14.

375 26 0
                                    

Następnego ranka obudziła się, ku swojemu zaskoczeniu, całkiem wyspana. Ból w kręgosłupie, który towarzyszył jej za każdym razem, gdy zwlekała się z kanapy nie miał dzisiaj prawa bytu, bo łóżko w sypialni było wyjątkowo wygodne, ale Astrid stwierdziła, że musiała to być kwestia przyzwyczajenia. Nie licząc hotelowych łóżek, które i tak zazwyczaj nie spełniały jej oczekiwań, przywykła do nienaturalnego wyginania się na niewygodnych kanapach, a tu nareszcie jakaś miła odmiana. 

Kiedy otworzyła oczy przywitały ją promienie zimowego słońca, chociaż w mieszkaniu, mimo ogrzewania, było potwornie zimno. Z pewnością powodem tego były pootwierane wszędzie okna, których nikt wczoraj nie zamknął. 

Westchnęła ciężko i usiadła, owijając się szczelniej kocem, którym wczoraj przykrył ich Kenneth. Zerknęła na niego, by upewnić się, że nadal śpi, ale zaskoczona zdała sobie sprawę, że Kenneth nie tylko nie śpi, ale siedzi na łóżku, opierając się plecami o wezgłowie i ma na sobie jeden z tych okropnych świątecznych swetrów, które dostał od kolegów z drużyny. 

— Cześć — powiedział, patrząc na nią, po czym odgarnął szybkim ruchem potargane włosy z jej twarzy, a ona próbowała przetworzyć w głowie wszystko, co zdarzyło się pomiędzy nimi poprzedniego dnia. 

Doszła do wniosku, że przecież nie wydarzyło się nic, a zarazem zdarzyło się wszystko, bo Kenneth zaczął zachowywać się względnie normalnie. Niby nic, ale to zmieniało właściwie wszystko. Nadal nie wiedziała czym uwarunkowana była ta zmiana, ale miała nadzieję, że nie jest to jakieś chwilowe wahanie nastroju, a Kenneth nie wsiada właśnie na emocjonalną huśtawkę i wszystko będzie zmierzać w dobrym kierunku. 

— Cześć — odparła, przeciągając się. — Idę zamknąć okna, bo idzie zamarznąć — powiedziała, wstając z łóżka. — Boże, Kenneth, dlaczego ich nie zamknąłeś, skoro wstałeś? 

— Nie sięgam do klamek — mruknął, a rysy jego twarzy mocno się zaostrzyły. 

— No tak... przepraszam — szepnęła, strzelając sobie mentalnego plaskacza. — Ale mogłeś mnie obudzić — dodała, zawijając się szczelniej w koc. 

— Wyglądałaś, jakbyś potrzebowała snu — wzruszył ramionami. — Zamierzasz iść je w końcu pozamykać, czy nie? — spytał, unosząc brwi, a ona zniknęła za drzwiami, krzywiąc się na ten znajomy, pretensjonalny ton. 

Zamknęła okna i wstawiła wodę na herbatę, zastanawiając się, czy powinna wracać do sypialni, skoro Kenneth na powrót wydawał się być rozdrażniony. A może tylko jej się wydawało i ona sama już była przewrażliwiona? Przetarła twarz dłonią, zalewając wrzątkiem torebki z herbatą, posłodziła je i ruszyła z powrotem w kierunku sypialni, decydując, że skoro jest szansa, żeby między nimi doszło do jakiegoś porozumienia to należy ją wykorzystać. 

Postawiła jego kubek na szafce obok, a sama usiadła po drugiej stronie, zerkając niepewnie na swojego narzeczonego, zastanawiając się co właściwie powinna teraz zrobić. Zaskakujące, jak przywykła do tego irytującego, wielce niezadowolonego, wrednego Kenneta Gangnesa, że już zapomniała jak ma reagować, gdy zachowuje się zwyczajnie. 

— Czemu nic nie mówisz? — spytał nagle, obracając głowę w jej kierunku i lekko ją przekrzywiając. — Proszę Astrid, powiedz coś... 

— A co chciałbyś usłyszeć? — westchnęła, opierając się o wezgłowie łóżka, rzucając Kennethowi ukradkowe spojrzenia. — Nie chcę żebyś znowu był dla mnie niemiły — dodała, czując jak jej serce łomocze w piersi. 

— Nie chcę ci sprawiać przykrości — powiedział szybko, przysuwając się niezdarnie w jej stronę. — Po prostu... Wiem, że byłem nie w porządku wobec ciebie, wobec mamy i chyba... Dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę, ale... nie umiałem inaczej. 

lego house | g. schlierenzauer; k. gangnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz