— Na pewno wszystko jest załatwione? — spytała, trzymając telefon przy uchu ramieniem, a dłońmi wiązała sznurówki swoich butów. — Dobra, dzięki Alex, my właśnie wychodzimy z domu, powinniśmy być chwilę po czternastej w Lublanie, cześć!
Astrid rozłączyła się i wcisnęła telefon do kieszeni, zerkając przez ramię, czy Kenneth na pewno daje sobie radę z ubraniem się, ale wyglądało na to, że szło mu lepiej niż jej. Miała czapkę tył na przód, szalik zwisał jej krzywo i miała rozpiętą kurtkę, a to wszystko przez budzik, który z jakiegoś powodu jej nie dobudził.
Postanowili z Kennethem wybrać się na kończące tegoroczny sezon Mistrzostwa Świata w Lotach w Planicy, ale nie wspomnieli o tym słowem chłopakom z kadry, chcąc im zrobić niespodziankę, dlatego zaangażowali w swój plan trenera Norwegów, który załatwił im nocleg, Maren, mającą odebrać ich z lotniska w stolicy Słowenii, oraz Anję, która obiecała wywabić norweską kadrę A z hotelu na czas, kiedy oni będą się meldować w recepcji.
Na szczęście nie spóźnili się i wszystko poszło zgodnie z planem, aż do samego końca, bo kilka minut przed szesnastą siedzieli już w pokoju hotelowym w pobliżu Planicy, gotowi, żeby zaskoczyć przede wszystkim Andersa i oczywiście resztę chłopaków.
— Nie myślałem, że jeszcze kiedyś pojawię się na skoczni — stwierdził Kenneth, wyglądając przez okno, gdzie daleko w tle mogli dostrzec czubek Letalnicy. — Myślałem, że po tym wszystkim nie będę mógł patrzeć na skoki, ale jednak... Nadal je kocham — dodał.
— Ja też — pokiwała głową, dołączając do Kennetha. — Szkoda, że nigdy nie będę miała okazji tu skoczyć — westchnęła.
— Czekaj, co to znaczy nigdy? — Kenneth zmarszczył brwi, zerkając na nią. — Astrid ty chyba nie myślisz o...
— Podjęłam decyzję, Kenneth — nie pozwoliła dokończyć mu zdania. — Nie rozdwoję się, żeby być jednocześnie w domu i na skoczni. Nie trenuję od czasu twojego wypadku, nie wiem nawet czy ja w ogóle jestem w stanie wrócić na skocznię — dodała.
— Przecież nie możesz się tak po prostu poddać, słyszysz? — Kenneth szturchnął ją w ramię, a ona tylko wzruszyła ramionami. — Powinnaś dać sobie jeszcze szansę, albo przynajmniej nie mówić, że jej nie masz — ciągnął dalej, ale ona już go nie słuchała.
Zamiast skupić się na tym, co do niej mówił, wpatrywała się w ekran telefonu, a dokładniej artykuł, podesłany jej przez Maren. I może nadal nie nauczyła się dość dobrze niemieckiego, ale widząc swoje nazwisko w jednym nagłówku z nazwiskiem Schlierenzauer wiedziała, że ma kłopoty.
Na początku sądził, że to dobry pomysł. Później nie był już tego taki pewien, ale w ostateczności nic przecież nie ryzykował. Gregor Schlierenzauer nie był pierwszym lepszym matołem, żeby samemu nadstawiać karku i gotować się na lincz, który może zgotować im dwojgu opinia publiczna.
CZYTASZ
lego house | g. schlierenzauer; k. gangnes
FanfictionAstrid nie chciała zostać fizjoterapeutką norweskiej kadry narodowej mężczyzn... A przynajmniej nie wtedy, kiedy jej kariera miała się rozwijać, ale życie czasami rzuca nas w najmniej oczekiwane miejsca i musimy uwierzyć, że to te właściwe. Gregor...