— Czyli dokładnie jak to będzie wyglądało? — spytał Anders, unosząc kubek z herbatą do ust.
Siedzieli w hotelowej restauracji, jedząc śniadanie i czekając na resztę kadry norweskiej, by móc w końcu udać się na skocznię.
— Kenneth będzie spędzał w tym ośrodku kilka dni w tygodni, na rehabilitacji i spotkaniach z psychologami, a jak ja będę miała dłużej wolne to będę go zabierać do domu — wyjaśniła Astrid, wpychając sobie kawałek tosta do ust. — Wiesz, moja praca wszystko komplikuje, ale... renta Kennetha nie starczy, żeby nas utrzymać — westchnęła ciężko, wzruszając ramionami. — Ale jakoś sobie radzimy, a w te dni co będę w Innsbrucku będę do niego po prostu przychodzić i z nim siedzieć, bo wiesz, zabieranie go z powrotem i potem znowu zawożenie tam byłoby zbyt czasochłonne — wyjaśniła.
— A co ze świętami? — Anders uniósł brew. — Wracacie do Norwegii?
— Nie, mama Kennetha przyjeżdża do nas, to dla niej mniejszy kłopot niż dla nas — odparła. — Czemu pytasz?
— Bo tak myślałem, że może wpadłbym do was w któryś dzień świąt, ale skoro nie zostajecie...
— Och, nie przejmuj się tym, zobaczymy się w Oberstdorfie — machnęła ręką lekceważąco, uśmiechając się jednocześnie.
— A co z twoimi rodzicami?
Astrid wyraźnie zmarkotniała, wbijając spojrzenie w swój talerz i zastanawiając się co właściwie powinna Andersowi powiedzieć. Że nie rozmawiała ze swoimi rodzicami od czasu wypadku Kennetha? Że właściwie nie wiedziała co się z nimi dzieje po tym, jak wyjechali do pracy do Stanów Zjednoczonych? Cóż, Astrid bardzo się na nich zawiodła w chwili, w której potrzebowała ich najbardziej i nawet nie uśmiechało jej się zapraszanie ich na święta. Z resztą, pewnie i tak by nie przyjechali. Nigdy nie znosili Kennetha, na każdym kroku wypominali jej jakim błędem będzie związanie się z nim i starali się, by Kenneth także o tym wiedział.
Znosiła ich humory i krzywe spojrzenia, które posyłali Gangnesowi, bo jednak byli jej rodzicami i poza tym jednym defektem byli naprawdę dobrymi ludźmi, ale nie mogła im wybaczyć, że pierwsze co powiedzieli jej po wypadku Kennetha, to że mają nadzieję, że wreszcie przejrzała na oczy i go zostawi. Wtedy przekroczyli granicę nieprzekraczalną i nigdy za to nie przeprosili. Dwa tygodnie po tym poinformowali ją jedynie, że wylatują na stałe do USA i właściwie tyle ich widziała. Kenneth i jego mama była jedyną rodziną, jaką Astrid teraz miała.
— Bez zmian — odparła krótko, nabijając na widelec kawałek pomidora. — Nie mają jak przyjechać, dużo pracy, loty nie pasują — wzruszyła ramionami.
Nigdy nie powiedziała Andersowi, że od wypadku Kennetha jej rodzice mają ją gdzieś, bo miała świadomość, że Fannemel martwiłby się o nią dziesięć razy bardziej niż teraz, zamiast zajmować się tym, czym powinien, czyli swoją karierą.
— Na pewno będą o tobie myśleć, nie martw się — Anders uśmiechnął się pocieszająco, a ona poczuła się jeszcze gorzej, niż się spodziewała.
Wiedziała, że jej rodzice nie myślą o niej już od dawna. Słowa od nich nie dostała po wyjeździe, mimo że sama próbowała się z nimi kontaktować i nawet wysłała matce smsa z życzeniami na urodziny, na którego nie dostała odpowiedzi. Nic. Zero, zupełnie tak, jakby nigdy dla nich nie istniała.
— A co z Hermanem, jakieś wieści od niego? — spytał po chwili milczenia Anders i jeśli Astrid myślała, że nie może czuć się gorzej, to właśnie się poczuła.
Od Hermana nie miała wieści od lat. Jej starszy brat wyniósł się z domu po tym, jak skończył osiemnaście lat i Astrid już nigdy więcej go nie widziała. Ciężko to wtedy znosiła, bo byli ze sobą naprawdę mocno związani, a przynajmniej cóż... tak jej się wydawało. Wtedy bardzo zbliżyli się do siebie z Kennethem i to właściwie on pomógł jej przez to wszystko przejść. Oboje nigdy nie dowiedzieli się dlaczego Herman zrobił to co zrobił i nigdy już więcej się nie odezwał.
CZYTASZ
lego house | g. schlierenzauer; k. gangnes
FanfictionAstrid nie chciała zostać fizjoterapeutką norweskiej kadry narodowej mężczyzn... A przynajmniej nie wtedy, kiedy jej kariera miała się rozwijać, ale życie czasami rzuca nas w najmniej oczekiwane miejsca i musimy uwierzyć, że to te właściwe. Gregor...