2.

448 26 0
                                    

Astrid nie chciała wracać do domu. Kiedyś to lubiła. Lubiła móc z wytchnieniem położyć się na własnym łóżku, lubiła kiedy Kenneth bez słowa stawiał przed nią filiżankę z kawą, kiedy wracała po długiej podróży, lubiła wyskakiwać razem z Maren Lundby na pizzę w tajemnicy przed ich trenerem... Lubiła swoje życie w Lillehammer. Lubiła wracać do tego, co tutaj miała. Do przyjaciół, na Lysgardsbakken, do Kennetha... 

Teraz gdy o tym myślała skręcał jej się żołądek. Chociaż wiedziała, czego powinna się spodziewać, nie chciała już wracać do Kennetha. Nie chciała wysłuchiwać jego ciągłego narzekania, albo znosić bycia kompletnie ignorowaną, nie chciała żeby znów był dla niej oschły. Nie chciała być tak traktowana i z pewnością na to nie zasłużyła. Nie po tym wszystkim ile dla niego zrobiła. 

Już na progu domu usłyszała awanturę. No tak, kiedy jej nie było Kennethem zajmowała się jego mama, którą traktował trzy razy gorzej. Prawdopodobnie dlatego, że kobieta zapowiedziała, że nie da sobie wejść na głowę, nawet swojemu jedynemu synowi. 

— Jak dobrze, że już jesteś, Astrid, można z nim dostać na głowę — pani Gangnes znalazła się nagle w przedpokoju, po czym zabrała od niej wszystkie walizki, które postawiła w kąt.

— Co dzisiaj wymyślił? 

— Kolor ścian go drażni — westchnęła kobieta. 

Astrid nie skomentowała tego ani słowem, a jedynie skierowała się do łazienki, żeby umyć ręce, a potem poszła do ich sypialni, gdzie Kenneth spędzał całe dnie, leżąc w łóżku, zupełnie wyprany z chęci do życia. 

Wyglądał ekstremalnie normalnie, może jedynie poza faktem, że w ostatnim czasie sporo schudł i jego twarz wydawała się zapadnięta, a cera ziemista. 

— Brakuje ci słońca, skarbie — stwierdziła, po czym nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek, uśmiechając się do niego promiennie. 

Chciała przynajmniej stwarzać pozory, że ona jakoś się trzyma, że dobrze to wszystko znosi i próbowała, żeby ich życie wróciło na względnie normalne tory. 

— Jest listopad, a my jesteśmy w Norwegii — burknął bez cienia uśmiechu, nawet na nią nie patrząc. — Zasłoń te cholerne zasłony, bo mi świecą lamy z ulicy — dodał, odwracając głowę w bok, żeby nie musiał patrzeć w kierunku okna. 

— Mógłbyś być chociaż trochę grzeczniejszy — prychnęła, ale zrobiła to, czego chciał. — Nie jestem twoją służącą, Kenneth, więc przestań mnie tak traktować, dobrze? 

— Dobra, weź już daj mi spokój — odparł tylko, naciągając sobie kołdrę prawie po sam czubek głowy.

Astrid westchnęła i wyszła z pokoju, próbując odgonić łzy, cisnące się jej do oczu. To nie jego wina, pomyślała, zerkając na złożony wózek inwalidzki, stojący w kącie. 

— Znów powiedział coś głupiego? — pani Gangnes wyjrzała z kuchni i pokręciła głową, otwierając jedną z szafek. — Siadaj, przyda nam się odpoczynek. 

Z tymi słowami wyjęła butelkę wina i dwa kieliszki, po czym zajęła obok Astrid, stawiając przed nią szkło. 

— Nie przejmuj się, ja dzisiaj usłyszałam, że jestem najgorszą matką na świecie — pani Gangnes popatrzyła na nią i pokrzepiająco poklepała ją po ramieniu. — Uważam, że musimy zapewnić mu inną opiekę, Astrid... 

— Kto inny niby miałby się nim zająć? — uniosła brew, po czym sięgnęła po kieliszek i wzięła ogromny łyk cierpkiego wina. — Poza tym... Nie chciałabym, żeby jacyś ludzie kręcili się jeszcze po tym domu... 

lego house | g. schlierenzauer; k. gangnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz