11.

391 30 4
                                    

Astrid naprawdę nie wierzyła, że to się zdarzyło. Przecież nie mogła przespać się z Gregorem Schlierenzauerem. A jednak wszystkie dowody właśnie na to wskazywały. Po pierwsze fakt, że obudziła się bez absolutnie niczego na sobie i nie zamarzła tylko dzięki ciepłej kołdrze, po drugie porozrzucane wszędzie na podłodze ubrania, które definitywnie nie należały do niej i wreszcie po trzecie, sama obecność Gregora Schlierenzauera, siedzącego przy otwartym oknie, obracającego między palcami odpalonego papierosa, na którego widok zmarszczyła brwi. 

— Skąd ty do cholery wziąłeś papierosy? — spytała, poprawiając poduszkę pod głową. 

— Można powiedzieć, że pożyczyłem — odparł, uśmiechając się nikło, wskazując ruchem głowy na półkę, gdzie leżały jej czerwone Malboro. — Nici z twojej próby uniknięcia demoralizowania skoczków — dodał, wzruszając ramionami. 

— Nie masz ich ode mnie, moje sumienie jest czyste — zaśmiała się gorzko, siadając. — Zostawiłeś mi chociaż jednego? — spytała, a on rzucił w jej kierunku paczkę i zapalniczkę. 

Zawinięta w kołdrę podeszła do okna i usiadła na parapecie, wsuwając między usta papierosa po czym przysunęła szklaną popielniczkę bliżej siebie. Westchnęła cicho i zerkając na ciemności za oknem odpaliła papierosa. Nie miała potrzeby obwiniać się za to, że Schlierenzauer grzebał w jej rzeczach i znalazł papierosy, ale zdecydowanie nie mogła powiedzieć, że miała czyste sumienie. 

— Wiesz co Gregor? — spytała, nawet na niego nie patrząc, ale wyczuła, że to on zerka na nią. — Z ciebie taki astmatyk, jak z koziej dupy trąba — stwierdziła, obracając się w jego kierunku, a mężczyzna zdusił parsknięcie śmiechem. — Powiedz lepiej która godzina — dodała, opierając głowę o szybę. 

— O której wyjeżdżacie? — spytał, rozglądając się po pokoju za swoim telefonem, by móc podać jej godzinę. 

— Śmiałe z twojej strony sądzić, że mam pojęcie. 

Nie, Astrid zdecydowanie nie miała czystego sumienia, ale... Kiedyś usłyszała, że poczucie winy jest wyborem. A ona nie chciała go wybierać. Tak, zdrada Kennetha była faktyczna, rzeczywista, nie była żadnym wyobrażeniem a najprawdziwszą prawdą, popartą dowodami, które na jej ciele pozostawił Schlierenzauer, ale zastanawiała się, czy Kenneth zasługiwał na jej wyrzuty sumienia. Bo on najwyraźniej nie miał żadnych obiekcji, żeby potraktować ją jak śmiecia i zranić w najbardziej bolesny sposób, jaki tylko się dało, więc dlaczego niby ona miała czegoś żałować? 

Nie, Astrid nie żałowała, bo po raz pierwszy od dawna poczuła coś innego niż ból i rozczarowanie. Po raz pierwszy od dawna poczuła się chciana. Gregor jako jedyny potrafił chociaż na chwilę uśmierzyć jej cierpienie i miała wrażenie, że gdyby nie to, już by się dawno posypała. 

Poza tym, to był tylko jeden raz, powiedziała sobie, jakby utwierdzając się w przekonaniu, że miała rację. 

Problem polegał jednak na tym, że na jednym razie się nie skończyło. Bo Gregor przyszedł do niej w Ga-Pa i nie miała serca go odrzucać. A potem zaprosił ją do swojego domu w Innsbrucku i też nie umiała odmówić. W Bischofshofen sama do niego przyszła, a on nie protestował. Nie umieli sobie wzajemnie odmówić. Przekleństwem człowieka jest wieczne niezaspokojenie...

Gdy po Turnieju Czterech Skoczni Astrid wróciła do domu wcale nie czuła się lepiej, niż przed wyjazdem. Wręcz przeciwnie, wszystko w niej rozrywało się na części między tym czego pragnęła, a między tym co powinna. Znów była na wszystko wściekła. Na Gregora, że nie potrafił jej odepchnąć, na samą siebie, że zawsze mu ulegała, i na cholernego Kennetha, przez którego to wszystko się zdarzyło. 

lego house | g. schlierenzauer; k. gangnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz