W cyrku historii nie brakowało nigdy ani lwów, ani męczenników.
~Albert Camus
⑅Budzę się i od razu wdycham piękny zapach perfum, jakimi lubi pryskać się Jimin. No tak, w końcu leżę zaraz za nim i obejmuję jego drobne ciało. Przywarłem do niego jak łyżeczka do łyżeczki. Z tym, że ja jestem trochę większy, nawet jeśli to on jest starszy.
Leżę w bezruchu parę chwil, a gdy otwieram oczy widzę czuprynę Jimina. Róż już powoli schodzi, blakną jego pukle. Na czubku głowy Jimina widać pierwsze całkowicie czarne włosy. Jego naturalny kolor jest przecież taki sam, jak mój. Całuję tył jego głowy, a niedługo później Jimin budzi się i przeciąga. Chwilę marudzi na swoje podpuchnięte oczy. Oboje ubieramy się w coś luźnego, by móc iść na śniadanie.
Jimin poprawia włosy przy toaletce, a potem narzuca na siebie krótką koszulkę, w której chce wyjść. Jeszcze czego, myślę, zaraz patrząc na niego groźnie. Każdy doskonale wie, że Jimin jest łakomym kąskiem i wielu trzyma ręce przy sobie tylko dlatego, że Namjoon bardzo nas lubi. Drugim argumentem jest zawieszona przy pasku broń, którą dostałem właśnie od niego. Czy wahałbym się wsadzić lufę w czyjąś gębę, szczególnie jeśli z tej gęby kapałaby ślina na widok Jimina? Odpowiedź jest dość oczywista, tak samo jak i szybkość strzałów, jakie by padły, jakbym tylko zauważył kilka wlepionych w chłopaka par oczu.
– Uwielbiam jak jesteś zazdrosny, kochanie – świergota Jimin, chyba zapominając o tym, co się stało, jak ostatnio naprawdę byłem bardzo, bardzo zazdrosny.
– Nie możesz paradować w takim stroju. Tae może mieć racje, sam się prosisz o kłopoty.
– Kocham kłopoty – śmieje się Jimin, zakładając na tyłek jakieś spodnie. Ja też jestem już gotowy, więc łapię jego drobniejszą dłoń i wychodzimy z namiotu.
Jimin jest duszą towarzystwa. Wszyscy go lubią i w rozmowie nie ma nikogo, kto mówiłby ciekawiej od niego. Każdy się słucha, gdy Jimin opowiada żart, czy anegdotę.
Gdy siedzimy już na śniadaniu, pilnuję, by chłopak dobrze zjadł. Obiecałem dziś gdzieś go zabrać. Namjoon pozwolił mi się urwać, skoro to nasz ostatni dzień w tym mieście. Życie w cyrku już takie jest. Wieczne przeprowadzki z jednego stanu do drugiego, z jednej mieścinki do drugiej. Dziś ostatni pokaz i w nocy zabieramy nasze rzeczy, a szkoda, bo trzeba przyznać, że publiczność tu była wyjątkowo bezproblemowa. Jemy więc spokojnie nasze tosty i jajka, które w pocie czoła smażyła Maggie – przekochana kobiecina, która dba o całą kuchnię. Ma pomocnice, ale to nie lada wyzwanie gotować dla tylu ludzi. Samych klaunów w cyrku jest prawie dwudziestu. Nie licząc artystów i świty Namjoona jest tu mnóstwo tych, którzy zajmują się przewozem, czy bezpieczeństwem. Jest nas sporo i każdy się zna. I nikt nigdy nie narzeka na kuchnie Maggie. Dziś też smakuje nam jej jajecznica i kompot, który zrobiła tylko dlatego, że okoliczni mieszkańcy podrzucili jej tony owoców. Na widowni trafiają się różni ludzie.
Popijam więc kompot z czereśni i patrzę jak Jimin śmieje się z żartu Hoseoka. Na Hoseoka natomiast patrzy Jisoo, a raczej wlepia w niego swoje umalowane ślepia, jakby chciała go zjeść. Jisoo nadal jest dla mnie zagadką i to się chyba nigdy nie zmieni. Nie widzę przy stole Taehyunga, ale to nic dziwnego. Jest raczej wcześnie, a Kim lubi pospać. Jest natomiast nasza wielka gwiazda. Na końcu stołu siedzi Seokjin i grzebie widelcem w jajkach. Wygląda na obrażonego i widać, że raczej nie słucha tego, co ludzie dookoła mają do powiedzenia.
Seokjin często jada sam. Zaszywa się w swoim luksusowym namiocie, jakby nie chciał porazić nas swoim blaskiem. Namjoon namawia go czasami, by usiadł ze wszystkimi, ale ja mam wrażenie, że Jin po prostu czuje się od nas lepszy. Nawet jeśli faktycznie tak jest to trochę mnie to wkurza.
CZYTASZ
Euphoria Garden | pjm&jjk
FanfictionCzy jeśli jesteśmy "inni", to czy w grupie odmieńców będziemy mogli czuć się w końcu "normalni"? I jak wiele jesteśmy w stanie zrobić dla kogoś, od kogo decyzji zleżeć będzie reszta naszego życia? Jeongguk jest "inny", a jego rodzina podkreśla to n...