„Gdy człowiek się starzeje, choćby los rzucał nim po całym świecie, musi mieć gdzieś miejsce, które jest dla niego prawdziwym domem, bo nawet wędrowny ptak ma jedno miejsce, do którego zdąża".
– Hans Christian AndersenWiedziałam, że moje pojawienie w Mystic Falls, zaskoczy wiele osób, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zastanawiałam się, jak bardzo zmieniło się to miejsce. Według Stefana niewiele. Cóż, miałam wyjątkową okazję przekonać się o tym sama. Poprawiłam plecak na ramieniu, westchnęłam ciężko, widząc przed sobą olbrzymi dom. Tyler nigdy go nie lubił, zawsze mówił, że to jest pieprzone muzeum. Cóż, w pewnym sensie miał rację. Rodzice zatrzymali większość pamiątek po naszych przodkach, którymi lubili się chwalić. A ja? Lubiłam to miejsce, tutaj się wychowałam. Wiem, zabrzmiałam banalnie. Jako dziecko bardzo lubiłam bawić się w chowanego, może dlatego, że kryjówek miałam bez liku. Lubiłam zimowe wieczory przy kominku, tata grał na gitarze a mama śpiewała nam wesoło. Uśmiechnęłam się na te wspomnienia. Niestety nie wszystkie były takie wesołe. Przypomniałam sobie dzień, w którym rodzice wsadzili mnie do ciemnego samochodu z nadzieją, że zagrożenie szybko minie i znowu się zobaczymy. Niestety ten dzień nie nadszedł, a ja już nigdy miałam nie zobaczyć rodziców. To bolało, tak cholernie bolało, choć starałam się tego nie okazywać. Od tamtego dnia minęło pięć lat, pięć pieprzonych długich lat z dala od rodziny i przyjaciół. A najgorsze było to, że zagrożenie, przed którym wszyscy tak bardzo chcieli mnie chronić, wcale nie zniknęło. Mój wyjazd jedynie opóźnił to co na mnie czekało.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że informacja o moim powrocie dotrze do mojego brata, może nawet szybciej niż myślałam. Starałam się jednak tym nie przejmować, tym razem to ja rozdawałam karty, nie miałam zamiaru pozwolić na to, aby Tay ponownie zamknął mnie pod kluczem. Zacisnęłam mocno dłonie, czułam, jak zaczęły drżeć. Niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie, pokonałam kilka stopni i po chwili stałam przed białymi drzwiami, zupełnie nie wiedząc co zrobić. Nacisnąć tę przeklętą klamkę czy może odwrócić się i odejść? W pewnym momencie naprawdę miałam ochotę odwrócić się na pięcie i nigdy więcej nie patrzeć na ten dom. Kotłowały się we mnie sprzeczne emocje, ale to trwało jednak tylko chwilę, w końcu nie przejechałam przez cały kraj tylko po to, żeby stchórzyć. W końcu położyłam dłoń na klamce, napierając na nią. Niestety bez skutku, drzwi nawet nie drgnęły. Spojrzałam w prawo na czarną doniczkę z ładnie kwitnącym kwiatem, którego nazwy nie znałam, przechyliłam ją lekko, starając się nie zrobić krzywdy roślinie. Wiedziałam, że gdybym sama miała zajmować się florą, to nie przetrwałaby ze mną nawet tygodnia, nigdy nie pamiętałabym o tym, żeby je podlać czy podciąć. Zajrzałam pod doniczkę i uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że miejsce dawnej skrytki na klucz się nie zmieniło. Sięgnęłam za brelok z dwoma kluczykami. Poprawiłam doniczkę tak by nie było widać, że ktokolwiek ją ruszał. Przekręciłam pierwszy klucz w zamku, spojrzałam przez ramię, czułam się, jak włamywacz. Sama nie wiedziałam dlaczego, przecież wchodziłam do własnego domu. Przez moment przeszła mi myśl, że Tay sprzedał rodzinną rezydencję i o niczym mnie nie poinformował. Nie zdziwiłoby mnie to zupełnie. Po przekręceniu drugiego klucza, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Poważnie z boku mogło to wyglądać na włamanie.
Zamknęłam za sobą drzwi, a moje uszy dobiegła cisza. Całkowita cisza, jakby dom był zupełnie pusty, może faktycznie nikt w nim nie mieszkał. Ruszyłam w stronę schodów, a gdy już się na nich znalazłam, dźwięk skrzypiącego drewna przeciął panującą ciszę. Skrzywiłam się na to skrzypnięcie, przystając na chwilę. Ogarnij się Emily, jesteś u siebie! – pomyślałam, a jednak to nie zmieniło tempa mojego poruszania. Stąpałam niepewnie, jakby schody miały się rozsypać pod moimi stopami, a ja czułam się, jak intruz. W końcu stanęłam na ich szczycie. Przeszłam wzdłuż korytarza, kierując się do mojego dawnego pokoju. Kiedy znalazłam się przed właściwymi drzwiami, ponownie zawahałam się przed ich otworzeniem, ale trwało to znacznie krócej niż wcześniej. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi, otworzyły się na oścież. Uśmiechnęłam się szeroko na widok wnętrza, które okupowałam przez prawie siedemnaście lat. Zdjęłam plecak i odrzuciłam go w kąt. Nie zastanawiając się długo, podbiegłam do łóżka i skoczyłam na nie, a moje usta opuścił dość głośny śmiech. Obróciłam się na bok, ręką sięgnęłam po poduszkę z napisem BFF, którą dostałam od najlepszego przyjaciela w dniu szesnastych urodzin. Przytuliłam ją do swojej piersi, jakby miało to sprawić, że on za chwilę pojawi się obok mnie. Niestety straciłam wszystkich przyjaciół, zarówno tych z Mystic Falls, jak i tych z San Francisco. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek uda mi się ich odzyskać. Odgoniłam od siebie łzy, podnosząc się do siadu. Rozejrzałam się po wnętrzu i mogłam śmiało stwierdzić, że nic się w nim nie zmieniło. Jakbym rano wyszła i wróciła tego samego dnia wieczorem. Podeszłam do komody, uśmiechając się szeroko na widok zdjęć oprawionych w różnokolorowe ramki. Przygryzłam wargę, nie dowierzając w to, że wróciłam. Naprawdę wróciłam do swojego domu. W końcu jestem u siebie. Te słowa powtarzałam jeszcze długo, niczym mantrę.
CZYTASZ
Meet Me On The West Coast || TVD + TO ||
FanficNiespełna siedemnastoletnia Emily Lockwood, za namową rodziców, wyjeżdża na zachodnie wybrzeże do urokliwego San Francisco, Kalifornia. Tam kończy szkołę średnią, po której planowo miała wrócić do domu i podjąć studia na Uniwersytecie Whitmore, nies...