12 - lavender death

602 83 85
                                    

Tajemnicę można zachować jedynie wtedy, gdy jest się samemu i powierza ją szeptem pustej studni w samo południe.

~ James Clavell, Shōgun


Kolejne miasta i stany przemierzaliśmy z raz lepszymi, raz gorszymi wynikami sprzedaży naszych biletów. O zdecydowaną większość miejsc na postój zadbał z dużym wyprzedzeniem Namjoon, więc przynajmniej na razie nie musiałem się o to martwić. Kolejnym punktem na mapie było więc Vincwick – miasto pełne ludzi, pełne ładnych restauracji i drogich samochodach przy nich stojących. Wiedziałem też, że z tego powodu będę miał dużo pracy z euforią i notatki Namjoona potwierdzały moje przypuszczenia. Na liście było wiele nazwisk, dat, notatek, więc wczytywałem się w nie, próbując zapamiętać najważniejsze rzeczy i jakoś się do tych spotkań przygotować.

Odkąd zostałem głównym dowodzącym tego statku minęły ponad dwa miesiące. A odkąd na widowni zauważyłem mojego brata minęły dwa tygodnie. Czas trochę mnie uspokajał. Zacząłem nawet zastanawiać się, czy aby nie miałem halucynacji, czy może po prostu trafił nam się w cyrku sobowtór Micah. W końcu byłem pewny, że gdybym wtedy naprawdę zobaczył swojego brata to ten rozpoznałby również mnie. Oprócz tego, że się wyróżniałem, to nie maskował mnie za bardzo ani strój, ani makijaż sceniczny. No i raczej nie dało się pośród tylu amerykanów pomylić takiego mnie, zwłaszcza, że przez wiele lat mieszkałem z Micah pod jednym dachem, bawiłem się z nim i wygłupiałem.

Szybko odrzucam myśli o bracie, bo zaczynają one schodzić na niebezpieczne tory. Myślę o ojcu, przypominam sobie jego twarz porośniętą zarostem, jego chłodne jak lód oczy.

– Wszystko w porządku? – pyta Jimin, nagle siadając na brzegu biurka, które wstawiłem do naszego namiotu, by mieć gdzie "pracować". To słowo w moich własnych ustach brzmi co najmniej dziwnie.

– Tak – mówię, posyłając mu uśmiech, zamykając notatnik, wcześniej wkładając do niego zakładkę.

– A mógłbyś zajrzeć do Hoseoka? Pytał o ciebie, jak wracałem od Taehyunga – prosi Jimin, więc po niedługiej chwili zbieram się z miejsca i ruszam do namiotu Junga.

Gdyby pytał o mnie ktoś inny, najpewniej nie pospieszył bym się tak, jak teraz. Ale Hoseok zawsze był dla mnie wyjątkowo miły, pomocny i jako jeden z nielicznych potrafił dać poczucie względnego spokoju i bezpieczeństwa. Zwyczajnie lubiłem jego towarzystwo, dlatego nie zwlekałem z pójściem do niego.

Jak się okazało Hoseok potrzebował konsultacji w sprawnie naszego jednego z dwóch koni. Silver Star i Goldie były z nami podobno najdłużej ze wszystkich zwierząt i Hoseok bardzo o nie dbał. Wiadomość o złamaniu przez Silvera nogi bardzo go zdołowała, zwłaszcza, że okazało się, że nie jest to jedyny problem zdrowotny, z jakim boryka się klacz.

– Ostatnio zwierzęta padają nam jak muchy. Pudle co chwilę na coś chorują. Nie pamiętam ile razy wyciągałeś z kapelusza innego królika. Niedawno musiałem uśpić te nowe papugi, a teraz ta maleńka – wzdycha Hoseok, kiedy po obejrzeniu konia obaj siedzimy u niego w namiocie. Mężczyzna sięga do swojego stolika, pod którym trzyma kilka butelek. Zaraz wstaje i przynosi szklanki. Odmawiam, ale zaraz widzę jego wzrok i proszącą minę. – Nie rób mi tego, Jeongguk. Wiesz, jak przeżywam te zwierzaki. Potrzebuję się napić, a nie mam z kim – mówi, a ja ulegam, myśląc, że faktycznie jeden, czy dwa drinki mnie nie zabiją.

Nie wiem, co Hoseok polewa. Smakuje jak wiśniowa nalewka, ale starszy tłumaczy tylko, że jest to specjał jego świętej pamięci matki.

– Od lat próbuję odtworzyć jej recepturę, ale nigdy nie wychodzi mi tak dobrze, jak jej wychodziło. Wydaje mi się, że dodałem już wszystkiego, ale nadal jest za słodko.

Euphoria Garden | pjm&jjkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz