17.

351 29 6
                                    

Wiedział, że Astrid go unika, gdy tylko dowiedział się, że nie ma jej w Titisee Neustadt. Nie ukrywał swojego rozgoryczenia przy swoich kolegach z kadry i miał świadomość, że Aschenwald będzie go po kolacji wypytywał o wszystko, ale nie zamierzał nikomu spowiadać się z tego, co robił. Wystarczyło, że miał na głowie Glorię, starającą się odwieść go od znajomości z Norweżką. 

Oczywiście Gregor Schlierenzauer nic sobie z tego nie robił, a Gloria mogła sobie mówić co chciała, bo i tak nie miała żadnego wpływu na to, co on zrobi, nawet jeśli bardzo chciałaby mieć. Na jego nieszczęście wyglądało jednak, że wszyscy inni również zmówili się przeciw niemy, bo piętnaście minut po tym, jak dowiedział się, że Astrid będzie obecna w Zakopanem trener oddelegował go na treningi w Villach. 

Wyglądało więc na to, że nie będzie miał szansy spotkać się z Astrid przez kolejny tydzień, co wcale go nie zmotywowało do treningów, ani w ogóle do niczego. Kobieta ignorowała większość jego wiadomości, albo odpisywała zdawkowo i jakby niechętnie, co jeszcze wzmagało jego desperację. 

Tak, Gregor Schlierenzauer był zdesperowany. Po rozpadzie swojego poprzedniego związku przestał wierzyć, że cokolwiek mogłoby go jeszcze w życiu miłosnym czekać. Kiedy Sandra z nim zerwała miał wrażenie, jakby już nigdy nie miał być szczęśliwy. Przestało mu się chcieć cokolwiek i myślał nawet, żeby rzucić w cholerę skakanie, bo zdało mu się, że nawet to przestało mieć sens. 

Chciał, żeby z Astrid było inaczej. Wiedział, że może nie zachowywał się w porządku wobec Kennetha, ale nic nie mógł na to poradzić. Nie chciał odpuszczać tak szybko, a dopóki ślub się nie odbył miał jeszcze szanse. I choćby miał wejść im do kościoła na dziesięć sekund przed przysięgą, zrobiłby to. Postawiłby wszystko na jedną kartę i spróbowałby powstrzymać ją od wychodzenia za Kennetha. Chciał, żeby wybrała jego. 

Może i był samolubnym egoistą, ale wolał to, niż wyrzucanie sobie, że nie zrobił niczego w sprawie dziewczyny, na której mu zależało, dlatego zdecydował, że Sapporo będzie punktem przełomowym. Zamierzał zagrać w otwarte karty i wykorzystać swoją szansę najlepiej jak umiał. 

Po kilkudziesięciu wiadomościach z prośbą o spotkanie, Astrid w końcu się zgodziła, ale zmusiła go, by tym razem skonfrontowali się ze sobą na neutralnym gruncie, więc po obu konkursach na Okurayamie czekał na nią przy wejściu do hotelu, upewniwszy się uprzednio, że wszyscy potencjalni świadkowie są już w swoich pokojach i nikt nie będzie im przeszkadzał. 

Nie zaplanował tej rozmowy, stwierdzając, że i tak wszelkie plany zawsze szlag trafia. Postanowił iść na żywioł i pozwolić dziać się temu, co będzie musiało się wydarzyć. Wierzył, że jeśli coś musi się stać, niewątpliwie się wydarzy w odpowiednim czasie. 

Kiedy spostrzegł Astrid, wychodzącą z hotelu poczuł jednak, że może lepszym pomysłem było zaplanowanie tej dyskusji, bo zdał sobie sprawę, że będzie teraz stał przed nią jak kołek, nie będąc w stanie sensownie sklecić żadnego zdania i znów niczego sobie nie wyjaśnią.

Ale już pierwsze spojrzenie na Norweżkę utwierdziło go w przekonaniu, że coś jednak będą musieli wyjaśnić. Widział w jej oczach determinację i chłodną powagę, której wcześniej nie miał okazji obserwować i musiał przyznać, że nawet z takim nastawieniem wyglądała zjawiskowo. Chłód i piękno stworzyły z niej tego wieczora norweską Królową Śniegu. 

— Musimy poważnie porozmawiać — stwierdziła, nie siląc się nawet na jakiekolwiek uprzejmości, a on otworzył usta ze zdziwienia, nie spodziewając się, że od razu przejdą do tej dyskusji. — Nie mam za dużo czasu, więc proszę, załatwmy to szybko — westchnęła, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. 

Wyjęła jednego dla siebie, odpaliła, po czym podała mu zarówno zapalniczkę, jak i pudełko, tym razem bez żadnych wyrzutów sumienia, że truje zawodników. Było jej to absolutnie wszystko jedno, bo w tym przypadku decyzja należała tylko do Gregora. Nie musiała czuć się za to winna. Chociaż tyle dobrego. 

— Wiem, że postawiłem cię w trudnej sytuacji — zaczął, opierając się plecami o budynek hotelu, zupełnie nie wiedząc co powinien dalej mówić. — Rozumiem, że to dla ciebie... Wiem, że jest ci ciężko z tym wszystkim, a teraz jeszcze musisz użerać się ze mną, ale... 

— Ja właśnie w tej sprawie — wtrąciła, odbierając od Austriaka papierosy. — Gregor, jestem ci naprawdę wdzięczna za twoją pomoc, wierz mi. Za wożenie mojego tyłka po Innsbrucku za swoje pieniądze, za pomoc w rozeznaniu się w mieście, za twoje dobre rady, za to, że mogłam na ciebie liczyć i się tobie wygadać... Naprawdę dziękuję. Serio, twoja pomoc była... Nieoceniona. 

— Ale? 

— Ale wiesz, że to nie ma sensu, prawda? — uniosła brew. — Ty i ja. Nie wiem na co liczyłeś, ale widzę, że nie dasz mi spokoju, póki tego nie usłyszysz, więc skoro tego potrzebujesz, powiem to. Nic z tego nigdy nie będzie, bo ja tak żyć nie umiem. Nie możesz zjeść ciastka i jednocześnie mieć ciastka. Czasem musisz wybrać. A ja wybieram Kennetha, Gregor. Zawsze wybiorę jego, rozumiesz? 

Gregor Schlierenzauer poczuł się wybitnie oszukany. Przyszedł tu z planem, by wyłożyć na stół wszystkie karty jakie miał, zagrać va banque, ale zanim zdążył chociaż je odwrócić, ona spektakularnie go zmiażdżyła. 

— Miło, że mówisz mi to już po tym, jak się ze mną przespałaś — odparł po chwili opryskliwie, kręcąc głową. 

— Niczego ci wtedy nie obiecywałam — zauważyła. — Ani wtedy w Oberstdorfie, ani nigdy później. Nie czyń tego trudniejszym, niż już jest. Dobrze wiedziałeś co robisz. Liczyłeś, że nagle zostawię człowieka, którego przez tyle lat kochałam? 

— Nie wiem na co liczyłem, ale z pewnością nie na to — stwierdził, czując, że robi mu się coraz gorzej. 

Wiedział, że zaczynał ją tracić. A właściwie zauważył, że nigdy tak naprawdę nie była jego. 

— W takim razie nie mogę dać ci tego, na co liczysz — powiedziała cicho, gasząc papierosa o ścianę hotelu, po czym wrzuciła końcówkę do stojącego obok śmietnika. — Nie chcę tego przedłużać, Gregor. Przepraszam, jeśli zrobiłam ci jakieś nadzieje, bo nie miałam zamiaru. 

Odwróciła się z zamiarem powrotu do hotelu, ale w ostatniej chwili zatrzymał ją, zaciskając swoją dłoń na jej przedramieniu tak mocno, że syknęła z bólu. 

— Naprawdę zamierzasz teraz tak po prostu sobie iść? — popatrzył na nią z niedowierzaniem, a ona próbowała wyrwać rękę z jego uścisku. 

— Tak Gregor, puść mnie w końcu — prychnęła, szarpiąc się mocniej. — Nie mam ci nic więcej do powiedzenia. 

— Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz — zażądał, przyciągając ją bliżej siebie. — Powiedz to i dam ci spokój, obiecuję. 

— To zupełnie nie twoja sprawa — powiedziała, a sytuacja zmusiła ją do ostateczności, więc z całej siły nadepnęła Schlierenzauerowi na stopę. 

Kiedy jego uścisk na jej ręce zelżał, błyskawicznie wyrwała się i w mgnieniu oka zniknęła za drzwiami hotelu, a Gregor Schlierenzauer został na mrozie, przeklinając pod nosem samego siebie.

lego house | g. schlierenzauer; k. gangnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz