8.

396 27 2
                                    

Gregor miał świadomość, że z Astrid nie jest w porządku, jednak nie zamierzał dzielić się tym spostrzeżeniem z Kennethem. Głównie dlatego, że Astrid tego nie chciała i sama zapewniała swojego narzeczonego, że wszystko już jest dobrze, a Schlierenzauer nie zamierzał ingerować w ich sprawy, widząc, że ich relacje już i tak są napięte.

Gregor Schlierenzauer miał niebywale sprawne oko, a jego umysł szybko przetwarzał obrazy na informacje, a więc nie sprawiło mu trudności stwierdzenie, że między nimi nie układało się najlepiej. Udawał jednak, że niczego nie zauważył, wiedząc doskonale, że w żadnym wypadku nie jest to jego sprawa, chociaż nie mógł powstrzymać się przed posyłaniem Astrid ukradkowych spojrzeń i szybkim odwracaniu wzroku, zupełnie jakby bał się, że zostanie na tym przyłapany na czymś niewłaściwym.

A Astrid, mimo że właściwie doszła już do siebie, nadal czuła, że jej dłonie lekko drżą, a ona sama nie do końca ma pojęcie co właściwie się z nią działo. Nigdy nie dostała takiego ataku, jak dzisiaj na tym lotnisku i właściwie przerażało ją to, że nie jest w stanie kontrolować już więcej swoich emocji, ani właściwie swojego niczego. 

Miała wrażenie, jakby znalazła się na ostrym zakręcie, wypuszczając jednocześnie kierownicę z rąk, a w dodatku Kenneth absolutnie niczego nie ułatwiał, wypytując o to zdarzenie przy Gregorze, mimo że Astrid dawała mu wyraźne znaki, żeby pozwolił temu tematowi umrzeć śmiercią naturalną. 

Miała szczęście, że Gregor miał tyle przyzwoitości, żeby się nie wtrącać i udawał, że tej rozmowy w ogóle nie było, bo naprawdę nie chciała go w to wszystko angażować. Już i tak miał z jej powodu wystarczająco dużo na głowie. 

— Słuchaj, może wszedłbym na kawę? — zapytał, kiedy wysadził ją i Kennetha pod ich nowym mieszkaniem. — Nie chcę się wpraszać, ale nie wyglądasz zbyt dobrze — zauważył, a ona natychmiast wcisnęła nadal trzęsące się dłonie do kieszeni. 

Wiedział, że gdyby coś takiego się powtórzyło Gangnes nie byłby w stanie jej pomoc z oczywistej przyczyny, a Gregor mimo wszystko chciał zostawić ich z czystym sumieniem, wiedząc, że jeśli teraz by pojechał  do siebie chyba umarłby z nerwów. 

Astrid spojrzała na niego nieprzekonana, ale Schlierenzauer już i tak podjął za nią decyzję, bo przewiesił sobie jedną z jej toreb przez ramię, zamknął samochód i nie wyglądało, jakby zamierzał do niego wrócić w ciągu najbliższych minut. 

Kenneth potraktował to z chłodną obojętnością i zamiast czymkolwiek się przejmować spróbował jechać po oblodzonym chodniku, ale tym razem bez kłótni dał za wygraną, kiedy Astrid zaczęła go pchać, nie chcąc już zapewne prowokować żadnych incydentów. 

Mieszkanie, mimo że dość skąpo urządzone, sprawiało wrażenie całkiem dużego. Pewnie z powodu jasnych ścian i niewielu mebli, bo w rzeczywistości miało niecałe sześćdziesiąt metrów kwadratowych, ale Gregor musiał przyznać, że miało swój urok. Zauważył, że Kenneth z Astrid nie przywieźli zbyt wiele rzeczy, bo zauważył tylko kilka całkiem niedużych kartonów, ale szybko zdał sobie sprawę, że część z pewnością zdążyli już wypakować. 

— Gregor, możesz chwilę poczekać, ja tylko pokażę Kennethowi mieszkanie, dobrz...

— Obejdzie się, dam sobie radę — uciął Norweg, zanim Astrid  w ogóle zdążyła dokończyć zdanie. 

Zrzucił z siebie kurtkę i z trudem pozbył się zimowych butów, po czym bez słowa zniknął za drzwiami sypialni, zatrzaskując je za sobą. 

Astrid westchnęła cicho, unikając spojrzenia Schlierenzauera, z pewnością zaskoczonego takim zachowaniem Kennetha. Cóż, wcale się mu nie dziwiła, bo ten Kenneth Gangnes w żaden sposób nie przypominał tego, kim był kiedyś. Miała wrażenie, że jej narzeczony istniał teraz podwójnie w jednym ciele. Kenneth sprzed wypadku i Kenneth po wypadku walczyli ze sobą w tym jednym, fizycznym Kennetcie Gangnesie i nie trudno było stwierdzić który z nich wygrywał. 

— Jaką chcesz tą kawę? — spytała, wyciągając z szafki kubki. — Uprzedzam, nie mam zbyt dużego wyboru — dodała, uśmiechając się przepraszająco, ale Gregor machnął na to jedynie ręką. 

— Rozpuszczalna zwykła może być — odparł, przyglądając się jej uważnie i zastanawiając się jakim cudem to zachowanie Kennetha nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. 

Nie chciał być nachalny i wypytywać, ale domyślił się, że skoro pozostała na to niewzruszona to zapewne musiała znosić jego dużo gorsze humory i nagle poczuł do niej jeszcze więcej współczucia, niż wcześniej. 

— Mleko, cukier? — spytała, zerkając na niego, a on tylko pokręcił głową. — Wybacz, że nie mam nic innego, żeby cię poczęstować, ale zrobiłam dopiero małe zakupy — wyjaśniła, stawiając przed nim kubek, po czym usiadła obok niego. — Dzięki za dzisiaj, Gregor, poważnie. 

— Byłaś z tym u lekarza? — uniósł brwi, uważnie przyglądając się jej odruchom i mimice twarzy, chcąc mieć pewność, że usłyszy prawdę. 

Wiedział jak to jest, kiedy nie jest okej, bo też miał taki okres w życiu i żałował, że ukrywał to przed wszystkimi. Teraz zależało mu, żeby Astrid wiedziała, że to nie jest powód do wstydu. Że to w porządku, że czasem jest nie w porządku. Mimo że nie byli ze sobą zbyt blisko, a raczej dopiero stawali się sobie bliscy, miał nadzieję, że Astrid przyjmie jego wyciągniętą dłoń i pozwoli sobie pomóc. 

— Nie — odparła jedynie, wzruszając ramionami. — Nie obraź się Gregor, ale... Naprawdę nie chcę o tym z tobą rozmawiać. 

Dziwny żal przesłonił mu na chwilę jasne rozumowanie i Schlierenzauer poczuł się zraniony, ale kilka sekund później się otrząsnął. Wiedział, że nie istniał żaden racjonalny powód, by Astrid zwierzała mu się ze swoich problemów, ale on naprawdę nie chciał, żeby zostawała z tym sama. Domyślał się, że na swojego narzeczonego nie może liczyć, a w takich chwilach najważniejsze jest, żeby nie być samemu. 

— Przechodziłem kiedyś coś podobnego — powiedział po chwili, a Astrid uniosła pytająco jedną brew. — Mi akurat zdarzały się sporadycznie, ale... musiałem nauczyć się z nimi walczyć, żeby żyć normalnie. Wiesz, mam astmę i zawsze jak miałem taki atak to jednocześnie miałem atak duszności i to było... dość niebezpieczne. 

— Przykro mi, że tego doświadczyłeś — stwierdziła, mieszając gorący napój w swoim kubku zupełnie bezcelowo. — Pogadam z lekarzem, obiecuję, ale proszę... Nie wspominaj o tym nikomu, dobra? 

— Nie musisz się martwić, możesz na mnie liczyć — uśmiechnął się przyjaźnie, po czym nieświadomie położył swoją dłoń tak blisko jej, że zetknęli się palcami. 

Astrid zamrugała szybko, po czym odsunęła rękę, nie komentując jednak tego ani jednym słowem, a Gregor natomiast z przerażeniem zdał sobie sprawę, że to również go zabolało. 

— Wiesz, chyba powinienem się już zbierać — stwierdził, dopijając do końca niezbyt dobrą kawę, będąc jednak zbyt grzecznym, by jej nie wypić, skoro sam poprosił. 

Astrid skinęła głową, czekając, aż Gregor podniesie się i ubierze, żeby móc go odprowadzić, ale wydawało się jej, że Austriak stara się swoje wyjście opóźnić z zupełnie nieznanego dla niej powodów. Widziała jak Gregor powoli zapinał guziki od swojego płaszcza, ale nie popędzała go, częściowo chcąc, żeby został jeszcze choć chwilę, ale wydawało się, że to nieuniknione. 

Jakaś część Gregora również chciała zostać, jednak przegrała wewnętrzną batalię ze wszystkimi innymi częściami, które domagały się od niego opuszczenia tego mieszkania. Pożegnali się szybko, bez zbędnych ceregieli, ale Gregor czuł w kościach, że coś jest nie w porządku i kiedy mijał oświetlone ulice Innsbrucka, słuchając jednocześnie Guns 'n Roses w radiu, zdał sobie sprawę, że musi jak najszybciej ugasić iskrę w sobie, zanim wznieci ona pożar. 

lego house | g. schlierenzauer; k. gangnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz