5.

416 28 2
                                    

Astrid leżała w pokoju hotelowym, przeglądając beznamiętnie dokumenty, które miała do wypełnienia. Jeszcze nie zaczęła, za to co chwila odkładała je na bok i brała w dłoń komórkę, by przeszukiwać kolejne strony z mieszkaniami na wynajem w Innsbrucku. 

Po naradzeniu się z mamą Kennetha, Andersem, Maren i w ogóle wszystkimi osobami, których zdanie sobie ceniła, doszła do wniosku, że jeśli w Austrii mogą mu w jakiś sposób pomóc, to należy spróbować. 

Dlatego właśnie nie wracała do Lillehammer z Niżnego Tagiłu, jak przewidywał pierwotnie jej plan, a zamiast tego przesiadała się na samolot do Innsbrucka. Znalazła już parę ciekawych ofert i zamierzała obejrzeć te kilka mieszkań, żeby podjąć decyzję jak najszybciej i już się powoli wprowadzać, zanim jeszcze o wszystkim powie Kennethowi. 

Oczywiście domyślała się, że ta przeprowadzka nie zrobi na nim większego wrażenia, ale nie chciała, żeby się specjalnie emocjonował za wcześnie, bo mógłby zrobić się jeszcze bardziej nieznośny, niż teraz. Chociaż, i tak zapewne będzie robił problem o absolutnie każdą jedną rzecz, niezależnie od tego, co by zrobiła. 

Westchnęła ciężko, po czym zaczęła niedbale zapełniać kolejne strony dość nieczytelnym pismem, a praca pochłonęła ją niemal do tego stopnia, że gdyby pukanie do drzwi nie wytrąciło jej z równowagi to prawdopodobnie nie oderwałaby się od tabelek, wykresów, danych i całej reszty tych pierdół. 

Niechętnie wstała i poszła otworzyć, mając nadzieję, że nie będzie to Stöckl, bo prawdę mówiąc na te dokumenty należałoby nanieść dość sporo poprawek.

— Anders? Coś się stało? — spytała, widząc w progu przyjaciela. — Czego ty ode mnie chcesz w środku nocy? 

Fannemel otworzył szerzej oczy na te słowa i niepewnie zerknął na wyświetlacz telefonu. 

— Jest siódma rano, Astrid, za piętnaście minut mamy śniadanie — powiedział jedynie, patrząc na nią z niepokojem. — Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie zmrużyłaś oka... 

— Ani na minutę — uśmiechnęła się krzywo, opierając się o futrynę. — Jestem totalnie padnięta... O której jedziemy na skocznię? 

— Na moje powinnaś wziąć sobie dzisiaj wolne — stwierdził, wchodząc do pokoju i zamykając za sobą drzwi. — Coś ty robiła całą noc? 

— Papiery dla Stockla, ale i tak wszystko jest do wypełnienia jeszcze raz — westchnęła ciężko, padając twarzą na łóżko. — Daj mi dziesięć minut to pójdziemy razem na to śniadanie — powiedziała, po czym wstała i zanim Anders zdążył cokolwiek powiedzieć zatrzasnęła za sobą drzwi do łazienki. 

W drodze do hotelowego bufetu konsekwentnie zbywała prośby przyjaciela, żeby została dzisiaj w pokoju i odpoczęła. Mimo że była wykończona nie chciała zostawać sama. Przebywanie w towarzystwie zdecydowanie służyło jej bardziej, niż samotne leżenie w łóżku przez kilka godzin, chociażby dlatego, że wyspać się będzie mogła później. A wracać będzie do domu, w którym nie ma do kogo w ogóle otworzyć ust. 

Dlatego przykleiła sobie do ust firmowy uśmiech, nalała kawy do największego kubka, jaki znalazła i razem z Andersem usiadła przy stole norweskiej kadry. 

— Cześć chłopaki — przywitała się wesoło, próbując jednocześnie ukryć ziewnięcie. — Humor widzę dopisuje — sarknęła, widząc dość pochmurne miny kolegów. 

Było to do nich wyjątkowo niepodobne, dlatego zmarszczyła brwi w zaniepokojeniu. 

— No poważnie chłopaki, o co chodzi? — Fannemel najwyraźniej też nie był wtajemniczony, bo dziwił się temu stanowi rzeczy zupełnie tak samo jak ona. — Coś się stało? 

lego house | g. schlierenzauer; k. gangnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz