21.

331 26 5
                                    

— Musimy porozmawiać — oznajmiła od razu po wejściu do pokoju, który zajmował Kenneth. 

W torebce miała już nie tylko pięć pozytywnych testów ciążowych, ale i wyniki badań u ginekologa, razem ze zdjęciem USG płodu. Wszystkie jej obawy się potwierdziły, ale już nie było odwrotu. Tak czy inaczej, jeszcze trochę i nie będzie musiała nikomu oznajmiać, że jest w ciąży, bo wszystko będzie widać. 

Kenneth wyraźnie cieszył się, że ją zobaczył. Zawsze kiedy przychodziła siedział już na wózku, kompletnie zapakowany i gotowy do wyjścia stąd w pięć minut, a Astrid nie musiała domyślać się, że nie lubi tutaj przebywać. Swoją drogą, wcale się temu nie dziwiła. Kto w ogóle lubił szpitale? Zwłaszcza, jeśli przebywa w nim już trzy miesiące z hakiem. 

— Coś się stało? — spytał, zaniepokojony jej winą. — Wyglądasz jakby coś cię martwiło — przyznał, podjeżdżając w jej kierunku. 

— Martwić to jest akurat mało powiedziane — westchnęła. — Możemy porozmawiać tutaj? Obawiam się, że po tym co powiem niekoniecznie będziesz chciał spędzać czas w moim towarzystwie, jeśli tak mogę to ująć — dodała, skrzywiając się. 

— Dobra, teraz naprawdę się boję — przyznał, a ona usiadła na łóżko, przecierając twarz drżącą ręką. 

Nie powinna dokładać sobie więcej stresu, ale wyglądało na to, że będzie musiała. Czuła, jak serce tłucze się boleśnie w jej piersi, jakby bało się, że za chwilę będzie musiało się zatrzymać, jakby jego uderzenia były już policzone. Chciała, żeby to nigdy nie musiało się wydarzyć, ale Kenneth musiał wiedzieć. Nie mogła zwyczajnie oszukać go i powiedzieć, że to na pewno on będzie ojcem, zwyczajnie nie mogła. Nie umiałaby żyć z tym kłamstwem do końca życia. 

— Powiesz w końcu o co chodzi? Boże, zachowujesz się jakbyś kogoś zabiła — powiedział, gdy ona w dalszym ciągu milczała. 

— Dlaczego wszyscy zawsze myślą, że mogłabym kogokolwiek zabić, co jest z wami nie tak? — spytała zdziwiona, marszcząc brwi. — Ale prawdę powiedziawszy... Nie wiem czy to nie byłoby lepsze, niż rzeczywistość... 

— Astrid, zamierzasz w końcu powiedzieć co się dzieje czy będziesz przedłużać w nieskończoność? — Kenneth uniósł brew, przekrzywiając głowę. 

— Nie wiem jak ci to powiedzieć — westchnęła. 

— Normalnie, po prostu — wywrócił oczami, chwytając ją za rękę. — Czego się tak bardzo boisz? 

— Chyba tego, że mnie znienawidzisz i nie będziesz mógł na mnie już patrzeć — przyznała. — Boję się, że będę musiała żyć życiem, w którym nie ma ciebie, z wiecznym poczuciem winy, bo zrobiłam coś bardzo złego i nie da się już tego odwrócić — wyjąkała. 

— Sądzisz, że byłbym w stanie cię znienawidzić? — zdziwił się. — Głupia jesteś, wiesz? Nie wiem, kochałbym cię nawet, gdybyś całą Norwegię puściła z dymem — dodał, a ona parsknęła śmiechem. — No co, poważnie mówię. 

— Ale nie sądzisz, że czasem można zranić kogoś za bardzo? I wtedy miłość nie jest już wystarczająca? 

— Jeśli nie powiesz o co chodzi, nigdy się nie dowiemy — stwierdził. — Poważnie, powiedz co się stało, może jakoś, nie wiem... oboje to rozpracujemy, albo cokolwiek. 

— Pamiętasz, jak w święta powiedziałeś mi... parę niemiłych słów? — spytała, a Kenneth pokiwał powoli głową. — Nigdy wcześniej nie czułam się gorzej, nie miałam komu się z tego zwierzyć, było mi z tym wszystkim tak źle, że umówiłam się ze Schlierenzauerem na piwo, żeby posiedzieć i pogadać, ale... Na jednym browarze się nie skończyło, a potem, no cóż Kenneth, naprawdę tego nie planowałam, ale cię zdradziłam z Gregorem — przyznała, ukrywając twarz w dłoniach. 

lego house | g. schlierenzauer; k. gangnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz