Rozdział dziesiąty: Sekret Charles'a

274 22 2
                                    

 „Zawsze trzeba działać. Źle czy dobre, okaże się później. Żałuje się wyłącznie bezczynności, niezdecydowania, wahania. Czynów i decyzji, choć niekiedy przynoszą smutek i żal, nie żałuje się."
― Andrzej Sapkowski

Następnego dnia obudziłam się tuż przed południem w tym samym miejscu, w którym spędziłam wieczór. Przez olbrzymie okna wpadały jasne ciepłe promienie, zapowiadając słoneczny dzień. Odrzuciłam gruby bordowy koc na bok, zmrużyłam oczy starając przypomnieć sobie, kiedy go przyniosłam i wtedy dostaję olśnienia. Nie przyniosłam. Dopiero po dłuższej chwili połączyłam fakty, które wbrew pozorom nie były trudne, po prostu mój mózg nie zaczął jeszcze prawidłowo funkcjonować.

Ziewnęłam leniwie, nie trudząc się by zasłonić usta. Przetarłam oczy dłońmi, z których wypłynęło kilka zwykłych, nic nieznaczących łez. Wstając z kanapy, omiotłam spojrzeniem kominek, który na powrót stał się zimy.

Skierowałam się w stronę kuchni, choć w pierwszej wersji miałam pójść pod prysznic. Do moich uszu dobiegł hałas, ruszyłam więc sprawdzić kto się w niej krząta. Co prawda Jer, nie mówił, że mieszka sam. Może oprócz niego są jeszcze inni lokatorzy? A może to Tyler wrócił? Na samą myśl o bracie, spięłam mięśnie. Zdecydowanie nie byłam gotowa na spotkanie z nim.

― Dlaczego się skradasz? ― Głos przyjaciela sprowadził mnie na ziemię. Z obawy przed możliwym spotkaniem ze starszym bratem, automatycznie zatrzymałam się tuż przed kuchnią.

― Nie skradam się ― odpowiedziałam, po czym pewnie weszłam do środka. Wyglądało to nieco inaczej.

― Wyspałaś się?

Skinęłam głową i oparłam się o blat wyspy. Mimo że zasnęłam na kanapie, czułam się wyjątkowo wypoczęta. I bardzo nieświeżo. Zmarszczyłam brwi.

― Idę pod prysznic ― oznajmiłam.

― Okay. Śniadanie będzie na ciebie czekało.

― Nie zjemy razem? ― Zapytałam zawiedziona.

― Niestety za godzinę muszę być w Grillu. Sorki.

Uśmiechnął się przepraszająco, na co odpowiedziałam tym samym, może bardziej wymuszonym. Powiedziałam, że nic się nie stało i ruszyłam do mojego pokoju, a następnie do łazienki. Wzięłam gorący prysznic, aż moja skóra zrobiła się różowa. Zmyłam z siebie ciężar wczorajszego dnia.

Ubrana w jasne dżinsy, luźną czarną bluzkę z krótkim rękawem i białe trampki zbiegłam do salonu, złożyłam koc, którym w nocy musiał mnie przykryć Jeremy. Chciałam sprzątnąć kubek po herbacie, ale już go nie było. Poszłam więc do kuchni, w której czekały na mnie zimne już naleśniki. Śniadanie zjadłam, nie były tak dobre jak te zrobione przez Kai'a, ale smakowały mi. Świat się kończył wspominałam tego psychopatę. Skarciłam siebie za to. Posprzątałam po sobie, zastanawiając się co powinna zrobić. Mogłabym zrobić jakieś zakupy, ale do tego potrzebne są pieniądze, których aktualnie nie posiadałam. Przez kilka miesięcy byłam pod opieką, powiedzmy, że tak było, wampira i czarownika. Następnie uciekłam z pierwotnym wampirem i o pieniądze nie musiałam się martwić, aż do teraz. Nie posiadałam konta bankowego, ani karty kredytowej, nie miałam nawet prawdziwego paszportu. Wszystko było tak, jakbym nigdy nie istniała.

Pewnym krokiem wyszłam z kuchni, przeszłam przez salon i niewielki korytarz zatrzymując się przed właściwymi drzwiami. Przygryzłam wargę niepewnie kładąc dłoń na klamce, wzięłam głęboki oddech i szybko weszłam do środka. Abym nie miała szansy na wycofanie się. Oczami wyobraźni zobaczyłam siedzącego za biurkiem tatę, wtedy cała pewność, z którą weszłam do gabinetu ze mnie zeszła. Żałowałam, że to zrobiłam, ale nie wyszłam nie mogłam się poddać. Musiałam walczyć ze swoimi demonami i słabościami.

Meet Me On The West Coast || TVD + TO ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz