we wszechświecie? Gdyby ktoś zadałby mi to pytanie kilka lat temu bez dłuższego zastanowienia zapewne odpowiedziałabym, że oprócz nas nie ma nikogo. Jednak w chwili obecnej chwili twierdzę, że kosmos jest zbyt duży, abyśmy żyli w nim tylko my. Więc, jeśli nasi przodkowie wierzyli, że kosmici są bogami to dlaczego obecnie uważamy wampiry i wilkołaki, jako postacie fikcyjne? Przecież nasi przodkowie również w nich wierzyli, to dlaczego my nie?
Uniosłam leniwie powieki zastanawiając się, która była godzina. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka. Chętnie zostałabym w nim cały dzień, ale wiem, że prędzej czy później Kai wyciągnąłby mnie stąd siłą, choć i tak nie mam dużego wyboru co do zajęć w ciągu dnia. Od mojego ostatniego wyjścia na Ghirardelli Square minęło dwieście czterdzieści trzy dni. Dwieście czterdzieści trzy dni spędzone w zamknięciu, w domu na obrzeżach San Francisco daleko od domu. Chciałabym znowu poczuć się wolna. Chciałabym poczuć się normalnie, ale nie wiem czy kiedykolwiek będzie mi to dane. Nie podnosząc się z miejsca, wyciągnęłam rękę i po omacku starałam się odnaleźć telefon. Uniosłam urządzenie ekranem do siebie. Sprawdziłam godzinę. Siódma piętnaście. Serio? Spojrzałam na puste miejsce obok mnie, przejechałam dłonią po pościeli, jakby to miało sprawić, że brunet zaraz się ponownie w jakiś magiczny sposób pojawi. Niestety nic takiego się nie stało.
Przekręciłam się na plecy, wciąż nie ruszając się z łóżka. Patrzyłam na biały sufit, w sypialni w rodzinnym domu na suficie wisiał plakat Justina Timberlake. Pamiętam go dokładnie, Justin miał na sobie czarną rozpiętą koszulę, a jego spojrzenie było pewne siebie i takie sexy. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie i przez moment poczułam się jak totalna idiotka, że można tak wzdychać do osoby, której się nawet nie zna. Teraz jestem w podobnej sytuacji. Wzdycham do osoby, do której nie powinnam.
Wyjrzałam przez okno, promienie słońca wpadały niepewnie do pokoju. Może jednak warto wstać z łóżka? Może to nie będzie taki kiepski dzień?
Zeszłam po schodach do kuchni z której wydobywał się zapach kawy. Uwielbiałam kawę i mogłabym pić ją hektolitrami. Usiadłam na krześle, opierając ręce na blacie wyspy. Na przeciw mnie stał brunet z naturalnym nieładem na głowie.
— Cześć — powiedział odsuwając kubek od ust.
— Cześć. Co tam masz? — zapytałam, choć doskonale wiedziałam, że w tym czarnym kubku w kotki jest równie czarna kawa.
— Już prawie nic — parsknął śmiechem widząc moją nie zadowoloną minę.
— A dostałabym trochę tego prawie nic do mojego kubeczka? — uśmiechnęłam się najsłodziej jak potrafiłam.
CZYTASZ
Meet Me On The West Coast || TVD + TO ||
FanfictionNiespełna siedemnastoletnia Emily Lockwood, za namową rodziców, wyjeżdża na zachodnie wybrzeże do urokliwego San Francisco, Kalifornia. Tam kończy szkołę średnią, po której planowo miała wrócić do domu i podjąć studia na Uniwersytecie Whitmore, nies...